Tomasz Charnas: Powinienem używać liczby pojedynczej czy mnogiej – w rozmowie o wydawnictwie, które miało jedną założycielkę, ale znalazło kilka osób do stałej współpracy przy tłumaczeniu, opracowywaniu i wydawaniu książek?

Anna Świtajska: Wydaje mi się, że żadne wydawnictwo nie jest sprawą tylko jednego człowieka. Smak Słowa był i jest (i mam nadzieję: będzie) dziełem kilku zapaleńców i przyjaciół, którzy mi pomagali i nadal pomagają na wszystkich właściwie etapach. Są wśród nich między innymi wspaniali tłumacze, autorzy, składacze, plastycy, redaktorzy, dziennikarze i wiele innych osób, które znam od wielu lat i które zachęciły mnie do podjęcia tego wyzwania.


Czujecie się przedstawiciel(k)ami wydawniczej niszy dla „zorientowanych na...” czy po prostu „robicie swoje”, wydając, kogo dostrzeżecie i docenicie?

Smak Słowa jest i będzie w pewnym sensie wydawnictwem niszowym, choćby z tego względu, że wydajemy książki, które uznajemy za interesujące, a nasze gusta chyba trochę różnią się od gustów przeciętnego czytelnika. Co nie znaczy, że nie mamy książek, które cieszą się dużym zainteresowaniem. Naszą ambicją jest przekonać czytelnika, że książki te warto czytać i spowodować, żeby logo Smaku Słowa kojarzyło mu się z jakością.
Jeśli chodzi o książki popularnonaukowe z psychologii i nauk społecznych sprawa jest zdecydowanie prostsza, bo, będąc psychologiem orientującym się dosyć dobrze w naukowych trendach tej dziedziny, raczej nie mam problemu z wyborem książek, które warto wydać. Zawsze zresztą weryfikuję jeszcze moje wybory z wybitnymi polskimi psychologami. Co innego z literaturą, tutaj sprawa jest o wiele bardziej subiektywna, a w związku z tym skomplikowana.


Co było najpierw: książki popularnonaukowe (jak cenione Oblicza globalizacji Wilhelminy Wosińskiej) i psychologiczne różnego „kalibru”, z których jesteście znani tak studentom, jak eksdocentom, czy pociąg, by publikować literaturę piękną, jaką się lubi, kupuje i chce czytać samodzielnie?

Oczywiście zaczęłam od książek, na których znam się najlepiej, czyli popularnonaukowych. Po Obliczach globalizacji prof. Wilhelminy Wosińskiej, które okazały się sukcesem wydawniczym, ukazały się także w serii Świat w Oczach Wybitnych Myślicieli świetne trzy tomy esejów najwybitniejszych umysłowości współczesnej nauki pod redakcją Johna Brockmana [Niebezpieczne idee we współczesnej nauce, W co wierzymy, choć nie potrafimy tego dowieść, Co napawa nas optymizmem, czyli dlaczego jest dobrze, a będzie lepiej] oraz pierwsza książka z serii Mistrzowie Psychologii – Błądzą wszyscy (ale nie ja). Dlaczego usprawiedliwiamy głupie poglądy, złe decyzje i szkodliwe działania – autorstwa dwojga wybitnych psychologów społecznych: Carol Tavris i Elliota Aronsona. Wkrótce w tej serii pojawią się najnowsze książki takich wybitnych naukowców, jak David Buss, Richard Nisbett, Michael Gazzaniga czy Ed Diener. Wszystkie te nazwiska wypisane są złotymi czcionkami na kartach współczesnej psychologii.


Stawiacie też na prozę z różnych kręgów kulturowych. I ciekawscy, i już fascynaci odległych światów, obcych języków czy estetyk, innych mentalności, osobnych wrażliwości znajdą w Waszej ofercie wydawniczej pozycje z literatury arabskiej (Egipcjanki: Nayra Atiya, Miral at-Tahawa i Salwa Bakr), afrykanerskiej (nominowana do Orange Prize 2008 za Smak dżemu i masła orzechowego Lauren Liebenberg), amerykańskiej (Aryn Kyle) czy nawet norweskiej (Selma Lonning Aaro).
To duży rozstrzał geograficzny i zakres drążenia w myśl interkulturowości... Jaka jest idea przewodnia prowadząca Was przez literackie światy? W tekstach przewijają się problemy kobiet (między innymi w państwach i w kulturze islamu), równości każdego człowieka i tolerancji, podróży przez życie i cywilizacje, marzenia i zaszłe historie...



