Umarł mi ojciec. Tak zaczyna swoją opowieść Jergović. Informację o jego śmierci otrzymał esemesem, zimą 2010 roku. Podczas kolejnych (poza)literackich prób zbliżania się do zmarłego pisarz przyznaje, że nigdy nie rozmawiał z ojcem o jego życiu. Wie o nim tyle, ile powiedzieli mu inni. Musi zatem Miljenko Jergović samodzielnie stworzyć wizerunek swojego ojca, z którym będzie się konfrontował. Bolesna jest myśl, że nigdy nie był przez niego kochany – zawsze musiał i nadal musi o tę trudną miłość zabiegać, udowadniać, że jest jej wart. I być może z tych powodów ojciec to ojciec – nigdy tata. Dlatego że w słowie ojciec zamyka się stosunek do Boga oraz ojczyzny; od określenia, kim jest ojciec, zaczyna się budowanie własnych tożsamości (nigdy nie jest to jednorodna identyfikacja, ale ich szereg ), czyli następne pytania: o nazwisko, przodków, przynależność narodową, dziedzictwo kulturowe oraz religijne. Z tym że do ojca zawsze jest się podobnym za mało. To podobieństwo trzeba udowadniać przez całe życie – z tego powodu Miljenko Jergović odszukuje tyleż zdolności, które odziedziczył po ojcu, ile cechy ich odróżniające. I znajduje jedną kluczową – talent ojca do matematyki. Urodzony w Sarajewie ojciec był lekarzem. Ale takim z powołania, z zamiłowania.

Rekonstrukcja wizerunku ojca, próba odnalezienia detali z jego przeszłości, prowadzi autora w głąb trudnej i dlatego fałszowanej historii byłej Jugosławii, zwłaszcza zaś chorwacko-serbskich konfliktów. W wieku siedemnastu lat ojciec został zgarnięty przez partyzantów jugosłowiańskich. Gdy powrócił do Sarajewa chory na tyfus plamisty, jego matka, katoliczka-dewotka, nie chciała go wpuścić do domu i mówiła, żeby zdechł, bo zabijał z partyzantami ustaszów – członków skrajnie nacjonalistycznej chorwackiej organizacji terrorystycznej.
I to chyba ten moment, w którym ojciec porzucił wiarę w jej Boga. Po wojnie napiętnowany z powodu z kolei rodzinnych związków z ustaszami, a na początku lat 90. XX wieku określany jako Serb, swoistej rehabilitacji dostępuje w książce syna. Jest bowiem w oczach pisarza tym, który nigdy nie dał fałszywego świadectwa, nie ukrył się za maską chorwackiego męczennika.

Miljenko Jergović, odtwarzając życie ojca, rekapituluje nie tylko czasy socjalizmu na terenach dzisiejszej Chorwacji, ale przede wszystkim to, co stało się po proklamacji niepodległości i bratobójczej wojnie z Serbami. Z dystansem i gorzką ironią mówi o obecnym kształcie Chorwacji – rozlicza, ale nie piętnuje. Wskazuje i przypomina, ale nie moralizuje, pisząc na przykład: Prawdziwe kłamstwo, kłamstwo ludzi poważnych, polega na niedostrzeganiu cudzych królów i omijaniu tych masowych grobów, które po brzegi napełnili trupami nasi bohaterowie. Wrażliwy i wyczulony na prymarne, etymologiczne oraz naddane znaczenia słów, Jergović nie tylko powraca do swojego dziecięcego rozumienia sformułowań takich jak „samotna matka”, „rozwódka” czy „ludzka twarz” socjalizmu, ale przede wszystkim zwraca uwagę na przerażający wydźwięk językowych klisz, funkcjonujących w Republice Chorwacji.

Lata 90. XX stulecia to okres silnej radykalizacji w Chorwacji – odtąd zaczyna się stopniowe i konsekwentne zwalczanie nie tylko Serbów, ale i niekatolików. Na przykład w praktyce wciąż po cichu obowiązuje reguła, w wyniku której Chorwaci urodzeni w Bośni i Hercegowinie – jak Jergović – dla potwierdzenia obywatelstwa musza wylegitymować się kościelnym dokumentem, aktem chrztu: kiedy latem 1993 roku przyjechałem do Zagrzebia, (…) nie miałem dokumentu, którym mógłbym udowodnić, że jestem bośniackim Chorwatem, a nie, powiedzmy bośniackim Serbem albo bośniackim Muzułmaninem. Nie mogłem go zresztą mieć, bo w odróżnieniu od moich rodziców nie zostałem ochrzczony w Kościele katolickim ani żadnym innym.

