Scena przy ul. Sarego to dla Teatru Bagatela odskocznia od lepiej i gorzej zrobionych fars, dominujących w repertuarze głównej sceny. Tym razem w ofercie mamy komedię, ale zupełnie inną. Iwona Jera zainscenizowała sztukę My w finale Marca Beckera. To jeden z tekstów pisanych dla teatru o tematyce sportowej, a konkretnie o oglądaniu piłki nożnej. Rzecz zabawna, ale nie głupawa: błyskotliwy tekst, komizm raczej słowny niż sytuacyjny, bardziej wyszukany, ze sporą dozą obserwacji społecznych.
90 minut meczu z krótkim interludium i przerwą. Tyle trwa przedstawienie. Nie oglądamy jednak drużyny na boisku, ale grupę osób śledzących mecz przed telewizorem. 12 postaci, z których każda ma coś do pokazania: spełnia jakąś rolę, na ogół odpowiadającą określonej funkcji na boisku, lub wciela się w konkretną postać, na przykład świetny Marcel Wiercichowski jako trener mobilizujący wirtualną drużynę w czasie przerwy. Postaci opisują swoje uczucia w czasie meczu oraz swój stosunek do rozgrywanych akcji. Krytykują, chwalą, cieszą się, rozpaczają, zaklinają wynik (w pewnym momencie postać Anny Krakowiak odprawia niemal gusła), modlą się (przezabawny motyw wspólnego śpiewu pieśni kościelnej – modlitwy błagalnej do Jezusa).
Kto kształtuje mecz: piłkarze czy widzowie? Przecież w pewnym momencie bohater Piotra Różańskiego zadaje sobie pytanie, z którym każdy fan, oglądający regularnie mecze, musi się borykać: iść do toalety w czasie trwania akcji czy nie? Nasz bohater dochodzi do wniosku, że jeżeli wyjdzie, to na pewno padnie gol. Jeżeli jednak tego nie zrobi, to gola nie będzie i „nasi” przegrają. W ten sposób dochodzi do konkluzji, że wszystko zależy tak naprawdę od niego! Los meczu, drużyny! I ta hiperbola nie jest tak do końca naciągana: przecież publiczność, widownia i jej zainteresowanie, zarówno w sporcie, jak i w sztuce, są czymś istotnie wpływającym na przebieg meczu czy odbiór wystawy lub spektaklu. W przedstawieniu padają też pytania: czy faktycznie znamy się na piłce nożnej, czy wiemy, co to jest „spalony”? Ważniejsza jest analiza fiaska lub sukcesu danej akcji na boisku czy emocje towarzyszące golowi?
Świetna adaptacja tekstu Marca Beckera na „polskie warunki” (tłumaczenie Michał Olszewski) jest często złośliwym, a czasem uroczym porachunkiem z polską mentalnością, wadami i zaletami społeczeństwa w ogóle. Potrafimy być zakompleksionym narodem, małostkowym, ksenofobicznym i wiecznie markotnym, ale przy odrobinie dobrej woli umiemy się wspierać i razem cieszyć. Reżyserka Iwona Jera wydobyła z tekstu cały jego „drużynowy” potencjał. Aktorzy świetnie współpracują na scenie, grają w jednym rytmie, tworzą rodzaj (muzycznego?) kolażu emocji, mikroscenek tworzących pewną linearną historię. Może niepotrzebnie jest to podkreślone w kostiumie – każdy postać posiada element wspólny dla całości – drobny kawałek materiału wycięty jakby z dresu, doczepiony zarówno do eleganckich sukienek, jak i dżinsów.
Na taką rozrywkę w teatrze czekałam. Tekst lekki, ale nie głupi; spektakl zabawny, ale nie prymitywny, świetnie zagrany, posiadający może niewyszukaną, ale niewadzącą scenografię. Przedstawienie My w finale nie jest głęboką analizą zjawiska kibicowania. To raczej błyskotliwa obserwacja skłaniająca do pewnej refleksji. Momentami złośliwej, ale nie jadowitej. W dodatku spektakl ogląda się z równym entuzjazmem i zaangażowaniem jak świetny mecz. Brawo!
Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego w Krakowie
My w finale
Marc Becker
adaptacja i spolszczenie: Michał Olszewski
reżyseria: Iwona Jera
skład drużyny:
Anna Branny, Monika Handzlik, Kamila Klimczak, Katarzyna Litwin, Przemysław Branny, Krzysztof Bochenek, Janusz Butrym, Patryk Kośnicki, Wojciech Leonowicz, Przemysław Redkowski, Piotr Różański, Marcel Wiercichowski.
premiera: 1 czerwca 2012, Scena na Sarego 7
fot. Piotr Kubic