Prowokator, skandalista, a nawet błazen – takimi przydomkami określany jest Cattelan. W Polsce to właśnie rzeźba „La Nona Orna” („Dziewiąta godzina”) uczyniła nazwisko włoskiego artysty tak rozpoznawalnym (chociaż na wystawie „Amen” nie zobaczymy rzeźby Jana Pawła II). Incydent, w którym udział wzięło dwóch prawicowych posłów Porozumienia Polskiego miał miejsce 12 lat temu podczas wystawy pokazywanej w Zachęcie. Posłowie „oswobodzili” polskiego papieża przygniecionego wielkim meteorem. W konsekwencji ówczesna dyrektorka muzeum Anda Rottenberg straciła pracę.

Maurizio Cattelan, My, 2010

Rzeźby Cattelana słyną z wywoływania skrajnych reakcji, a to m.in. ze względu na swój realizm i literalność, ale i otwartość, umożliwiającą dwuznaczność interpretacji. Aż do ostatniej chwili nie mamy pewności, czy to co widzimy jest rzeczywiście tym, co nam się wydaje, że widzimy. Czy powalony koń w agonii, przebity tabliczką z napisem „INRI” (Jezus Nazarejczyk Król Żydowski) to prawdziwe wypchane zwierzę? Czy to tylko metafora, czy już kpina z religijnych wartości? Pewności nie ma, bo i o to też artyście chodzi, aby przekraczać nasze własne granice pojmowania różnych rzeczy. Podobnie w przypadku rzeźby „On”. Eksponowana jest w taki sposób (w ramach wystawy CSW chłopiec klęczy w bramie jednej z kamienic przy ul. Próżnej), że długo musimy do niej podchodzić, towarzyszy nam długie oczekiwanie, zanim możemy zobaczyć twarz nabożnego chłopca. W ostatniej chwili okazuje się, że dziecko ma facjatę Hitlera, monstrum. – Straszliwy naturalizm tych rzeźb czyni je bardziej dosadnymi i oddziałującymi na emocje – twierdzi historyk sztuki prof. Maria Poprzęcka.

Maurizio Cattelan, Him, 2001

Cattelan posługuje się maksymalnie naturalistycznymi i mimetycznymi środkami wyrazu, jeśli pokazuje zwierzęta to wypchane, jeśli postaci ludzkie to woskowe.
Szkoda tylko, że sam w zasadzie nie przykłada ręki do procesu powstawania swoich dzieł, które są tak wymuskane, że momentami aż śmieszne i niewiarygodne. Komu innemu można by też zarzucić, że zmarnotrawił kawał przestrzeni wystawienniczej, którą dostał do pokazania swojej ekspozycji (no ale przecież nie samemu Cattelanowi!). W dwóch wielkich salach znalazło zaledwie kilka rzeźb, w związku z tym widz zostaje z podwójnym niedosytem, bo nie dość, że spodziewał się katharsis, a tu nic, to w dodatku chodzi i szuka, co tu jeszcze może zobaczyć, a okazuje się, że chociaż ledwo zaczął, to więcej już nic nie znajdzie.


Maurizio Cattelan, Bez tytułu, 2007

Dawca spermy i sztuki
Ale światowy sukces Cattelana to nie byle co, w końcu jest tylko samoukiem, bez artystycznego wykształcenia. Zanim został jednym z najbardziej rozpoznawalnych artystów i zaczął zarabiać miliony, pracował jako kucharz, pielęgniarz, ogrodnik, a nawet pomocnik w kostnicy. Był dawcą krwi i spermy. W latach 80. próbował swoich sił również jako designer, ale pomimo że jego drewniane meble zyskały uznanie, czuł, że to nie dla niego. Zostało tylko upodobanie to form przestrzennych. Artystyczna twórczość Cattelana to właśnie rzeźby i performans (jeśli performansem nazwać można działania typu zgłoszenie na policję kradzieży swojej niewidocznej pracy). - Zajmowałem się różnymi rzeczami zanim zostałem artystą. Szukałem sposobu na zyskanie większej niezależności, ucieczkę od autorytarności czasu… Odkryłem system, który dał mi wolność mówienia rzeczy, które myślę albo które myślą inni ludzie. Właśnie to najbardziej interesuje mnie w sztuce: możliwość tworzenia obrazów wywołujących różne reakcje, które stają się lustrzanym odbiciem naszych czasów – artysta mówił w jednym z wywiadów.

Maurizio Cattelan, Bez tytułu, 2007

W styczniu 2012 roku podczas wystawy „All” prezentowanej w muzeum Gugenheim w Nowym Jorku Cattelan zadeklarował, iż więcej prac nie będzie tworzył i że przechodzi na emeryturę. Ciężko powiedzieć, czy tę ostatnią kwestię można brać na serio, biorąc pod uwagę dotychczasową naturę jego działań. Ale chyba powinniśmy czuć się wyróżnieni ze względu na to, że to właśnie w Polsce zdecydował się eksponować swoje prace zaraz po przejściu na emeryturę. Warszawą miał okazję zachwycić się podczas wizyty towarzyszącej promocji magazynu „Toilet paper”, którą odbył rok wcześniej.

Kaznodzieja na emeryturze
Autorom wystawy zależało, żeby pokazać inną, nieskandalizującą twarz Cattelna, który wchodzi tu w rolę filozofa, moralisty, a nawet kaznodziei. Niestety, trochę za bardzo na siłę i jakby łopatologicznie (zwiedzający przy wejściu na wystawę dostają mapkę z opisami wyjaśniającymi znaczenie prac) starali się „wytłumaczyć” publiczności, kim Cattelan jest naprawdę. Wyszło tak, że artysta, który ciekawy jest m.in. dlatego, że zaskakuje, nie miał już czym zaskoczyć.

Maurizio Cattelan, Bez tytułu, 2004

W CSW, poza małoletnim wisielcem, który wita zwiedzających przed wejściem do zamku (chyba najbardziej przekonującą z prezentowanych rzeźb), konającym koniem oraz umieszczoną na Próżnej rzeźbą Hitlera, zobaczyć możemy jeszcze pięć prac. „Inni” to gołębie, które obsiadły salę wystawową – miały być rodzajem groźby, zwielokrotnionego fatum. Bardziej przekonująca jest jednak wcześniejsza interpretacja tej pracy, gdzie gołębie symbolizowały nieproszonych gości, barierę, która tworzy się pomiędzy sztuką współczesną a przeciętnym widzem. Rzeźba „My”, czyli zduplikowany autoportret artysty, jest metaforą podwójnej natury człowieka, która ujawnia się na łożu śmierci.

Maurizio Cattelan, Inni, 2011

Wieloznaczny jest też tytuł wystawy „Amen”. Może być słowem zamykającym, ale także oznaczającym zrozumienie i akceptację – niech się stanie, taka jest wola boga. Sam artysta podkreślał, że jest to także słowo wspólne dla trzech największych religii, co potencjalnie daje pole do dyskursu ponad podziałami. Biorąc pod uwagę fakt, iż Cattelan ogłosił koniec kariery jako twórca, owo „Amen” można interpretować jako swego rodzaju oddanie swoich dzieł na sąd ostateczny. Niech publiczność osądzi. Amen.


Maurizio Cattelan
Amen
15 listopada 2012 – 24 lutego 2013
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
ul. Jazdów 2, 00-467 Warszawa

fot. materiały prasowe CSW (Zeno Zotti, dzięki uprzejmości Maurizio Cattelan’s Archive)