Anna Wąsowicz: Początkowo studiowałaś romanistykę.
Katarzyna Krzanowska:
Na aktorstwo zdecydowałam się dosyć późno. Przygotowywałam się do studiowania romanistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim i tam też złożyłam wszystkie potrzebne dokumenty. Dostałam się na romanistykę a w międzyczasie zupełnie przez przypadek zdawałam egzamin do szkoły teatralnej i nie dostałam się. Przez dwa lata studiowałam romanistykę. W tym czasie poznałam wiele osób z grona studentów z krakowskiej PWST. Zaprzyjaźniliśmy się. Za ich namową zdawałam do PWST po raz drugi, po dwóch latach przerwy, i wtedy się dostałam. Najpierw miałam bardzo ambitny plan, żeby studiować dwa kierunki. Chciałam studiować romanistykę i aktorstwo jednocześnie, ale to się oczywiście nie udało, ponieważ w PWST cały dzień jest zapełniony. Wybrałam PWST. Na poważnie o aktorstwie zaczęłam myśleć podczas studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Kiedy przyjechałam do Krakowa, miałam możliwość chodzenia do teatru. Bo urodziłam się w Krośnie, długo tam mieszkałam i właściwie tylko raz w roku była możliwość obejrzenia spektakli teatralnych. Oczywiście był Teatr Telewizji, ale dopiero jak zaczęłam mieszkać w Krakowie mogłam zakochać się w teatrze. Nie miałam presji, żeby dostać się do PWST, zrobiłam to po drodze, tak sobie przyszłam. Bawiło mnie to.

Jak wspominasz swój egzamin do PWST?
Pamiętam, że przygotowałam fragment Pana Tadeusza i mówiłam tekst Telimeny, który zresztą teraz też na scenie mówię.
Pamiętałam go jeszcze z tego egzaminu. Na pewno był Tetmajer. Pamiętam Tetmajera i tekst Telimeny. A w PWST tworzyliśmy spokojną grupę. Więzy przyjaźni przetrwały do dnia dzisiejszego.

Zagrałaś w trzech spektaklach dyplomowych – u Marty Stebnickiej, Anny Polony i Jerzego Jarockiego.
Najistotniejsze było spotkanie z profesorem Jarockim. Tak, to było Grzebanie. On był opiekunem naszego roku i uczył nas przez trzy lata. To Grzebanie, które później było grane w Teatrze Starym, to był dokonywany na nas eksperyment. Sami tworzyliśmy sceny, pisaliśmy scenariusze i z tego powstał dyplom, przy dużym udziale nas jako studentów.

Jarocki był Twoim mistrzem?

Jarocki na pewno. Wiele nauczyłam się od profesor Polony, która miała z nami sceny klasyczne. Na pewno nigdy tych zajęć nie zapomnę. Bardzo ciekawe było spotkanie z Krzysztofem Globiszem, który uczył nas interpretacji i rozumienia tekstu . Nie musieliśmy się szczególnie spinać, żeby coś pokazać. Po prostu tak pracowaliśmy nad rolą, nad sobą. To były bardzo ciekawe zajęcia.

Współpracujesz z Mikołajem Grabowskim, Wojtkiem Klemmem i z Janem Klatą.  To zupełnie odmienne światy.
Z dyrektorem Grabowskim pracowałam już od PWST. To jest mój Mistrz. U niego zagrałam wiele ról w teatrze. Darzę go zaufaniem, bo to jest stary, dobry rzemieślnik. Z Klatą pracuje się zupełnie inaczej. To reżyser, który buduje świat w dużej mierze oparty na muzyce. Otacza nas piękną scenografią. Justyna Łagowska pomaga mu w tworzeniu tego teatralnego świata. Klata zaraża nas swoją wizją. Teatrolodzy mówią o nim DJ-Klata, ponieważ słynie z cudownej muzyki. On tworzy świat, zarażasz się tym światem i zakochujesz się. Wojtek Klemm to jeszcze inny rodzaj pracy. Doskonale wie, czego chce i pomaga aktorom, precyzyjnie tworząc – z pomocą swojej żony, która jest choreografką – krótkie sceny, oparte na muzyce i ruchu. To daje aktorowi poczucie bezpieczeństwa.

Kreowane przez Ciebie postaci są rysowane grubą kreską.

Moją ulubioną postacią jest postać grana przeze mnie w Trylogii, chociaż jest to zastępstwo. Będąc na premierze, bardzo chciałam wejść w ten świat sceniczny i kiedy się dowiedziałam, że mam szansę zrobić szybkie zastępstwo, byłam szczęśliwa. To mi dało ogromną satysfakcję. Ale bardzo lubię grać Telimenę...

Grasz Tamorę w Tytusie Andronikusie. Ten świat niepokoi widza, drażni go, nie dając spokoju.
Widzimy, jak reaguje widownia. Trzeba mieć specjalną odporność na ten spektakl. Dobrze było,  kiedy Sebastian Majewski przez trzy spektakle z rzędu robił prelekcje do tego spektaklu. Ktoś, kto przychodzi żeby się rozerwać, może nie być usatysfakcjonowany.
 
Jak wspominasz Stary Teatr pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego?
Za czasów Grabowskiego z mojej perspektywy było bardzo dobrze, bo to Grabowski wziął mnie do teatru. Dużo grałam. Myślę, że wiele osób w naszym teatrze było zadowolonych. Ale to jest oczywiste, że przyszedł czas na zmiany. Minęło dziesięć lat. To był solidny i bezpieczny teatr.

Teraz dyrekcję Starego Teatru objął Jan Klata Na pewno wiele się zmieni.

Na pewno, bo mamy nowych dyrektorów. Myślę, że repertuar zostanie zmieniony. Niedługo będzie premiera spektaklu „Poczet Królów Polskich”. Zmiany i związana z nimi niepewność budzą ciekawość, ale mam nadzieję, że coś będzie się działo. Ten teatr może być teraz ekstrawagancki i kontrowersyjny.


fot.B.Sowa