Najpierw płótna dopadł skalpel chirurgiczny. Zaplanowane z góry kształty zostały wycięte. Wykrawki poddały się grawitacji. Opadły w zupełnej przypadkowości. I tak zaczęło się nowe życie obrazu. Dostawszy wolną rękę, prace skrzętnie ten fakt wykorzystały, zaczęły się ciągle przeobrażać, każdego dnia inaczej. W nich znalazł schronienie ruch i rozbuchały się metamorfozy. Ścinki ulegały kolejnym wygięciom, grały dwoma kolorami, kolorem awersu i rewersu, a także światłem i cieniem. Proces stawał się coraz szybszy, a zmiany można było zaobserwować niemal gołym okiem. Czy te prace ulegną kolejnym przemianom na skutek wilgoci czy temperatury? Czy zostaną powieszone odwrotnie przez nowego właściciela? Czy w końcu te obrazy są wdzięczne malarce za takie potraktowanie? Trudno powiedzieć.

Na początku była zieleń. Wszędzie. Malarka utonęła w dojrzałej zieleni, otoczyła się chlorofilem, ale tego było za wiele.
Ta intensywność barw na podobraziach z czasem okazała się denerwująca. Do obrazu wdarło się powietrze. Biel od góry zaczęła zalewać treść, doszła po pewnym czasie do linii horyzontu. Ale to nie wystarczało. Wnerw pozostawał. Zjawiła się potrzeba ostrego cięcia, naruszenia doskonałości poziomicy. Użyto szczęki, która wgryzła się już całkiem w treść zieleni. Zaspokojono potrzebę wyczyszczenia, potrzebę swobody. Przyszła więc wolność, jednak na jak długo? Czy powietrzne znowu nie zapragnie dobrać się do pozostałej jeszcze zieleni? Trudno powiedzieć.

Tu jest jak w kotle. Kolory i emocje mieszają się. To są ludzkie uczucia. Procesy dzieją się same. Artystka ma tylko jedno zadanie - nie przeszkadzać. Działanie malarskie ograniczyło się jedynie do przechylania płótna, umożliwienia farbie spływu, chlapania pędzlem. Bez zahamowań, bez skrępowania, mocno i gwałtownie. Ten barwny wir szaleje w obrębie konturów. To kształt obściskującej się zakochanej pary. Ale mało w tym dosłowności, ledwie wyczuwalne sylwetki. Taka miłość bezpostaciowa. Do pary przyczepiony jest króliczek - rodzaj wrzodu, który jedną z tych postaci podgryza. Ewidentnie miesza w tej sytuacji. Czy ich sklejenie przetrwa wieki?  Czy króliczek dokona dzieła zniszczenia? Trudno powiedzieć.

Orbital czyli obraz powyżej to oko. Gałki oczne, dwie, z naroślami, zmianami chorobowymi, opuchlizną, z której wypływa ciecz. I ten słodki róż. Róż wygląda estetycznie i atrakcyjnie wizualnie. Jak u niemowlęcia. A może to jest mrówka? W każdym razie coś tu ulega zjedzeniu. Tło ponownie wdziera się w głąb obrazu, pożera jego sedno. W zasadzie można się cieszyć, że nie zamalowano na czarno wszystkiego do końca. I litera „C” (jak cebula, bo od niej się płacze). Czy da się zatrzymać ten postępujący smutek? Trudno powiedzieć.

Tutaj mamy gimnastykę i skłony. Człowiek w ruchu. Obraz statyczny wprawiony w ruch. Wyobraźmy sobie, co nastąpi w kolejnej sekundzie. Ta postać może się przesunąć, może się wyprostować. Skłon i wyprost. Jednak gdzie ten ruch? W wyobraźni, czy w realności? Czy to nie jest przypadkiem paradoks? Trudno powiedzieć.

Portret Herty Müller. Pisarka jest naznaczona swoją przeszłością. To, co jej się przytrafiło, ma wielki wpływ na to, co wydarzy się później. I ona o tym wie. Ma to napisane na twarzy, jest to wyciśnięte na jej ciele. Włosy wtapiają się w twarz, zabierają jej niegdysiejsze oblicze. Być może ona ogląda rzeczywistość tylko w jeden określony sposób, bez pełnego pola widzenia. Nie wiadomo, czy za dwadzieścia lat nie trzeba będzie zamalować kolejnej części jej twarzy. Czy jest to dramat jej życia? Trudno powiedzieć.

Monika Smyła „Trudno powiedzieć”
Wystawa: 07.12.2012 – 30.12.2012
Kuratorka: Katarzyna Wąs
Galeria Szara Kamienica
Kraków, Rynek Główny 6
Tel.: 12 4211525

Godziny otwarcia galerii
wt. - pt.: 13.00 – 18.00
sob, nd.: 12.00 – 16.00
27.12.12 – 30.12.12  - galeria czynna po wcześniejszym umówieniu się telefonicznym
Michalina Zawadka, tel: 535 433 119