Scenopis
W niemal każdym opowiadaniu szarość codziennej rzeczywistości została silnie skontrastowana z kolorystyką (niekiedy nazbyt krzykliwą, ostentacyjną, wyzywającą) snów, marzeń, wyobraźni, dzieł sztuki i przeszłości. Dualizm przestrzeni – szarość (jawa) kontra karnawałowa kolorystyka (sen) – wpływa na lekko schizofreniczne „ja”, które ciągle jest w zawieszeniu między tym, co realne, a tym, co wyobrażone. We wszystkich zamieszczonych w zbiorze utworach pojawia się narrator pierwszoosobowy, swobodnie przemieszczający się między swoim snem i jawą, własną przeszłością i teraźniejszością. Nie ingeruje on w światy innych „ja”, nawet się im nie przyglądając wnikliwie, penetruje okolice swojego wycinka przestrzeni, tłumaczy poszczególne wydarzenia w oparciu o osobiste doświadczenia i przeżycia. Co prawda w tej miniantologii dominuje pierwiastek męski, a repertuar obejmuje przede wszystkim dziecięcość i młodzieńczość oraz wiek (prawie) dojrzały, gdy kształtuje się chęć zostania tyleż artystą, ile jakimkolwiek twórcą. Ale pojawi się także kobiecość i chociaż w niszy, marginalnie, to niezmiernie elektryzująco i pociągająco zaprezentowana.
Język, którym posługują się narratorzy poszczególnych utworów, cechuje giętkość (od poetyzmów po kolokwializmy i wulgaryzmy) – wysławia więcej niż chciałby niejeden opowiadacz. Jest narrator w nieustannym ruchu, modyfikuje dekoracje przestrzeni, ustawia odpowiednie tło i światło, dobiera aktorów, kreuje i mityzuje, by na koniec poprzez śmiech podważyć autentyczność i powagę historii. Jeden element świata (w kolejnych opowiadaniach na przykład: saksofon, orchidea, gołębica, paltot, zaginiony tekst literacki, słońce, lustro, rower, miasto) uruchamia kamerę. Rozpoczyna się projekcja czeskiego filmu. To znaczy – czeskiego snu.
Zbliżenie – mężczyzna-dziecko
Inaugurujące zbiór opowiadanie Josefa Škvoreckiego Saksofon basowy to pierwszy stopień wtajemniczenia w czeskie sny.
Demoniczny rozkaz powoduje, że narrator przyłącza się do osobliwego zespołu, stając się trybikiem w iście strindbergowskiej „sonacie widm”, poniekąd kluczowym – bo grającym na saksofonie basowym – aktorem w teatrze cieni. A może… więźniem w panoptikonie? Tylko czy więzieniem jest sen, czy jawa? Miasto narratora (Kostelec) staje się bowiem pars pro toto rzeczywistości w odcieniach szarości, charakteryzującej się racjonalną postawą, gdzie każdy śledzi zachowania odstające od „normy”. Natomiast sztuka asemantyczna to wyzwolenie magii, akustyczna chimera. Josef Škvorecký mnoży dygresje, piętrzy obrazy. Zdania wielokrotnie złożone, słowne nadbudowy, liczne antycypacje i retrospekcje tworzą z czasoprzestrzeni labirynt, odkształcają rzeczywistość nam znaną, wytwarzając świat oniryczny, nieco kafkowski, ale przede wszystkim naznaczony wojną i deformacją (cielesno-psychiczną). Przerwać ten tragikomiczny i w gruncie rzeczy przerażający karnawał może jedynie chorobliwy śmiech.
Mamusia śpiewa drugim głosem Karola Sidona jest literackim wariantem powrotu do dzieciństwa. Narrator pewnej nocy dostrzega w lustrze swoje odbicie z dzieciństwa. Zamiast samemu udać się na drugą stronę zwierciadła, zaprasza siebie-dziecko do przyszłości. A może… na odwrót? Nieco gogolowskie opowiadanie Sidona jest intymnym, kameralnym obrazkiem, gdzie dziecięca percepcja świata, dopuszczająca magię i irracjonalność, skontrastowana została – jak w wielu innych utworach – z monochromatyczną rzeczywistością. Na drugim biegunie tak pojętych podróży do świata dziecięctwa znajdują się dwa ostatnie w zbiorze utwory.
W pierwszym z nich – Niemej barykadzie Martina Fahrnera – rower wyzwala w narratorze falę wspomnień, oscylujących wokół jednego epizodu z dzieciństwa – wkroczenia wojsk radzieckich do Czech. Wydarzenie – z punktu widzenia narratora-dziecka – jest zabawą tatusiów, którzy zgromadzili najróżniejsze przedmioty (w tym rowery), by utworzyć barykadę. Zamykające miniantologię najnowsze, bo z 2007 roku, Moje miasto utracone Pavla Brycza to ekstatyczna, odurzająca oda na cześć rodzinnego miasta. Postrzeganie miejscowości przez narratora skrzywiły zapewne czytane mu przez matkę Baśnie z Tysiąca i Jednej Nocy – nie brak zatem zapędów mitomańskich, magicznych rojeń na jawie, a także dość swobodnego potraktowania struktury tekstu literackiego, który momentami przemienia się w scenariusz. Wykorzystując filmowe przybliżenia i oddalenia, cięcia (blekaut), przejścia między kolejnymi scenami czy wreszcie akceleracje, wskrzesza bohater-opowiadacz koloryt dorastania, wtajemniczeń i inicjacji (głównie trzech: seksualnej, w śmierć i w scenopisarstwo) w rodzinnym Moście.