Rzeczywiście, międzykulturowość była jednym z podstawowych założeń, jeśli chodzi o dobór literatury. Wynika to trochę z miłości do podróżowania, które otwiera nas na inne kultury. Trochę też z moich osobistych doświadczeń. Kilka lat temu bowiem, będąc po raz pierwszy w Egipcie, przeżyłam poważny szok kulturowy, o którym wcześniej wiele czytałam, ale mimo teoretycznego przygotowania nie byłam kompletnie nań przygotowana. Próbując zrozumieć potem to, czego doświadczyłam, zaczęłam szukać wyjaśnień głównie rzecz jasna w literaturze. Wertując naukowe opracowania na ten temat, trafiłam na literaturę arabską, która mnie zafascynowała. Nie mówię tu o opowieściach o krzywdzonych kobietach, tak obecnie popularnych również w Polsce, ale o klasyce wydawanej w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Większość tych książek kupowałam na Allegro i stwierdziłam, że to bez sensu. Że warto zacząć szukać w tym kierunku ciekawych pozycji i wydawać je po polsku. Pierwsza książka wydana w tym segmencie to właściwie etnograficzna publikacja Nayry Atiyi – Egipcjanki, wykształconej w Stanach Zjednoczonych, która w poszukiwaniu zagubionej tożsamości wraca do kraju swego dzieciństwa i nawiązuje bliskie relacje z kilkoma prostymi kobietami, które opowiadają jej historie swego życia. Tak powstała fantastyczna moim zdaniem książka Khul-khaal. Bransolety Egipcjanek, która jest kopalnią wiedzy o kulturze i obyczajowości współczesnego Egiptu. W dodatku opowiedziana z perspektywy kobiet, co również ma ogromne znaczenie poznawcze, bo to kobiety właśnie w dużej mierze w swych domach, przy codziennych obowiązkach i obrzędach, tę kulturę tworzą i pielęgnują lub zmieniają.


Kto pomaga w doborze „repertuaru” książkowego? Domyślam się, że doradzają lub podrzucają swoje sugestie tłumaczki i znawcy literatur: tytułów orientalnych bądź treści dla Polaków cokolwiek egzotycznych.

Oczywiście nie byłabym w stanie sama wybrać niektórych książek, wiele z nich rzeczywiście trafia do mnie dzięki tłumaczom. Po wydaniu pierwszych przekładów z języka arabskiego, które w świecie arabistów spotkały się z dużym uznaniem, zostałam właściwie zalana propozycjami naprawdę wartościowych książek, na które sama nigdy bym nie trafiła. Myślę, że ten kierunek będzie jednym z dominujących w profilu wydawnictwa. Podobnie sytuacja wygląda z literaturą norweską. Mam kilka świetnych tłumaczek, które wprowadzają mnie w krąg tej literatury. Debiut Lewą ręką przez prawe ramię Selmy Lonning Aaro był naprawdę udany, a za chwilę ukażą się książki dwóch najsłynniejszych pisarek norweskich: Hanne Orstavik [autorka zapowiadanej w Serii z Przyprawami Miłości, znana już w Polsce z powieści Pastor] i Anne Ragde. Literatura skandynawska jest znakomitym uzupełnieniem klimatów książek arabskich, bo właściwie znajduje się na przeciwnym krańcu kontinuum – zarówno w podejściu do emocji, jak i narracji.


Literaturę piękną tworzoną przez kobiety promujecie i sprzedajecie pod dość ryzykownym szyldem: Seria z Przyprawami. Czy nie będzie trudno skłonić do tych ciekawych i zjawiskowych w swoich ojczyznach autorek także mężczyzn – czytelników raczej „uchodzących” przed krajowymi seriami literackimi z afrodyzjakami („cynamonki” Prószyńskiego i S-ki) czy z miotłą (W.A.B.)?

Seria z Przyprawami rzeczywiście stworzona została dla kobiet, tak przynajmniej napisaliśmy w charakterystyce tej serii. Książki te bowiem napisane zostały przez kobiety i głównie ich bohaterkami są właśnie kobiety, dlatego wydawało się, że też kobiety powinny być nią najbardziej zainteresowane. Nie są to jednak popularne czytadła dla mało wymagającego odbiorcy, lecz książki wnikające w poważne problemy relacji międzyludzkich na tle różnych kultur, co czasami stanowi dodatkową komplikację. Wszystkie pobudzają do refleksji nad człowiekiem i nad światem, dlatego właściwie nie należy zawężać kręgu czytelników tylko do kobiet, co zarzucił nam między innymi Max Cegielski [„Nie lubię poniedziałku”].
A sama nazwa wydaje mi się bardzo smakowita.


Czujecie się wydawc(zyni)ami popowej egzotyki, literatury kobiet/kobiecej albo wyszukanych her stories? Bo chyba wszystkie tego rodzaju kategoryzacje byłyby szkodliwe dla opublikowanych książek Smaku Słowa oraz ich odczytywania przez tych, którzy jeszcze nie zdołali sięgnąć po tytuły Waszej oficyny...