Zarówno postawa ojca podczas kolejnych przemian politycznych (czyli tożsamość wynikająca z relacji ojciec-ojczyzna), jak i brak chrztu (czyli identyfikacja na linii ojciec-Bóg) stały się kluczowymi impulsami dla Jergovicia do myślenia i pisania o tożsamości (tożsamościach) oraz przynależności narodowej. Innymi słowy, gdyby historia jego rodziny była mniej burzliwa, to nie szukałby dziś różnic i punktów wspólnych z ojcem, żyłby w świecie tożsamości gotowych, prostych, pozornie niezakwestionowanych, naprawdę zaś zafałszowanych. Kolejnymi – po ojcu – aktorami tożsamości są pozostali członkowie rodziny: matka, dziadkowie, wujostwo. Część ich cech charakterologicznych, przekazywana w „genetycznej ruletce”, wespół z atmosferą i przemianami społecznymi (przejście od socjalizmu do kapitalizmu) wpływają na formowanie się następnych elementów, z których Jergović konstruuje swoją osobowość.

Jako pisarz próbuje przełożyć doświadczenia ojca (i jego generacji) na język literacki – tyleż by spróbować zrozumieć, ile aby pytać i rozliczać rodzica, dokonać rytualnego ojcobójstwa. Ma jednak świadomość, że wizerunek ojca w słowie zapisanym to produkt literackiej wyobraźni, konstrukt eseistyczny; pisze: Mój ojciec jest istotą nierzeczywistą, (…) więc wszystko, co opowiadam o nim i o czasach, w których żył, jest wymyślone. Nie istnieje prawda o martwych poza tą, że są martwi i już ich nie ma, jakby ich nigdy nie było. Ale i kiedy żył, tak mało o nim wiedziałem, że ojciec był dla mnie istotą z wyobraźni. Tworzy Miljenko Jergović w Ojcu drobne szkice literackie w oparciu o doświadczenia ojca, kreśli plan hipotetycznej berhnardowskiej powieści, której głównymi bohaterami są chłopiec, jego ojciec i macocha. Pozostawia jednak swoje zamiary w zawieszeniu – być może najlepszym, najpełniejszym sposobem na mówienie o ojcu (z którym nieustannie musi się konfrontować) staje się forma eseistyczna, jakkolwiek okazuje się ekshibicjonistyczna i głęboko ingeruje w osobiste życie.

Ojciec zatem to rekonstrukcja przeszłości i jednocześnie jej tworzenie, pisanie na bieżąco, literackie przetwarzanie – ale precyzyjne, uważne, by nie zawłaszczyć i nie dokonać fałszerstw. Stworzony z pięćdziesięciu obrazów – kolejnych autowiwisekcyjnych cięć – znakomity esej Miljenko Jergovicia to nie tylko osobista, intymna konfrontacja z ojcem, ale także próba zmierzenia się z tożsamością chorwacką.

Zauważa Jergović, że dla niego najbardziej żywe i zajmujące są minione zdarzenia, reminiscencje – żyje w przeszłości swojego ojca, a ojciec żyje w jego przeszłości. Dlatego nie mógł wybrać innej drogi niż pisanie, bo literatura – jak przyznaje – to umiejętność organizowania ciągu metafor i przekształcania przeszłości w nową rzeczywistość. I tym jest Ojciec – (nie)literackim mieszkaniem w przeszłości. Pięknym i przejmującym portretem.


Miljenko Jergović, Ojciec
przeł. Magdalena Petryńska
Czarne, 2012


PRZECZYTAJ RECENZJĘ POPRZEDNIEJ KSIĄŻKI JERGOVICIA


DLACZEGO JERGOVIĆ DOSTAŁ NAGRODĘ ANGELUSA?