Cięcie – kobieta-inicjatorka
Wśród czeskich opowiadaczy odnajdziemy tylko jedną kobietę – Edę Krisoevę. Jako jedyna zaprowadzi czytelnika w głąb zmysłowo-erotycznej gry na orchidee, karabiny i szable. Narratorka-bohaterka opowieści otrzymuje orchideę, ale gdy napotyka problemy z pielęgnacją rośliny, udaje się do ordynatora, znającego się rzekomo na kwiatach… Orchidee, karabiny i szable to sensualna i odurzająca historia, której akcja rozgrywa się w scenerii szpitalnej, najpewniej w szpitalu psychiatrycznym. Krisoevá prowokuje, inicjuje grę i zwodzi, balansując między poetyckimi i subtelnymi światami a niewyszukaną, zahaczającą o wulgarność, rzeczywistością, sprowadzającą wszelką elektryzującą grę między kobietą a mężczyzną do niewybrednych pod-tekstów, trywializujących teatr wyobraźni. Szkoda, że więcej opowiadaczek nie znalazło swojego miejsca w przestrzeni tomu.
Zbliżenie – mężczyzna-kreator
Metafikcyjne Opowiadanie malarskie Ivana Klímy to literacka igraszka, dość ascetyczna, lakoniczna żonglerka słowami i motywami. Narrator-bohater snuje się po ulicach w poszukiwaniu… wątku, który mógłby wykorzystać w nigdy przez siebie nienapisanej książce. Wszystko w literaturze, jak zauważa, zostało nie tylko wykorzystane, ale i wyeksploatowane. Zamiast odpowiedniego wątku, niedoszły pisarz liczyć może jedynie na anegdoty i to właśnie dykteryjki (wprawki quasi-literackie), obrazki z wybiórczej obserwacji ludzi i świata, są materią „malarskiego” opowiadania. Można rzec, że Opowiadanie malarskie to tyleż kreacja opowieści, ile „de-kreacja”, przeniesienie akcentów z zazwyczaj wyeksponowanej w opowieściach fabuły na ledwie zarysowane, uchwycone w locie tu i teraz – niczym impresyjny obrazek. O ile Klima bawi się technikami malarskimi, o tyle Jiří Gruša w Paltocie stryja Antona stosuje technikę montażu filmowego. Tytułowy paltot implikuje pojawienie się kolejnych kadrów z przeszłości narratora-bohatera (podobne rozwiązanie znajdziemy w Moim mieście utraconym Brycza), dając znacznie ciekawsze efekty niż u Klimy.
Z marketingowego punktu widzenia: sprawnie skonstruowany tytuł miniantologii krótkich próz współczesnych czeskich pisarzy bez wątpienia przyciągnie uwagę czytelnika. Nazwisko Hrabala działa przecież jak magnes. Tłumacze wybrali jeden z zaginionych-odzyskanych utworów pisarza. Powstały przeszło dekadę (lata 50. XX wieku) przed oficjalnym debiutem Hrabala, Zwyczajny dzień został przez autora przypadkiem znaleziony po, bagatela, dwudziestu latach. To zapis prawie automatyczny, a nieposkromiony żywioł języka odzwierciedla pasję i przyjemność opowiadania. Zwyczajny dzień jest dynamicznym, autoironicznym obrazkiem z czasów, gdy pisarze nietworzący dzieł socrealistycznych narażeni byli na konfiskatę utworów i aresztowanie. Ciekawie współgra ze Zwyczajnym dniem opowiadanie Słoneczne popołudnie Jana Beneša. Narrator znajduje się właśnie w więzieniu za „nieprawomyślność” i zachowanie sprzeczne z przyjętym w państwie komunistycznym. Przed chwilą wyszło słońce, ale już część aresztowanych wieszczy nadejście deszczu. Rekonstrukcja fragmentu jednego dnia z życia obozu (życia w obozie), stworzona za pomocą dialogów, przywodzi na myśl tyleż sztukę teatralną, ile kilka kadrów filmu.
Opowiadacze. Nie tylko Hrabal. Autorzy najlepszej prozy czeskiej są doskonałą ilustracją czeskiego snu. Projekcja tego snu odbywa się za pomocą sklejanych naprędce fragmentów filmowej taśmy życia. Im dłużej śledzimy zmagania bohaterów z rzeczywistością zrekonstruowaną we wspomnieniach, tym większe wrażenie, że podglądamy czeski film. To znaczy – czeski sen.
Opowiadacze. Nie tylko Hrabal. Autorzy najlepszej prozy czeskiej
przeł. Andrzej S. Jagodziński, Jan Stachowski
WL, 2012