Nie, tak jak wspomniałam wcześniej, nie chcemy ograniczać czytelnika ze względu na wyznaczniki genderowe, to bez sensu. Zwłaszcza że Seria z Przyprawami to zaledwie pierwszy etap naszego wkraczania w tajniki literatury. Za chwilę pojawi się zupełnie nowa (również z dużym międzykulturowym rozrzutem) seria literacka. Myślę, że to po prostu będzie literatura dla współczesnego człowieka, poszukującego szerszej tożsamości. Tożsamości, która kształtuje się na tle innych kultur, bo ta odnosząca się do wąskiego zakresu własnego języka, państwa i kultury już chyba nam nie wystarcza.


Arabskie pozycje wydawane w Serii z Przyprawami, Namiot Fatimy i Złoty rydwan, zostały obudowane licznymi wyjaśnieniami tłumaczek i opatrzone bardzo cennymi wstępami prof. Marka M. Dziekana, ostatnio tłumacza bestsellerowego a kontrowersyjnego dla wielu Smaku miodu – pozycji z kręgów kultury muzułmańskiej, lansowanej w mediach jako książka z potencjałem „egzoerotycznym”. Czy dla lepszej recepcji dobrych literacko książek i „świadomej lektury” trzeba wprowadzać Polaków, często laików, do świata islamu najpierw z wiedzą podstawową, następnie sukcesywnie rozwijaną?

Jako wydawca książek głównie naukowych bardzo cenię sobie rzetelne przygotowanie publikacji, zanim trafi ona w ręce czytelnika. Wydaje mi się, że przedmowy wybitnych znawców tematu mogą ułatwić czytelnikowi zrozumienie niuansów kulturowych, tyczy się to zwłaszcza literatury arabskiej, której recepcja bez pomocnych wskazówek byłaby czasami zbyt dużym wyzwaniem – zarówno ze względu na całkowicie odmienną kulturę, religię, jak i język. Myślę jednak, że Polacy będą coraz lepiej zorientowani w świecie islamu zarówno dzięki literaturze, jak i podróżom, których coraz częściej doświadczają.


Podczas wakacyjnego spotkania promocyjnego odważyliście się na „klimatyczne” atrakcje: pokaz slajdów ze współczesnego Kairu i słuchanie muzyki arabskiej obok pokazu tańca brzucha. To pewna nowość – do tej pory preferowaliście reklamowanie się poprzez kontakty profesjonalistów, np. arabistek i arabistów, z publicznością i dyskusje otwarte „na określonym poziomie”. Brakuje (?) u Was – jakże skutecznego w wypadku dużych oficyn – epatowania w materiałach reklamowych wieściami o zawartości treściowej z obszaru kobiecego „seksu i łez”. Czy jako profesjonaliści bywacie również zachowawczy w obieraniu strategii marketingowej – boicie się promować i sprzedawać swoje ksiązki jako sensacje wydawnicze lub tani orient dla polskich „wycieczkowiczów”?

Nie, nie boimy się sensacji wydawniczych, wręcz przeciwnie – uważamy, że właściwie każda nasza książka jest taką sensacją. Za każdą bowiem stoi albo ciekawa historia, albo znakomity pisarz, albo wybitny naukowiec, albo zupełnie nowe odkrycie. Merytorycznie nasze sensacyjne książki nie mają sobie nic do zarzucenia. Rozumiem jednak, że chodzi Panu o inny rodzaj sensacji, w stylu ciekawych opowieści o krzywdzonych przez mężczyzn arabskich kobietach, czy jak w 10 minut nauczyć się „czegoś”, albo książki, które już są świetnie wypromowane na Zachodzie (ja często nazywam je „projektami”, bo marketing jest w nich ważniejszy niż treść książki i pomimo zapewnionej świetnej sprzedaży takiej książki nie chcę marnować na nie energii wydawnictwa). Takich sensacji zatem nie można się spodziewać w Smaku Słowa, ale na przykład książka Khul-khaal. Bransolety Egipcjanek jest podawana jako jedna z obowiązkowych lektur przez angielski przewodnik National Geographic po Egipcie (i w anglojęzycznej wersji jest megabestsellerem), czy znakomite książki Arnhild Lauveng: Byłam po drugiej stronie lustra i Niepotrzebna jak róża – bestsellery w Norwegii i na świecie – opowieści norweskiej schizofreniczki, która pokonała swoją chorobę i obecnie pracuje jako psychoterapeutka. I długo mogłabym tak jeszcze wymieniać...


Ja w takim razie – dla odmiany – zamilknę, dziękując za rozmowę, a wszystkim zainteresowanym dobrymi książkami – polecam serie wydawnicze i poszczególne tytuły wydawnictwa Smak Słowa. Życzę Pani i całemu zespołowi oficyny dalszych sukcesów i kolejnych wzbudzających zainteresowanie rzesz tytułów!


Rozmawiał: Tomasz Charnas / SPLOT, Radio Kraków