Ilja jest postacią historyczną – gdy Pan Jezus wraz ze św. Piotrem chodził jeszcze po Ziemi, on nawracał ludzi, uzdrawiał i wypędzał demony w imię Najwyższego Boga. Ilja żył też w dwudziestoleciu międzywojennym. Mieszkał w centrum świata, czyli w małej wiosce (zapomnianej przez wszystkich oprócz Boga) na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej Polskiej, gdzie chłopi, brutalnie wywłaszczeni z ahistorycznej kultury, musieli ponownie skonstruować własną tożsamość. Wykorzystali więc to, co ich zdaniem było najcenniejsze, a przez to warte powtórzenia. Pismo Święte – jedyna książka, którą znali wszyscy, mimo że większość nie potrafiła w ogóle czytać – stała się dla nich inspiracją. W ten oto sposób, w „zabitej deskami dziurze” pojawiły się prawdziwe znakomitości: św. Piotr i Paweł, Matka Boska, Jezus Chrystus, a także św. Weronika – postać, która nie pojawia się w żadnym tekście Ewangelii, lecz zakorzeniła się tak mocno w świadomości potocznej, że gdy trzeba było odtworzyć Nowy Testament z pamięci, nie mogła zostać pominięta. Na czele tego „świętego” ruchu stanął Ilja (Eliasz) – „zwyczajny” prorok, choć przez innych uznany za wcielenie samego Jezusa Chrystusa, który – jak głosi Apokalipsa św. Jana – przed końcem świata zstąpi raz jeszcze na Ziemię, pokona zło, osądzi żywych i umarłych, by rozpocząć sprawiedliwe królowanie. Tak więc paruzja, na którą wciąż czekają chrześcijanie, już się dokonała w Wierszalinie, gdzie białostoccy chłopi przeżyli początek końca (ich) świata.

Te wydarzenia, szczegółowo opisane przez Włodzimierza Pawluczuka, okazały się inspirujące dla wielu ludzi związanych z teatrem. Historię tę wykorzystał między innymi Tadeusz Słobodzianek w dramacie Prorok Ilja, którego udaną adaptację wystawił Teatr na Woli. Jednakże spektakl wyreżyserowany przez Ondreja Spišaka to tylko „wierzchołek góry lodowej”, sięgającej głęboko pod powierzchnie zarejestrowanych przez Pawluczuka faktów – tam, gdzie zaciera się granica między prawdą a fikcją. Cofanie się do samej podstawy, by zrekonstruować ciąg kolejnych inspiracji, przypomina w tym wypadku teologiczne poszukiwania praprzyczyny, które – jak wykazał Arystoteles – są zagrożone regresus ad infinitum, o ile w pewnym momencie nie przyjmiemy założenia, że musi istnieć przyczyna nie mająca żadnej innej przyczyny, lecz będąca przyczyną samej siebie – czyli Bóg.
Definitywnym końcem procesu wyjaśniania mogłoby być wskazanie Boga palcem (lepiej – wsadzenie palca w ranę w Jego boku) i powiedzenie: To jest Bóg. Taka logika jest fundamentem naszej kultury. Wszyscy myślimy „po arystotelesowsku” lub nie myślimy wcale – trzecia możliwość nie istnieje. W konsekwencji prawda miesza się z fikcją, jawa ze snem, a to, co boskie, z tym, co ludzkie – w ten sposób świat staje się teatrem. W Wierszalinie może natomiast zmaterializować się Bóg Wszechmogący w osobie Ilji.

Spektakl Prorok Ilja. Nieprawdopodobna historia w XIV scenach jest osobliwym misterium drogi krzyżowej, którą zainscenizowali sfrustrowani swoją sytuacją chłopi. Zbliżają się żniwa, a „robić nie ma komu”, młodzi nie szanują starszych, nie ma prawdy. Wszystko jest na niby, nawet cuda straciły swą moc – tylko szatan biega po wiosce, strasząc ludzi, wybijając szyby w cerkwi i przewracając krzyże. Świat „stanął na głowie”. Trzeba go zatem odwrócić i raz jeszcze ukrzyżować Chrystusa, aby było jak dawniej. Skoro kiedyś się udało, to i teraz nie powinno być żadnych problemów. Tak jak przyroda odradza się w cyklicznym ruchu, tak ofiara z Chrystusa może odnowić doszczętnie zepsuty świat. Scenariusz jest wszakże napisany, wystarczy tylko rozdzielić role. Piłat umywa ręce, żona Piłata apeluje, aby Jezusa nie uśmiercać, żołnierz wykonuje tylko swoje obowiązki, św. Weronika pomaga Chrystusowi – wszyscy uczestnicy Pasji są jakoś usprawiedliwieni. Poza zdrajcą Judaszem – on także nie zdradził Pana dla swojej przyjemności, ale dla dobra ludzkości, aby Chrystus mógł zmartwychwstać, a świat został odkupiony. W poczuciu zbawczej misji, chłopi biorą więc krzyż i idą zamordować Jezusa-Ilję (Andrzej Seweryn). Decydują się na ten krok dlatego, że bezgranicznie w Niego wierzą. Gotowi są zamordować Boga, choć są świadomi, że zostaną przez to potępieni. Nie to ich jednak przeraża najbardziej. Nie takie piekło straszne, jak kryminał, przed którym przestrzega chłopów Żyd Rotszyld (Łukasz Lewandowski). Jeśli Ilja nie zmartwychwstanie, to znaczy, że świat, w którym żyli, nie tylko się skończył, ale nigdy go nie było – stanowił tylko przekonującą iluzją.


