Rafał Małecki: Jak to się stało, że Twoja rzeźba (PURYFIKACJA) stała się częścią ArtBoomu?

Mateusz Okoński:
Do współpracy zaprosiła mnie kuratorka Aneta Rostkowska, która znała wcześniej moją pracę. Wojtek Szymański napisał dobrą recenzję do „Obiegu”, a profesor Hussakowska-Szyszko, guru historii sztuki współczesnej, powiedziała w radiu, że ta rzeźba powinna wrócić. Wtedy zaczęła się dyskusja historyków sztuki, i pomysł, by ta rzeźba powróciła. Ja to traktowałem trochę z przymrużeniem oka. Miło oczywiście, jeśli Twoja praca się podoba, ale nie dowierzałem, że rzeźba powróci. Cóż, jak widzimy to jest przykład rzeźby przepracowanej. Była makieta, rzeźba wraca po dwóch latach przepracowania. Jak z nią będzie? Zobaczymy.

Kiedy narodził się ten pomysł? Jaka jest historia tego projektu, od pomysłu do realizacji?

Historia jest dość skomplikowana. Ten projekt powstał jako mój dyplom w 2009 roku, kończyłem wydział rzeźby na Akademii. Wtedy pracowałem równocześnie nad przestrzenią publiczną, nad Zbiornikiem Kultury, to był czwarty rok mojego działania w przestrzeni publicznej. Wtedy postanowiłem, że pierwszy raz zrobię akademicki projekt. Ironiczny, cyniczny projekt, który miał wówczas dopiec wszystkim – profesorom ASP, Krakowowi w samej swojej formie, bo to jest forma realistyczna, a z drugiej strony dosyć przewrotna. A ta przewrotność w kontekście tego miejsca jest najważniejsza. Bo powiedziałem tak: Albo świnia stanie tutaj (Studnia Wanda przy Moście Powstańców Śląskich) albo na moim grobie. Bo ja nie ukrywam, że jestem świnią. Nie mam z tym żadnego problemu, zresztą był kiedyś taki tekst Wojtka Szymańskiego o tym, że jestem świnią – Ta świnia, Okoński - więc nie ukrywam tego. Wydaje mi się, że każdy z nas ma cechy tego biednego stworzenia. I o to też głównie w tym projekcie chodzi.



Pomówmy o stronie merytorycznej. Wymieńmy te kilka elementów prowokacyjnych – w jakim sensie miał to być protest? Kogo chciałeś zdenerwować i czym?

Gdy przygotowywałem dyplom, na Akademii kupiłem 5,5 tonowy blok marmuru białego, który jest marzeniem każdego rzeźbiarza.
Ja, który zajmowałem się sztuką współczesną i w zasadzie byłem pogardzany przez swoich profesorów akademickich, chciałem zrobić dyplom z marmuru.

Byłeś odmieńcem u siebie na roku?

Tak, tak, tak.  Ja i Łukasz Surowiec byliśmy jedynymi odmieńcami u nas na roku. Nas ciągle nie było na uczelni, bo cały czas robiliśmy jakieś akcje. I wtedy pomyślałem sobie, aby skończyć Akademię, ale zrobić to z takim przytupem marmurowym, akademickim, a zarazem cynicznym, doprowadzając przy okazji wszystkich do szału. Tak więc kontekst był najpierw kontekstem Akademii, ale wtedy ostatecznie z powodu stanu powodziowego nie dostałem pozwolenia, by zrobić to w marmurze. Więc marmur został. Okazało się też, że teraz rzeźba też nie może być wykonana z marmuru, gdyż marmur jest zbyt słaby, by przetrwać powódź. Zatem mamy zbrojoną, białą świnię z pyłu marmurowego, świnia musi wytrzymać uderzenie fali czy przepływającego drzewa.
Kolejny kontekst to PURYFIKACJA, oczyszczenie. Profesorowie uznali, że jest to podkładanie im świni. Ale wynikało to z obserwacji, że w Krakowie stawia się same pomniki, ludzie w wieku pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat przyzwyczajeni są wyłącznie do rzeźby kommemoratywnej. Monumentalnej i patetycznej. Dla moich profesorów ta rzeźba była profanacją. Umieszczenie tej rzeźby w przestrzeni publicznej, szczególnie w tym miejscu, odbierane było przez moich profesorów jednoznacznie. Plac Bohaterów Getta, Kazimierz. To była swego rodzaju gra. Świnia ma wyciągać na wierzch świńskie zachowania. Bo w przestrzeni publicznej rzeźba zostaje sama. Spacerujesz bulwarem nad Wisłą i widzisz coś takiego. To nie jest płonący stos, to jest martwe zwierzę. Leżące na belkach. I teraz zastanawiasz się o co właściwie chodzi. Nie ważne kto to zrobił, lecz ważne, że w spacerowiczach rodzi się pytanie: „o co tu chodzi”. A konteksty (to jest lokalizacja)  nie zostały wybrane przypadkowo. Faktycznie mamy Kazimierz, Plac Bohaterów Getta, Wisła, Wanda, Cricot naprzeciwko i w końcu galerię handlową, która jest dawną rzeźnią miejską, tutaj niedaleko jest odpływ, którym kiedyś spuszczano krew do Wisły. Zatem jest wielość kontekstów, jak my to zinterpretujemy – zależy od nas. Żegnamy się ze świnią, oczyszczamy się z czegoś. Czy uznamy, że Polacy to świnie, czy że kto inny to świnia – zależy od nas samych.

