KLINIKEN/miłość jest zimniejsza niż śmierć to właściwie dwa spektakle w jednym. Twórcy łączą utwór skandynawskiego dramaturga z tekstem Anki Herbut. Ten zaś inspirowany jest życiem i twórczością niemieckiego reżysera Rainera Wernera Fassbindera i służy za kanwę drugiej części spektaklu.
W pierwszej scenie aktorzy świętują nakręcenie ostatniej sceny filmu Fassbindera, by już za chwilę zmienić się w pacjentów kliniki psychiatrycznej. Jej przestrzeń zostaje oddzielona od widowni szybą, co podkreśla jej status jako miejsca odosobnienia i wykluczenia. Aktorzy zamknięci w szklanej pułapce wystawieni zostają na kontrolę naszego spojrzenia. W niespójnych, pękniętych narracjach, emocjonalnych monologach, które czasem ciężko zrozumieć, wzajemnych konfliktach i desperackich próbach wejścia w interakcję z drugim człowiekiem próbują oni opowiedzieć o sobie i swoich problemach (za wyjątkiem Bartosza Porczyka, który uparcie milczy). Słyszymy więc opowieści o depresji, załamaniu nerwowym, schizofrenii, problemach z wagą, samotności, niezrozumieniu. Nie ma żadnego personelu medycznego, a mimo to każdy posłusznie przyjmuje na coś leki i sam siebie uznaje za chorego. Nie bez powodu przebywa za szybą, przez którą widz może go obserwować. Klinika psychiatryczna zaczyna przypominać Benthamowski projekt panoptykonu.

Ogromna jest siła spojrzenia, które nie tylko nadzoruje, ale też musi zadecydować, czy uznamy zgromadzonych tam ludzi za chorych psychicznie czy też zamknięta, zimna, nieprzyjazna przestrzeń wyda się nam obszarem być może jedynej możliwej wolności, która polega na byciu „innym”, niedopasowanym do społecznej normy.

Druga część spektaklu o wiele bardziej skupia się właśnie na relacjach dwójkowych. Twórcy podejmują wątki skomplikowanego życia osobistego Fassbindera, by spróbować pokazać toksyczność związków międzyludzkich, okrucieństwo uczuć, wzajemne wyniszczanie się partnerów i ich niespełnienie. Zarówno w życiu, jak i swojej twórczości Fassbinder eksperymentował, przekraczał kolejne granice pomiędzy prywatnością aktorów a ich filmowym obrazem. Sprawdzał, jak daleko może się posunąć. Prywatność stanowiła punkt wyjścia do szerszej refleksji społecznej i politycznej. Taki sam gest wykonują twórcy wrocławskiego spektaklu, którzy temat miłości i twórczości zderzają z odwołaniami do Frakcji Czerwonej Armii i Ulriki Meinhof. Ilość wątków, kontekstów i inspiracji jest niezwykle różnorodna, co sprawia, że widz może poczuć się zagubiony. Spektakl nie jest łatwy w odbiorze. Momentami trudno zrozumieć wypowiedzi aktorów, co rodzi wątpliwość, czy jest to zabiegiem celowym czy też efektem problemów technicznych.

Umiejętne balansowanie pomiędzy poruszanymi tematami, ich nieoczywistość i enigmatyczność, jest tym, co wrocławski spektakl czyni interesującą wypowiedzią, która prowokuje do zastanowienia się nad bezkrytycznie przyjmowanymi pewnikami w życiu osobistym, społecznym czy politycznym. Wszyscy jesteśmy pacjentami jakiejś kliniki, która ustanawia dla nas opresyjny porządek. Wspaniale zobaczyć spektakl, który choć może technicznie niedoskonały, jest zarazem niewygodny i prowokacyjny właśnie. Wspaniale zobaczyć spektakl, w którym czuć zaangażowanie twórców w podejmowane tematy i szczerą fascynację materiałem, na którym pracowali. Przedstawienie ma niepokoić, tak jak powinna niepokoić nas klinika, w której żyjemy. Jak jednak się przed nią bronić?
KLINIKEN/miłość jest zimniejsza niż śmierć
Teatr Polski we Wrocławiu
reżyseria: Łukasz Twarkowski
dramaturgia: Anka Herbut
scenografia: Piotr Chromański i Łukasz Twarkowski
kostiumy: Marta Stoces mizBeware
reżyseria światła: Bartosz Nalazek
wideo: Jakub Lech i Bartosz Nalazek
muzyka: Bogumił Misala
OBSADA
Martin F. MARCIN CZARNIK
Sofia S. JOANNA WOŹNICKA
Tomas M. ADAM SZCZYSZCZAJ
Maud V. HALINA RASIAKÓWNA
Elvira Anders MARIUSZ KILJAN
Markus SPK Baader BARTOSZ PORCZYK
Erika Parker MARTA ZIĘBA
Anna Maria Meinhof DAGMARA MROWIEC
Roger K. KATARZYNA STRĄCZEK
Matka Rogera TERESA SAWICKA
for. archiwum Teatru