Jedną z najbanalniejszych fraz w historii krytyki literackiej jest „autor zabiera czytelnika w podróż do...”, po czym zwykle padają najbardziej wymyślne określenia intrygującej krainy oraz warsztatu pisarza, który umożliwia dotarcie do niej. Przypadek Południa Andrzeja Muszyńskiego jest o tyle osobliwy, że autor naprawdę zabiera czytelnika w podróż do świata, który pozostaje wciąż tajemniczy i niezrozumiały dla przeciętnego Europejczyka. Nie ma krztyny populistycznej przesady w tak sformułowanej diagnozie książki, która odsłania polskiemu czytelnikowi rzadko uczęszczane trakty i zakątki świata. Co więcej, autor przybywa tam z zupełnie niespodziewanymi pytaniami.

Reporterska czujność, wyrażana właśnie w pytaniach, przywołuje wspomnienie literatury Ryszarda Kapuścińskiego, ale inspiracja ta nie wydaje się przesadnie podkreślana. Nie ma współcześnie polskiej szkoły reportażu bez Kapuścińskiego, nic dziwnego, że młodzi podróżnicy starają się równać do niego; inna sprawa, że dzieje się to z różnym skutkiem. Muszyński ma to szczęście, że jego talent narracyjny przeważa nad skłonnościami do chwilowej afektacji wywołanej cyklem stawianych przez siebie samego pytań egzystencjalnych. To rozemocjonowanie jest być może najsłabszą stroną tekstu, bo bywa nużące. Oczywiście pokazuje to wrażliwość autora, więc nie działa tylko na niekorzyść. Z pewnego punktu widzenia refleksyjne fragmenty (które sam autor wyróżnia jako ulotne) mogłyby stać się nawet  matrycą nadającą określony kształt całości tekstu.
Mogłyby też okazać się elementem, który determinuje jedną z ciekawych dróg interpretacji, bo są zapisem emocji i wrażeń kulturowych Europejczyka w krajach szeroko rozumianego Południa. Osobiście wolę jednak, kiedy autor reportażu opowiada, niż gdy publicznie tonie w odmętach własnych rozmyślań nad sensem istnienia, które właśnie ogląda i opisuje.

„Południowość”, o której wspomniałam, to bodaj najbardziej frapujące zagadnienie całej książki. Południe ma u Muszyńskiego wymiar geograficzny i socjologiczny, ale też duchowy i metaforyczny. Niejednokrotnie autor formułuje zdania, które mogą być rozumiane jako subiektywna definicja Południa. Czytamy więc, że Południe to:
męka nad szczegółem codzienności i bezwarunkowa bliskość, bez komfortu wyboru chwilowej ucieczki. Bierzesz wszystko albo się do tego związku nie nadajesz.
Ale też:
Stan umysłu, moje Południe, beznadziejna i wykolejająca ucieczka w głąb, do serca świata, szukanie wyraźnie odczuwalnego i kojącego strach pulsu życia
.

I trudno oprzeć się wrażeniu, że reporter w pełni rozumie nieuchwytność i niejednorodność tak pojęcia „Południe”, jak i materialnej realizacji tego pojęcia w poszczególnych częściach świata. Muszyński dostrzega warunki, które musi spełnić każdy, kto chce odnaleźć się w świecie Południa, podkreśla różnice pomiędzy regułami funkcjonowaniem w kulturze (ogólnie pojętej) Północy i (ciągle ostatecznie niezdefiniowanego) Południa. Dodatkowo Muszyński wyraża poważne wątpliwości wobec zastępowania terminu „Południe” nacechowanym negatywnie wyrażeniem „Trzeci Świat”, ponieważ zauważa, że wszelkie linie graniczne (te między krajami „Pierwszego Świata” i wszystkich światów kolejnych) ulegają ciągłym i dynamicznym zmianom.  

Dwustustronicowy zapis wypraw z ostatnich kilku lat nieprzypadkowo rozpoczyna się od podróży do Azji i spotkania z Jungle Lady z Kambodży. Opowieść o odnalezionej w dżungli dziewczynce daje wyraz relacji Północ – Południe, specyficznej zależności między pozornie odległymi światami, które wpływają na siebie, nawet jeśli jest to wpływ nie do końca uświadomiony. Azja to także szokująca opowieść o  Duchu – komendancie S21, ośrodka tortur z czasów Czerwonych Khmerów. Potem zaś jasne staje się dla czytelnika pojęcie Maghrebu, a kilkadziesiąt stron dalej (już w Ameryce Łacińskiej) natykamy się na relację z samotnej podróży przez pustynię Atakama oraz stajemy się świadkami historii z życia indiańskiego szczepu z pogranicza kolumbijsko-wenezuelskiego. Moją szczególną uwagę przyciągnęło sprawozdanie z przeprawy przez puszczę Minkebe w Gabonie. Muszyński tak umie poprowadzić narrację, aby nie tylko nadać opowieści nadzwyczajne walory estetyczne, ale też wprawić czytelnika w rzadki stan niecierpliwości i zachłanności.

W jednym z wywiadów Andrzej Muszyński twierdził, że jest nie-podróżnikiem, bo wyraźnie sprzeciwia się współczesnej definicji podróżowania, które polega na opłacaniu biletu i spacerach po bazarach w krajach docelowych. Nie chce więc być mianowany podróżnikiem, twierdzi, że szuka czegoś więcej. Czy znajduje? – moim zdaniem tak. Południe nie jest reklamą, nie zachęca do wyjazdu na Południe, nie namawia do poszukiwań własnej południowości, pokazuje brud, wojnę, cierpienie i zmasakrowane narody. Autor twardo stąpa po ziemi, jest realistą, wie, że to nie jest podróż dla każdego. Jednocześnie jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że Muszyński czuje ogromną przyjemność z każdego zapisanego słowa, z każdej opowiedzianej historii. Największym jednak wyzwaniem okazuje się po prostu podróż do drugiego człowieka, zwłaszcza do tego z Południa. To zadanie, które wymaga determinacji, ale też wrażliwości i inteligencji emocjonalnej. Muszyński wiele wygrywa tym, że rozumie, jak ważna w pracy reportera jest właśnie ta szczególna podróż.  


Andrzej Muszyński, Południe
Czarne, 2013