Zarówno spisywanie historii, jak i jej literacki opis są kwestią interpretacji: selekcji faktów i doboru wartościujących kryteriów. Wedle powieściowej interpretacji Zyty Oryszyn komunizm, który w mniej lub bardziej radykalnej formie ogarnął tzw. „wschodnią” część powojennej Europy i świata, stanowił swego rodzaju „symboliczny potop”. „Symboliczny” nie w znaczeniu „bycia symbolem czegoś”, ale w charakterze odnośnika do symbolicznej płaszczyzny myślenia – do sfery wierzeń, poglądów i ideałów, czyli tego, co determinuje ludzką tożsamość.

Zagrożenia, z jakimi miała się spotkać jednostkowa tożsamość wraz z nadejściem „powodzi”, to po pierwsze własne rozmycie, a po drugie zlanie się z rzeszą innych. Groźba uformowania się ideologicznej masy, gdzie zaginąłby ślad po wcześniejszym (przedwojennym) zróżnicowaniu. Tytułowa „Atlantyda” byłaby więc zarówno „krainą” utopioną pod akwenem komunizmu, jak również zindywidualizowanym wspomnieniem o tej „krainie”. Takim jej obrazem, który człowiek może utrzymywać w swojej pamięci niezależnie od zewnętrznych, ideologicznych fluktuacji. Zawarty w tytule rzeczownik „ocalenie” pochodzi od czasownika dokonanego „ocalić”, co od początku zdaje się sugerować czytelnikowi, że proces „ocalania Atlantydy” zwieńczony będzie sukcesem. Zarazem jednak tytuł może być zaledwie określeniem intencji bohaterów powieści – urzeczywistnionej przez nich tylko połowicznie, dlatego odpowiedzialność za jej realizację przejąć musi literatura. W jednym i drugim przypadku wysunąć można przypuszczenie, że choć temat rozmywania się tożsamości charakterystyczny jest dla literatury postmodernistycznej, to powieść Oryszyn oparta jest na modernistycznym przeświadczeniu o wartości tego, co jednostkowe jako jedynej gwarancji istnienia – bycia „sobą”. Przeświadczenie to implikowałoby przekonanie, że – parafrazując jednego z bohaterów powieści – „prywatna historia wszechświata” każdego człowieka paradoksalnie stanowi wartość uniwersalną i jako taka składa się na dziedzictwo całej ludzkości. Różnica pomiędzy postmodernistycznym podejściem do tożsamości a tym reprezentowanym przez Ocalenie leży w konsekwencjach, jakie wiążą się z tej tożsamości rozmyciem. Zamiast postmodernistycznej swobody w samodzielnym konstruowaniu własnej tożsamości przy użyciu elementów dostępnych w przestrzeni społecznej i kulturowej, w świecie z powieści Oryszyn konsekwencją rozmycia się tożsamości może być tylko światopoglądowe ubezwłasnowolnienie.
W efekcie zagrożenie absolutnej unifikacji jest dla bohaterów powieści bodźcem do skondensowania własnego „ja”. Choćby i pod pozorem akceptacji panującego ustroju. Owo zagrożenie znajduje swój tekstowy wyraz w metaforze tsunami:

Tsunami rodzi się nie tylko na oceanach. Są takie fale tsunami (…), które rodzą się w oceanie psychiki jednych  ludzi, by dotknąć śmiertelnie Bogu ducha winnych innych ludzi. Na przykład tsunami drugiej wojny światowej zrodziło się w sercach Hitlera i Stalina. Roztrzaskało ono wiele ludzkich istnień i planów.

Powyższy cytat to słowa jednej z bohaterek – niejakiej babci Walewskiej. Interpretowany pod kątem postaci świadczy on o jej głębokiej emocjonalności; sentymentalizmie ocierającym się o pretensjonalność. W kontekście całości utworu stanowiłby wyraz perspektywy etycznej, wedle której na ludzką tożsamość składają się nie tylko poglądy i wierzenia, ale również uczucia. Jako takie miałyby zaś stanowić wartość samą w sobie – niezależnie od personalnych umiejętności ich wyrażania. O nich świadczy natomiast zindywidualizowany język postaci, który często muszą one fałszować w obawie o własne bezpieczeństwo. Kontrastowe zestawienie postaci w oparciu o ich język pokazuje racjonalna definicja tsunami autorstwa syna babci Walewskiej, sąsiadująca z opisem dokonanym przez nią:

Tsunami to tajemnicza morska fala. Rodzi się w oceanach, nie wiadomo dlaczego. Na otwartym morzu nikt jej nie dostrzega. Widzi się ją dopiero wtedy, kiedy jest za późno, bo wypiętrza się już niszczycielsko na brzegu. I to wysoka jak wielopiętrowa kamienica, gnająca z prędkością jakiegoś diabelskiego pojazdu. Tsunami to jest śmierć dla wszystkiego i wszystkich.


Swoistym katalizatorem obu sposobów postrzegania świata w obrębie danego wątku jest perspektywa Olka Walewskiego – odpowiednio wnuka i syna wymienionych. Dwa opisy tsunami składają się w nim na groteskowe wyobrażenie „żelaznej kurtyny” jako ściany sięgającej aż po samo niebo, do przekroczenia której potrzeba albo sprzętu do wspinaczki, albo saperskiej łopatki. „Żelazna kurtyna” niczym fala tsunami wznosi się więc złowieszczo nad zamieszkiwaną przez Olka częścią wszechświata; wyłącza ten obszar spod boskiej władzy, a zasadą porządkującą rzeczywistości czyni odwróconą wersję solipsyzmu, gdzie o istnieniu decyduje już nie spojrzenie Stwórcy, ale spojrzenie komunizmu:

Poszły nawet słuchy, że na drugą stronę wszechświata przesiedlono samego Pana Boga, po stronie Moskwy zostawiając materię i nic, tylko materię i materializm. (…) Znaczyło to, że Boga nie ma już wszędzie i że nie na wszystko ma oczy otwarte, gwarantując istnienie. I że teraz na tę stronę świata zaczyna pilnie patrzeć komunizm, a na co spojrzy, temu bieda.


Obszarem, na którym spojrzenie komunizmu koncentruje się najsilniej (czy też inaczej: na którym krzyżują się ze sobą spojrzenia komunizmu i narratora Ocalenia), jest miasteczko Leśny Brzeg na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Każdy rozdział to historia kolejnej przesiedlonej rodziny. Oś akcji wyznaczają relacje pomiędzy starszymi członkami tej rodziny i najmłodszym, zawsze postacią. Członkowie pośredni – dorośli, którzy nie są jeszcze starcami – to ludzie ukształtowani charakterologicznie: silni wiarą w lepsze jutro lub załamani jej brakiem. Najstarsi na ewentualną wiarę nie mają już czasu. Wiek czyni ich bezbronnymi wobec powodzi historii i jedyne, co mogą zrobić, aby w niej nie utonąć, to złożyć swoje myśli i wspomnienia w najmłodszych – niczym w sarkofagu. Dla wnuków świat, który przechowują w pamięci rodzice i dziadkowie, jest tak samo obcy jak ten, do którego trafili po wojnie. Różnicy pomiędzy nimi nie ma dopóty, dopóki dziecko postrzega rzeczywistość w sposób zapośredniczony, przez pryzmat wiedzy czerpanej od starszych. Kiedy jednak dorasta na tyle, aby samodzielnie interpretować rzeczywistość, świat z opowieści starszych traci na realności; ulega przewartościowaniu, a dziecko powołuje do istnienia własną Atlantydę. W jej obrębie racjonalna rzeczywistość dopełniana jest często przez elementy groteski i magiczności. Podczas dojrzewania granice nowej Atlantydy przybierają coraz bardziej określoną formę i tylko na rubieżach pokrywa się ona z Atlantydą rodziców i dziadków. Funkcję ośrodka narracji przejmują wówczas kolejni młodzi, których Atlantyda dopiero ma powstać, a w których nowi dorośli znów upatrują szansy na ocalenie własnej.

Swoistą instrukcję lektury powieści stanowi rozdział I, gdzie postaci przedstawione są w niezindywidualizowany sposób. W miejscu ich imion występują określenia relacji rodzinnych, a wszystko, co początkowo wziąć można za znamiona indywidualności, okazuje się rezerwuarem cech i czynników, przy użyciu których charakteryzować się będzie bohaterów rozdziałów następnych. Na rezerwuar ten składają się m.in.: trauma wojny i trauma przesiedlenia, utrata bliskich, marzenia o ucieczce za granicę. Rozdział I pełni względem pozostałych funkcję archetypiczną – prezentuje schemat, na który w rozdziałach następnych naniesione zostały losy poszczególnych, zindywidualizowanych postaci, ulegając w jego obrębie przeróżnym rekonfiguracjom. Oś narracji I rozdziału przebiega od „Brata, który przeżył” – na tyle dojrzałego, aby samodzielnie interpretować świat – do jego „Siostry”. Jej tymczasowa ślepota uwydatnia interpretacyjną niesamodzielność najmłodszych bohaterów, skazanych na poznawanie świata za pośrednictwem osób, które ich otaczają.

W powieści zwraca uwagę paradoksalna powtarzalność motywów z życia osobistego bohaterów. Powracającymi figurami są  np. matka, która pisząc wiersze przepracowuje wojenną traumę, czy dziadek, pradziadek lub wujek w Afryce czy w Ameryce. Wydaje się, że poprzez tę powtarzalność autorka przemyca pytanie o granicę pomiędzy tym, co indywidualne, a co ogólne. Pytanie, na które może nie było miejsca w czasach opisywanych w powieści, ponieważ rozluźnienie granic własnego „ja” mogło być tragiczne w skutkach. Tym niemniej pojawia się ono za sprawą niejakiego Przeklętego Poety – pod koniec powieści, kiedy wycofuje się już „fala tsunami”, a PRL zmierza ku upadkowi. Przekleństwo poety bierze się z niemożności zaakceptowania faktu, że to, co pamięta, i wspomnienie o czym traktuje jako swoją wyłączną własność, okazuje się też wspomnieniem wspominanym przez kogoś obcego – kto tak samo ma do tego prawo. Ze swoją wyizolowaną od świata tożsamością Przeklęty Poeta wkracza w nowy czas. Nie jest on jeszcze czasem, gdy ludzie eksponują swoje Atlantydy, zamiast zasłaniać je przed sobą nawzajem – lecz najwyraźniej już taki czas zapowiada.


Zyta Oryszyn, Ocalenie Atlantydy
Świat Książki, 2012