Ciekawa i jak zawsze oszczędna scenografia Maschy Mazur przedstawia wnętrze kartonowego pudła. Na początku tektura udaje ściany, ale z czasem obnaża swoją prowizoryczność i przejściowość (jak każdego imperium). Proste, wysokie, kartonowe boki nie odklejają się od siebie pod naporem wody, która przecieka z tylnej niszy. Pod koniec spektaklu widać już gołe rusztowania, na których były zawieszone. W tej przestrzeni aktorzy zachowują olbrzymi dystans emocjonalny do swoich bohaterów, równocześnie aktywnie angażując swoje ciało w grę.
Postać dramatu, postać na scenie i aktor zdają się być niekoherentną istotą: granice między grą a realnością, słowem a ciałem są nieustannie zaznaczane na nowo. Podkreśla to choćby monolog Lawinii (Paulina Puślednik) tuż po gwałcie, kiedy nazywa ona Szekspira mordercą postaci i aktora. Brutalna scena, która poprzedza monolog, również jest pokazana symbolicznie. W końcu Müller określał swój utwór jako „komentarz do Szekspira”: po co pokazywać, co dzieje się w pierwszym dramacie, skoro i tak wszyscy to wiedzą? Czy nasze oczekiwanie na żądzę i okrucieństwo na scenie i czerpanie z tego przyjemności zostaną niezaspokojone? Na naszych oczach rozpada się świat, a ani razu nie widać krwi? Czy tragedia jednostki ma prawo zająć właściwie miejsce, jeżeli za chwilę nastąpi apokalipsa? Czy organizm państwowy może zostać zburzony przez upadek pojedynczych mieszkańców i to właśnie jedyny znaczący ich wkład w jego istnienie? Takie pytania zadaje Müller, choć w tej inscenizacji nie zawsze jest to do końca czytelne.
Spektakle w reżyserii Klemma mają olbrzymią zaletę: zawsze świetnie się ogląda ich dynamiczny przebieg akcji. Reżyser posiada umiejętność ułożenia wizji scenicznej tak, aby widz się nie nudził. Jego spektakle posiadają odpowiednie zmiany napięcia i rytm, za którym może podążać widz. Niezależnie z jakim zespołem Klemm współpracuje, zawsze jest on doskonale zgrany. Również od strony choreograficznej wszystkie sekwencje są wykonane niezwykle efektownie.
Środki sceniczne: obraz, ruch i dźwięk (genialna jak zawsze muzyka Dominika Strycharskiego, tym razem na żywo tworzona przez samego kompozytora), nie zostały odpowiednio wykorzystane. Pewne sceny są niesamowicie intrygujące, na przykład sekwencja rozpoczynająca spektakl, w której prawie wszyscy bohaterowie obmywają się pod prysznicami z błota (krwi?), przygotowując się niejako do ceremoniału. Oczyszczają się przed rytuałem kolejnego wejścia w przestrzeń gry, a zarazem w przestrzeń śmierci: nie ich, ale postaci, które grają. Chcą się godziwie przygotować, z szacunkiem podchodzą do swego zadania. Wejść czystym w to pozbawione śladów krwi, jeszcze sterylne miejsce, w którym czuć zapach krwi.
Wiele zabiegów wydaje się jednak niepotrzebnych, efekciarskich, niezrozumiałych. Interpretacja dramatu Müllera przez Klemma została przeprowadzona zbyt powierzchownie i odtwórczo. Nawet świetne aktorstwo Jana Peszka jako Tytusa, Wiktora Logi-Skarczewskiego (Aaron), Katarzyny Krzanowskiej (Tamora) czy Arkadiusza Brykalskiego (fantastyczny Marek) nie może zrekompensować braków przedstawienia. Oczywiście pełno jest błyskotliwych gier znaczeniowych (Aaron, ofiara rasizmu, zamiast czarnej skóry ma bokserki w panterkę) czy prześmiesznych zabaw z motywem czwartej ściany (komentarze Strycharskiego siedzącego na proscenium przy konsoli muzycznej). Widzów nurtuje jednak pytanie: „Po co zostały użyte?”. Ostatecznie wcale nie jest źle. Problem leży w tym, że Klemma stać na dużo więcej.
Narodowy Stary Teatr w Krakowie
Anatomia Tytusa Fall of Rome
Heiner Müller
reżyseria: Wojtek Klemm
scenografia: Mascha Mazur
muzyka: Dominik Strycharski
choreografia: Efrat Stempler
obsada:
AARON –– Wiktor Loga-Skarczewski
CHIRON – Grzegorz Grabowski
DEMETRIUSZ – Krzysztof Wieszczek
KLAUN – Beata Paluch
LAWINIA – Paulina Puślednik
LUCJUSZ – Błażej Peszek
MAREK – Arkadiusz Brykalski
SATURNIN – Krzysztof Zawadzki
SYN / GOT / TRUP – Marcin Kalisz / Bolesław Brzozowski
TAMORA – Katarzyna Krzanowska
TYTUS – Jan Peszek
Premiera: 16 czerwca 2012 roku
zdjęcia: archiwum Teatru (Bartłomiej Sowa)