Celem badań, których pokłosiem jest zorganizowana w krakowskim Muzeum Etnograficznym wystawa, było uzyskanie (skanów) jak największej ilości zdjęć rodzinnych i zarejestrowanie opowieści o tych najbardziej reprezentatywnych, ważnych, w jakiś sposób szczególnych dla rozmówców (jest to część szerszego projektu o nazwie Photo Proxima koncentrującego się na problematyce pozyskiwania i archiwizacji fotografii). Wybrano jedynie ułamek fotografii, materiał badawczy uporządkowano  w taki sposób, by narracja ekspozycji była klarowna, sygnalizowała pewne zjawiska i skłaniała uczestników do samodzielnych przemyśleń. Do refleksji prowokuje przede wszystkim warstwa tekstowa – autentyczne, czasem rażące stylistyką, cytaty wyjęte z rozmów o pojedynczych obrazach – przy której warstwa wizualna stanowi coś w rodzaju ilustracji i uatrakcyjnienia procesu partycypowania w wystawie.

Fot. Marcin Wąsik

Nieprzypadkowo sceneria, w jakiej umieszczono ekspozycję, jest odwzorowaniem domu. Wchodzimy do przedpokoju, przechodzimy do kuchni, salonu, siadamy na chwilę przy stole, spoglądamy na widoki z okien (kolejna analogia do Za-mieszkania) i wreszcie usadawiamy się na sypialnianym łożu, by w otoczeniu kilku ślubnych zdjęć oglądać pokaz slajdów, w międzyczasie zerkać na pracujący cicho komputer (do którego została domalowana drukarka z wtyczką prowadzącą do gniazdka – imponująca skrupulatność przedstawienia!), utożsamiany z fotografią cyfrową, tak mocno odznaczającą się od swojej analogowej poprzedniczki.
Z licznych funkcji pełnionych przez dom (pomijając biologiczne, ekonomiczne, antropologiczne), organizatorzy zaakcentowali przede wszystkim jedną, symboliczną, dlatego przestrzeń wystawy jest tylko na poły realna – część wystroju została namalowana grubymi liniami na ścianach sal. Dom, szczególnie gdy jesteśmy w pewnym wieku, staje się powszechnie mitologizowaną przestrzenią. W ujęciu Gastona Bachelarda „każdy człowiek ze wszystkiego, co minęło, najłatwiej odnajduje wspomnienie rodzinnego domu z lat dzieciństwa.
Ponieważ dom ten znajduje się gdzieś daleko i jest na zawsze utracony, wspomnienia o tym, co było, zlewają się z wyobrażeniami o tym, co mogło być. W wyniku temu powstaje obraz domu takiego, o jakim marzymy. To dom oniryczny (…)”, dom jawnie ewokowany w umyśle, jak przypuszczam, wielu widzów przez sam akt uczestnictwa w wystawie. Historia rodziny, właściwa treść ekspozycji, często tożsama z historią domu, zyskuje cechę mitycznej narracji.

Fot. Marcin Wąsik

Fotografie – pogrupowane i przyklejone do ścian, prezentowane podczas pokazu slajdów, stojące gdzieniegdzie w ramkach – same w sobie pochłaniają uwagę oglądającego na poziomie poniżej przeciętnego, co jest dość symptomatyczną właściwością fotografii afektywnej (fotografia domowa, jak definiuje ją François Soulage, autor Estetyki fotografii, „posiada walor informacyjny, ale nie jest postrzegana w identyczny sposób przez tego, który odnajduje w niej bliską osobę i przez obcego”). Można potraktować je jako dokumenty – organizatorzy wystawy przygotowali nawet lupy, dzięki którym widzowie mogą przyjrzeć się detalom – świadczące o ówczesnej modzie, zwyczajach (zdjęcie przy telewizorze stanowiącym najważniejszy „mebel” w domu), konwencjonalnych ujęciach czy popularnych w owych czasach sprzęcie i materiałach fotograficznych, ale też pozwalające zidentyfikować osoby biorące udział w wydarzeniu oraz miejsce i czas wykonania zdjęcia. Oko socjologa zwróci uwagę na najważniejsze tematy utrwalane w rodzinnych archiwach – wakacje, portrety, dzieci, śluby, przodkowie, pupile; etnograf będzie przyglądał się otoczeniu, powierzchowności sfotografowanych osób; antropolog zada pytanie o to, czym jest dla człowieka fotografia rodzinna i jaki ma na niego wpływ − co wydaje mi się głównym tematem całej wystawy. Rozległość obszaru badawczego poczytuję organizatorom in plus, ale przeszkadzała mi powtarzalność niektórych nazwisk – większe zróżnicowanie w grupie autorów świadczyłoby o rozpiętości podjętego przedsięwzięcia i byłoby, jak mniemam, bardziej miarodajne.