Czyli Ty ustawiasz granicę. Oczyszczamy się i przychodzi nowy okres, okres zmiany.

Mam taką nadzieję. Bo młodzi ludzie nie robili żadnej afery. Prasa też była zachwycona, zachwycona poetyckością, bo mamy tu przepływające fale, obmywające świnię na studni Wanda, nie doszukiwano się głębszych podtekstów i pomyślałem sobie, że może to nie budzi już takich emocji. Jednakże teraz plastyk miejski uznał, że jest to rzeźba antysemicka. Oświadczam, że antysemitą absolutnie nie jestem, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że dzięki świni pozbędziemy się tej skorupy, nauczymy się normalnie podchodzić do rzeźby – to A, a B – że pozbędziemy się sakralizowania każdej przestrzeni w mieście. Bo nie każda rzeźba musi być sakralna lub kommemoratywna, nie róbmy z miasta parku pomników narodowych i grobów.



A co masz do powiedzenia oponentom, którzy twierdzą, że nie wolno ingerować w historyczny charakter tkanki miejskiej? Wszelkie zaburzenia i rewolucyjne podejście postrzegają jako zagrożenie. Jak ich uciszyć, udobruchać lub przekonać, bo – umówmy się – jest mocny nurt protestów.

Tak jak i bardzo mocny zaczyna być nurt w Wiśle (akurat w tej chwili leje jak z cebra i rzeka podnosi się). Wiem jedno. Przygotowując się do pracy w przestrzeni publicznej poznałem myślenie Krakowian. W przypadku rzeźby publicznej w Krakowie, trzeba powiedzieć, że przedstawia się to jako ciężka walka. To jest mechanizm odwieczny. Jesteśmy bardzo konserwatywni, nieugięci i nieprzejednani, dopiero po jakimś czasie odpuszczamy. Tak jak było z głową Mitoraja. Pamiętamy te liczne protesty wokół tej nieszczęsnej rzeźby, która nota bene nie jest jakaś specjalna. Ale wyobraźmy sobie, że chcemy ją zabrać. Krzyk byłby niesamowity. No a tutaj rozstrzygająca będzie Wisła (śmiech). Ona zabierze świnię i rzeźba dołączy do biskupa Rajkowskiej (zatopiona u ujścia Wilgi) albo i nie.

Chcesz, żeby z tej akcji coś wynikało? Żeby rzeźba została zauważona, bo to w końcu duży festiwal. A może chcesz zamknąć ten temat?


Pewnie dyskusja będzie się toczyła. Jeśli pojawią się protesty, to trzeba będzie prowadzić rozmowy, a może nawet zastanawiać się nad usunięciem rzeźby. Co prawda to nie leży już w mojej gestii, ja jako artysta chciałbym, by ona została. Bo trzeci raz już tego nie będę znosił! (śmiech).



Skandal leży w Twojej naturze?

Nie. Dlatego nie robimy skandalu od początku. Skandal jest czasami potrzebny jako reklama, ale uważam, że to nie jest obowiązkowe. Rzeźba wymaga zobaczenia, a nie artykułów. A przestrzeń publiczna nie jest przestrzenią galeryjną, gdzie łatwo zrobić skandal. Ta rzeźba jest poetycko smutna. Ja tu raczej widzę krakowski patos, procesyjność, obkładanie się tradycjami, stos ofiarny, skoki Wandy do Wisły. Zawsze mówię, że rzeźba potrzebuje oddechu, a nie skandalu. Generalnie świnia to biedne zwierzątko. W mitologii chińskiej świnia ofiarowała się człowiekowi. Tu jest wiele wieloznaczności, a brak kontrowersji.

A kontekst wodny? Jak to widzisz?

Oczywiście panta rhei. Upływ czasu. To jest też oczyszczenie. Wisła sama się oczyściła.
Wisła oczyszcza świnię, ale też może zmieść świnię, jeśli nurt będzie mocny. I funkcja wody. Woda obmywa i oczyszcza.
A tak w ogóle to dziwię się, że taką melodramatyczną rzeźbę wyprodukowałem. Niektórzy prognozują, że to może stać się krakowską palmą. Wiesz – jakie miasto, taka palma (śmiech).
Zachęcam do podpływania i robienia sobie zdjęć ze świnią. To nie jest pomnik, to jest rzeźba, można na niej siadać, byle tylko nie zniszczyć.