Najsmutniejsze historie ludzkie bywają przelewane na papier i tak powstają najpiękniejsze książki. Poruszające, przyprawiające o dreszcze niepokoju, szokujące, ale piękne pięknem opowiadanej historii. Opowieść Ludmiły Pietruszewskiej jest inna, bo chociaż porusza, szokuje i wywołuje gęsią skórkę, to czytelnikowi nawet przez sekundę nie przychodzi do głowy, że oto trzyma w dłoniach piękną książkę.

Skrajny naturalizm opisów, brutalizm fizjologii, chaotyczna składnia, wulgarny krzyk przeplatany postrzępionymi dialogami i gorzkim, ironicznym monologiem wewnętrznym narratorki – oto materiał budujący opowieść. Ową narratorką (a jednocześnie główną bohaterką) jest Anna Andrianowna, której historia zostaje spisana w formie do złudzenia przypominającej potoczny, nieuważny, emocjonalny język mówiony. Z języka codziennej komunikacji zostaje także przejęty piekielnie czarny humor, zbudowany z kpiny i sarkazmu. Na niespełna 130 stronach autorka pozwala czytelnikowi poznać zgorzkniałą, smutną i samotną kobietę w średnim wieku – matkę, babcię, ciągle jeszcze córkę. Bohaterka sama siebie tytułuje poetą, a przywołując niejednokrotnie postać swej mistrzyni Anny Achmatowej, nieprzerwanie i z maniakalnym uporem poszukuje punktów wspólnych, podobieństw swego życia do życia wielkiej damy liryki rosyjskiej. Poezja miałaby szanse stać się ostatnim bastionem nadziei w przygnębiającym życiu kobiety, gdyby nie to, że największą fanką jej twórczości jest ona sama, publiczne recytacje ledwo pozwalają przeżyć, córka wypomina bohaterce grafomanię, a głód jest w stanie przyćmić najcenniejsze natchnienie.


Głód i niedostatek sięgający nędzy są głównymi elementami codzienności Anny. W świecie wiecznie głodnych ludzi (gdzie znajomych odwiedza się z nadzieją na talerz zupy przyjmowany z ukrywanym entuzjazmem, a przy herbacie wstyd sięgnąć po kolejnego suchara) codzienne wybory determinuje przeliczenie konsekwencji na kromki chleba z masłem. W takim świecie żyją kobiety, a Jest noc to opowieść o kobietach właśnie. Kobiety te bywają córkami, matkami i babciami. Większość z nich ma silny instynkt macierzyńskiej miłości oraz wielką potrzebę oddania się, poświęcenia dziecku – to akurat jest wspólne dla matek pod każdą szerokością geograficzną i w każdych warunkach gospodarczych. Cały kobiecy świat zostaje bezbłędnie skoncentrowany wokoło dziecka i stąd już tylko krok do zaborczej, destrukcyjnej, ślepej relacji, groźnej zwłaszcza wtedy, gdy nie można liczyć na mężczyznę. Znamienne jest to, że mężczyzn w książce Pietruszewskiej niemal nie ma, a ci, którzy zostają przedstawieni, okazują się beznadziejnymi, leniwymi, zbędnymi ojcami z przypadku, poszukującymi moskiewskiego zameldowania lowelasami, oszustami i zdradzieckimi kłamcami. W opinii narratorki głównie tacy otaczają ją, jej córkę Alonę i inne znajome kobiety.

Jasnym punktem na tej burej mapie męskich niedorajd bywa syn Andriej, za którym można malowniczo tęsknić i płakać, można opowiadać o jego niewinności i pechu, podczas gdy słusznie skazany siedzi w więzieniu. Gdy się jednak pojawi na wolności, warto zamontować nowe zamki w drzwiach i chować pieniądze w najwymyślniejszych kryjówkach. Najwyraźniej zarysowaną relacją w całej opowieści jest dramatyczna więź Anna-Alona, matka-córka, kobieta-kobieta. Czytelnik musi wykazać się całą masą dobrej woli, by uniknąć wrażenia, że Anna swojej córki nienawidzi, mimo zapewnień o miłości. Alona odwiedza dom głównie wtedy, gdy potrzebuje jedzenia i pomocy materialnej przy kolejnym dziecku. Kobiety nie rozmawiają, ale krzyczą do siebie, sfrustrowane; matka, rozczarowana życiem córki, nie zadaje już nawet pytań – czyta jednak dawny pamiętnik dziecka, kpiąc jadowicie z rozterek młodej kobiety. Nigdy niepogodzona z szybką i brutalną dorosłością dzieci, Anna egzystuje z dnia na dzień w poczuciu pustki, porażki i bezsensu. Tej pustelniczej, mrocznej codzienności towarzyszy wnuk Timofiej – według słów narratorki śliczny syn Alony, podrzucony do kochającej babci przez wyrodną matkę. Ostatecznie to właśnie Timek zadaje Annie cios finalny – mimo babcinej miłości i opieki, staje po stronie matki w nagłym konflikcie kobiet. Szok (chwilowego!) przebudzenia wywołuje świadomość, że ostatnią osobą, której bohaterka jest jeszcze naprawdę potrzebna, pozostaje jej stara, umierająca, oddana do szpitala psychiatrycznego matka.

Wnikliwy czytelnik zorientuje się, że został bardzo sprytnie wmanipulowany przez autorkę w sytuację, w której powinien opowiedzieć się za jakąś prawdą. Zauważamy przecież, że Pietruszewska po mistrzowsku zbudowała wieloznaczny, niejasny, zagmatwany portret kobiecy. Anna to bez wątpienia bohaterka smutna, samotna, nieszczęśliwa i zawiedzona przez życie. Nie ma jednak pewności co do przyczyn tej sytuacji. Mogło oczywiście być tak, że mężczyzna łajdak pozostawił ją z niewdzięcznymi dziećmi, matka stała się nieznośną wariatką, córka zignorowała wszelkie matczyne rady, syn niewinnie trafił do kryminału, wnuk nie docenia starań, świat wart jest nienawiści, a nadzwyczajnie utalentowana bohaterka mimo wszystko stara się być pomocną wszystkim dookoła. Ale równie prawdopodobnie jest to, że patologicznie pojmowana miłość pozbawia ją najbliższych, że dzieci szybko uciekają z nieznośnego domu w bezwzględną rzeczywistość dorosłych, że Anna traktowana jest przez córkę tak, jak sama traktowała matkę, że nienawidzi Alony, odkąd widzi w niej swoje własne odbicie i powielenie własnych błędów, że babcia zawłaszcza wnuka, by raz jeszcze w sobie samej wzbudzić poczucie własnej wartości. I że Anna jest jednak grafomanką.

Majstersztyk kreacji postaci Anny Andrianownej polega więc na niesamowicie sprawnym balansowaniu między prawdą i fikcją, wspomnieniem i teraźniejszością, faktem i opinią. Ludmiła Pietruszewska nie daje czytelnikowi szansy na zrozumienie książki bez opowiedzenia się po którejś ze stron. Jest noc warto przeczytać chociażby po to, by przekonać się, czy bliżsi jesteśmy idealizacji cierpiącej kobiety (jak w naszym schemacie Matki Polki), czy może skłonni będziemy zdemitologizować szczęśliwe macierzyństwo i zaprzeczyć kultowi bogini domowego ogniska.


Ludmiła Pietruszewska, Jest noc
przeł. Jerzy Czech
Czarne, 2012