Droga krzyżowa w wykonaniu wierszalińskich „świętych” staje się w efekcie parodią samej siebie. Jest drogą bez Chrystusa, podczas której chłopów wiedzie (zwodzi) fantazmat zmartwychwstałego Boga. W pewnym momencie zostaje on nawet zmaterializowany w postaci słomianego chochoła – stracha na wróble, na którym chłopi postanawiają przećwiczyć decydującą scenę kaźni. W konsekwencji nic z niego nie zostaje. Zmartwychwstał? Któż z nich mógłby wówczas pomyśleć, że z „prawdziwym” Chrystusem może nie być tak łatwo. Zamiast – jak przystało na Mesjasza – nadstawić drugi policzek, da swojemu oprawcy w „mordę” i nie będzie chciał skonać na krzyżu, mówiąc: „Eli, Eli lama sabahtani!”, ale zagrzmi: „Tak jestem Bogiem!”. Po czym natychmiast rozpocznie Sąd Ostateczny, gdzie będzie wyłącznie płacz i zgrzytanie zębów, lecz każdy prawdziwie skruszony uzyska ostatecznie przebaczenie. Tylko „biedny” Judasz przekonany, że wszystko odbywa się zgodnie ze scenariuszem, odegrawszy swoją rolę, pójdzie się powiesić.

Postać Judasza wydaje się kluczowa. To jedyna ofiara zorganizowanego przez chłopów „przedstawienia”. Od samego początku był skazany na zagładę. Tak jak Chrystus powinien umrzeć, aby zmartwychwstać, tak Judasz musiał zdradzić, aby umrzeć. Nie da się pomyśleć Chrystusa bez Judasza ani Judasza bez Chrystusa – ofiarnik jest tożsamy z ofiarą, a ofiara z ofiarnikiem. Przypomina to nieco problem nietzscheańskiego szaleńca, który obwieszczając śmierć Boga, jednocześnie wskazuje winnych i przepowiada skutki tego wydarzenia: Bóg umarł! Bóg pozostaje umarły! I my go uśmierciliśmy! Jak mamy się pocieszyć, mordercy nad mordercami? Największa moc i świętość, jaką świat dotąd posiadał, wykrwawiła się pod ciosami naszych noży – kto zetrze z nas tę krew? (…) Czy wielkość tego czynu nas nie przerasta? Czy nie musimy sami stać się bogami, aby się przynajmniej wydawało, że byliśmy godni tego czynu dokonać? [1].

Prorok Ilja to spektakl, który bazuje na czymś, co Pawluczuk nazwał „wierszalińskim mitem”, z którego możemy dowidzieć się więcej o nas samych, o naszych nadziejach i lękach, aniżeli o Ilji i jego zwolennikach. Historia ta skupia bowiem los człowiek wydziedziczonego z tradycji – człowieka współczesnego, który stracił stabilny grunt pod nogami, wobec tego musi upaść, albo nauczyć się latać. Wierszaliński mit obnaża ponadto mechanizm kozła ofiarnego, o którym obszernie pisał René Girard i przekonuje, że eliadowski konstrukt homo religiosus jest w istocie burkertowskim homo necans – człowiekiem zabójcą. Dlatego nigdy dość przypominania, że każdy nosi w sobie „wierszalińskiego chłopa”, który w sprzyjających okolicznościach może zyskać dominujący głos. Warto więc zobaczyć Proroka Ilję, ewentualnie poczytać Ewangelie, które – co może niektórych zdziwić – mogą być bardzo pouczające.


Prorok Ilja. Nieprawdopodobna historia w XIV scenach

REŻYSERIA – Ondrej Spišak
SCENOGRAFIA – František Liptak
KOSTIUMY – Jan Kozikowski
ASYSTENT REŻYSERA – Anna Turowiec
PRZYGOTOWANIE WOKALNE – Tetiana Sopiłka
INSPICJENT - Mateusz Karoń

OBSADA:
Ilja – Andrzej Seweryn
Wiera – Izabela Dąbrowska
Olga – Agata Wątróbska
Wasyl – Paweł Domagała
Rotszyld – Łukasz Lewandowski
Pałaszka – Magdalena Smalara
Bondar – Marcin Sztabiński
Marczuk – Maciej Wyczański
Charyton – Michał Czernecki
Katolik - Sławomir Zapała
Aćko – Robert T. Majewski
Młoda – Paula Kinaszewska
Ojciec – Stanisław Jaskułka
Pijanica – Tadeusz Chudecki

[1] F. Nietzsche, Radosna wiedza, przeł. M. Łukasiewicz, Gdańsk 2008, s. 138.