Jak wspomniałam, odbiorca wystawy znajdzie swoje odbicie przede wszystkim w słowach osób, które – we własnych domach, podczas spotkań w szerszym gronie bądź za pośrednictwem formularza online – podzieliły się wspomnieniami z pracownikami muzeum. Pamiątka rodzinna odsyła nas bezpośrednio do kręgu zagadnień związanych z  rodziną, przeszłością i wspomnieniem. Wspomnienie przywołuje fakt czy tylko jego ślad, przeobrażony przez upływ czasu? („Fotografie zamieniają to, co minione, w przedmiot czułego rozmarzenia, zamazując różnice moralne i rozbrajając oceny historyczne uogólnionym patosem spojrzenia w przeszłość” – pisze Susan Sontag). Czy dbamy o kondycję naszej pamięci? Czy fotografia staje się jej niezbędnym składnikiem? Czy potrafimy zapamiętywać bez udziału fotografii? Czy lubimy i chcemy wspominać? Jaki jest wreszcie nasz stosunek do śmierci?

Fotografia z archiwum rodzinnego Natalii Rzeźniczek-Riess i Tomasza Rzeźniczka

Fotografia jest znakomitym nośnikiem pamięci (jeśli nie jej fundamentem bądź substytutem), rzeczą nieodzowną człowiekowi od momentu wynalezienia dagerotypii. Z czystej nostalgii chcemy utrwalać na zdjęciach tych, których kochamy, dokumentować proces zmieniania się, dojrzewania i potem starzenia (w tej kwestii od zawsze najwięcej uwagi poświęca się dzieciom), uwiecznić niepowtarzalne chwile z bliskimi. Fenomen tego rodzaju fotografii objawia się jednak dopiero w jej konfrontacji z upływem czasu. Każde zdjęcie to ślad utraconej chwili, świadectwo płynności świata i śmiertelności – fraza memento mori wybrzmiewa tu w pełni. Fotografia, z naciskiem na fotografię afektywną, wpływa również na rozumienie własnej tożsamości – dokonując selekcji, uzupełniając albumy fotograficzne lub konstruując modne dziś scrapbooki, decydujemy o tym, co i jak chcemy pamiętać, pielęgnujemy słabnące poczucie ciągłości i bezpieczeństwa. Człowiek nie rodzi się jako tabula rasa. „Nad jego indywidualnym doświadczeniem dominuje historia rodziny (…), własna biografia odbierana jest jako część rodzinnej historii, jej etap” – pisała Susan Sontag w O fotografii. Fotografowanie stało się dziś nie tyle rytualne, podniosłe i jedynie okazyjne, ile zwyczajnie modne i obowiązkowe. Ważne jest przede wszystkim to, żeby zdjęcia wykonywać i przechowywać (celowo pomijam ich oglądanie). Cytowany na wystawie mężczyzna twierdzi, że dysk jest najpewniejszym miejscem przechowywania zdjęć, inni (to zdecydowanie bardziej propagowana postawa) wolą je w namacalnej formie. Wypada określić swoje preferencje.

Najstarsza z prezentowanych fotografii pochodzi z początku XX wieku, najmłodsza bodajże z 2009 roku, rozpiętość czasowa jest więc znaczna – pomaga zakotwiczyć się w przeszłości, a zarazem wybiega w kształtowaną przez nas – to warto podkreślić – przyszłość. Każde zdjęcie ma swoją historię. Nośnik wygrzebuje ją z meandrów pamięci, jednak to narracja jest kluczem do zrozumienia fenomenu fotografii rodzinnej. W przeszłości znudzonym dzieciom niestworzone historie opowiadali babcia i dziadek. Dzisiaj dzieci się nie nudzą, nie słychać opowieści. Być może zinstytucjonalizowane działanie to nasza ostatnia deska ratunku.


Pamiątka rodzinna. O fotografiach z domowych archiwów
Scenariusz wystawy: Ewelina Lasota, Dorota Majkowska-Szajer
Koncepcja plastyczna i oprawa graficzna: Magdalena Syboń
15. 11. 2012 r. – 24.03. 2013 r.
Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie