Scenariusz, w całości oparty na tekstach młodopolskich artystów, powstał przy współpracy Małgorzaty Głuchowskiej i Justyny Lipko-Koniecznej. Podstawą kompozycji jest I tom Dzienników Zofii Nałkowskiej, który przedstawia wczesną młodość pisarki (1899-1905). Fabuła opiera się między innymi na twórczości Marii Komornickiej, Jana Augusta Kisielewskiego, Jana Lemańskiego, Tadeusza Micińskiego, Wacława Nałkowskiego i Cezarego Jellenty.

Córeczki skłaniają do refleksji nie tylko nad kwestią tożsamości kobiecej na przełomie XIX i XX wieku, lecz także nad aspektem przyjmowania różnych ról we współczesnym świecie. Przesłaniem sztuki może być krótkie podsumowanie, którego dokonała Hanna Kirchner we Wstępie do Dzienników. Z racji tego, że stanowią one podstawę struktury Córeczek, słowa te mogą śmiało odnosić się do całego spektaklu:
Dziennik z lat 1899-1905 jest kroniką gorączkowych poszukiwań formuły osobowości własnej, modelu, który z podsuniętych przez epokę konwencji tworzyłby jakość indywidualną i odrębną. Jest to kliniczny zapis typowych niepokojów dojrzewania, niezbornego, pełnego ekstremów stanu świadomości nastolatki i zarazem – nadwyżką inteligencji, która już wtedy skłania do dystansu wobec siebie, do samoanalizy i refleksji[1].

Młodopolski klimat świetnie oddają warszawskie kawiarnie, które Głuchowska zaadaptowała na sceny teatralne. Gdzie indziej mogą toczyć się nudne (bo dekadenckie), pełne emocji (bo przeintelektualizowane) rozmowy młodych ludzi ówczesnego światka artystycznego? Tylko kawiarnie, pełne dymu, poezji i alkoholu, mogą oddać atmosferę tamtej epoki. Premiera odbyła się w Nowym Wspaniałym Świecie, natomiast kolejne spektakle miały miejsce w sąsiedztwie Teatru Dramatycznego, w Cafe Kulturalna.

Na początku publiczność zostaje wprowadzona do ciasnego pomieszczenia, gdzie staje się audytorium Wacława Nałkowskiego wygłaszającego tezy zawarte w jego dziele Jednostka i ogół. Jego wywody są tylko preludium do właściwej opowieści. Jak słusznie zauważyła Aleksandra Rzeczuch, już po chwili widownię ojca przejmuje córeczka [2]. Tutaj Głuchowska zaprezentowała ciekawy, chociaż nie do końca trafiony zabieg. Obsadziła w roli Zofii Nałkowskiej cztery młode bloggerki. Cztery współczesne „córeczki”, Agnieszka Hajkiewicz, Lan Pham, Kasia Wąsikowska i Kasia Zimowska, miały wnieść coś nowego i ożywczego do spektaklu. Jednak nie sprawdziły się w tej roli. Były bezbarwne, nieprofesjonalne. Zabrakło też odniesień do ich twórczości, która podobno była jednym z elementów łączących je z autorką Dzienników. Nie można bezwarunkowo przyjąć założenia, że współczesne piętnastolatki myślą identycznie, stykają się z takimi samymi problemami jak ich rówieśniczki z przełomu XIX i XX wieku. Reżyserka broniła swojego pomysłu, twierdziła, że pokazanie dziewczyny w okresie dojrzewania musi zostać rozpisane na kilka osób, bo nie ma się jeszcze wtedy jednolitej tożsamości[3].

Córeczki to opowieść o dojrzewających dziewczynach, które poszukują siebie. Formowanie tożsamości kobiecej, akceptacja konkretnych ról, odkrywanie różnic w byciu dziewczynką i kobietą – to problemy, z którymi borykają się bohaterki wkraczające w dorosłość. Córeczki prezentują przede wszystkim trzy silne kobiece osobowości, które powoli akceptują siebie i stopniowo dojrzewają do wybranych lub narzuconych im ról. O kim mowa? Pierwszą bohaterką jest młoda Zofia Nałkowska, która stała się kobietą, literatką, żoną.
Kolejną jest jej starsza koleżanka Maria Komornicka, która dojrzała do swojego człowieczeństwa. Wizerunek pensjonarek dopełniła bohaterka dramatu Jana Augusta Kisielewskiego – Szalona Julka, która czuła się artystką, a została żoną. Trzy różne tożsamości, z pozoru prezentujące odmienne poglądy i rozterki, pokazują dogłębne poszukiwania odpowiedzi na banalne z pozoru pytanie o własne „ja”.

Dla Nałkowskiej prowadzenie dzienników to swoiste wprowadzenie w zawód, w doświadczenie pisarskie. Ponadto jest „ujściem dla emocji” pełnej sprzeczności i skorej do buntu nastoletniej dziewczyny. Mimo dojrzałości autorka nie radzi sobie z własnymi myślami: wszystko to dopiero się staje, jeszcze nie nazwane domagające się świadomości[4]  (Dzienniki I, s. 104). W podobnej sytuacji są cztery współczesne bloggerki, które w zadymionej przestrzeni kawiarni przeżywają na nowo rozterki artystycznej duszy kobiecej przełomu XIX i XX wieku. Pytają: co na moim miejscu zrobiłby mężczyzna? (Dzienniki I, s. 100).

W rozważaniach wszystkich tych kobiet pojawia się najważniejszy aspekt – kwestia dojrzewania do bycia kobietą. Czy bycie kobietą oznacza pewien rodzaj niewolnictwa? Kto raz się zbuntował, nie może pozostać nadal niewolnikiem. A jeśli nawet pozostanie – to będzie miał świadomość swej niewoli – największym zaś i zasadniczym wdziękiem kobiety jest nieświadomość (Dzienniki I, s. 9). Kobiety XIX wieku już nie mogą żyć w nieświadomości. Racjonalnie podchodzą do życia i zdają sobie sprawę ze społecznych różnic pomiędzy nimi a mężczyznami. Wiedzą do jakich ról zostały przeznaczone. Do ich zadań należy bycie matkami i żonami.

Dziennik jest konkretnym zapisem uświadamiania się w jestestwie swoim (Dzienniki I, s. 289). Nałkowska w czasie prowadzenia dziennika stała się literatką, dojrzała do bycia kobietą. Może nie wyzbyła się wszystkich swoich lęków, ciągłego poczucia bezsilności i smutku ukrywanego pod uśmiechem, ale zrozumiała, że aktorstwo, pogoń za efektem, kokieteria, etc. (…) jest jakaś sztuczna i patetyczna, [zauważa że] nieodpowiednich wyrazów używa do oznaczenia pojęć, że prócz niej samej nikt nie mógłby z tego odtworzyć rzeczywistości (Dzienniki I, s. 230). Może dojrzewanie pisarki przyspieszyła choroba? W maju 1901 roku Nałkowska przeszła trepanację czaszki, co wywołało u niej myśli o śmierci. Dalej wszystko „rozpatruje literacko”, znów enigmatycznie i mrocznie, jak bohaterki Ibsena (Dzienniki I, s. 46), ale dopuszcza do siebie innego człowieka. Kiedy autorka zdecydowała się na małżeństwo, sama stwierdziła, że:
Dziennik mój przestaje mieć rację bytu. Przestałam już w nim się wypowiadać, nie jest mi potrzebny (…) Chciałabym coś ważniejszego powiedzieć na zakończenie, ale boję się patosu. Zresztą wszystko jedno. Zwykle powieści kończą się małżeństwem. A ja za parę miesięcy wychodzę za mąż.(Dzienniki I, s. 348).

W takim momencie rozstają się z Nałkowską również Córeczki. Pensjonarka dorosła, stała się literatką i żoną. Przestała prowadzić intymne zapiski. Było to jednak jedno z wielu postanowień, przy których wytrwała krótko. Powróciła do pisania Dzienników po dwóch latach przerwy.
Wielokrotnie na kartach Dzienników pojawia się postać Marii Komornickiej. Nie mogło jej też zabraknąć w projekcie Głuchowskiej. Komornicka zajęła szczególne miejsce wśród twórców literatury Młodej Polski. Była nonkonformistką z przekonania, prawdopodobnie jedną z najbardziej zawziętych i nieugiętych w historii literatury polskiej. Jej odważna podróż w głąb własnej egzystencji ma niewiele sobie równych [5] . Za odwagę, niezależność, bunt przeciwko ogólnie przyjętym zasadom i normom zapłaciła najwyższą cenę: od społecznego wyobcowania, niezrozumienia i potępienia, przez zamknięcie w szpitalach psychiatrycznych, aż po życie w samotności.
Nie można powiedzieć, że Komornicka nie czuła się kobietą czy była jednostką transseksualną. Nie akceptowała kobiecości w sobie, ale nie utożsamiała się z mężczyznami. Szukała w obydwu płciach człowieczeństwa.

Komornicka dokonała niemożliwego: stała się mężczyzną, aby zostać człowiekiem. Dlaczego chciała zostać mężczyzną? Dla niej samej była to jedna wielka tajemnica. Według Marii Podrazy-Kwiatkowskiej należy pamiętać o banalnym fakcie: w tamtej epoce łatwiej i lepiej było być mężczyzną. Pisarka przekonała się o tym wielokrotnie. Już w rodzinnym domu była osaczona przez dominującego ojca, który ograniczał jej zapał twórczy i wolność. Z każdej strony spotykała się z dyskryminacją kobiet. W swojej twórczości z obsesją powracała do problemu funkcjonowania rodziny, relacji z ojcem oraz do sytuacji młodych kobiet. Przytaczana w spektaklu baśń O ojcu i córce to nie tylko metafora niezdrowych relacji między rodzicem a dzieckiem. To także ukazanie odwiecznej władzy mężczyzny nad kobietą. Tutaj należy zauważyć jeszcze inne fakty z życia Komornickiej. Maria jako szesnastoletnia dziewczyna wybiegła z domu okryta jedynie chustą. Została zatrzymana na komisariacie i poddana oględzinom lekarskim. To wydarzenie zostało zatajone przed jej rodzicem. Ojciec jako upiór jest stałym motywem w twórczości Marii Komornickiej. Mocne zasygnalizowanie tego problemu przez Głuchowską nadaje nowy wydźwięk nazwie spektaklu. Pensjonarki nie są już tylko córkami epoki, literatury, pensji. Są także córkami swoich ojców, którzy wywarli olbrzymi wpływ na życie i twórczość wspomnianych kobiet.

W 1898 roku Komornicka wyszła za mąż za poetę Jana Lemańskiego. Podczas ich podróży poślubnej strzelił on do swojej żony i jej kuzyna. Był niesłusznie przekonany o romansie tej dwójki. Zaledwie pięć lat później zdiagnozowano u pisarki zaburzenia psychiczne, a po kilku latach zmagań z chorobą poetka przeszła metamorfozę, wyrwała sobie zęby, zniszczyła kobiece stroje i zmieniła imię na Piotr Odmieniec Włast. Społeczeństwo traktowało ją odtąd jako skandalistkę, wariatkę, która w akcie samookaleczenia postanowiła stać się mężczyzną.

Ostatnią z dojrzewających bohaterek spektaklu Głuchowskiej jest Szalona Julka. To postać literacka, alter ego Jana Augusta Kisielewskiego. Postać Szalonej Julki jest najlepszą kreacją aktorską w spektaklu Małgorzaty Głuchowskiej. Piotr Polak świetnie gra trzy role: Julii, Jerzego Boreńskiego i samego Kisielewskiego. Dzięki jego ekspresji i indywidualizmowi bardzo płynnie zaciera się granica między bohaterami. Mówią jednym głosem.

Małgorzata Głuchowska do swojego projektu Córeczki wybrała dwie, skrajnie różne, ale jednak w pewnym stopniu podobnie patrzące na świat pisarki – Zofię Nałkowską i Marię Komornicką. Do pełnego obrazu „córeczek”-pensjonarek potrzebna była jeszcze postać Szalonej Julki. Te trzy kobiety odzwierciedlają nie tylko proces trudnego dojrzewania do wybranych bądź narzuconych przez społeczeństwo ról. Są one również wyrazem siły twórczości kobiecej tamtej epoki. W kobietach nie dostrzegano potencjału twórczego.

Julia Chomińska, córka swojej epoki, łączy w sobie w sobie wszystkie doświadczenia wcześniejszych pensjonarek. Jest uosobieniem artystki, która czuła się człowiekiem, a została żoną. Czy to była jej klęska? Początkowo malarka żyła w izolacji od prawdziwego świata. Jej jedynym otoczeniem byli młodopolscy artyści. Podczas oglądania obrazu Szał Podkowińskiego doznała ekstazy. W malowidle widziała siebie, swoją gotowość do zatracenia się w sztuce oraz miłość i siłę, za pomocą której można osiągnąć ideał. Czym jest ten ideał? Życiem pełniejszym, głębszym, pozbawionym doczesnych zmartwień, skupionym jedynie na kontemplacji i oddaniu się sztuce. To pragnienie artyzmu zderza się niestety z mnóstwem konwenansów i uwarunkowań społecznych.

Ta bohaterka ma duszę, marzenia i siłę artystyczną. Swoją niezmiernie trudną sytuację określa mianem uwikłania w sieci: Tą siecią – moja rodzina, moja matka, mój ojciec, siostry, bracie, a z nimi wszystko to, co ludzie nazywają «życiem» [6] . Cechuje ją brak woli działania i aktywności życiowej. Brakuje jej odwagi na wprowadzenie życiowych zmian. Jest bierną, nieprzygotowaną do samodzielnego życia osobą. Bycie żoną i matką nie jest dla niej klęską. Jest formą przetrwania.

Małgorzata Głuchowska stawia w Córeczkach liczne pytania, między innymi o analogię w działaniach i przemyśleniach współczesnych „córeczek” do ich rówieśniczek przełomu XIX i XX wieku. Nie można tu dawać jednoznacznych odpowiedzi. Kobiety w dalszym ciągu stają przed trudnymi wyborami, muszą dojrzeć do wybranych przez siebie ról i odnaleźć swoją tożsamość. Co łączyło młodą Nałkowską, Komornicką i Szaloną Julkę? Z pewnością było to konsekwentne pragnienie wolności we wszystkich działaniach, radość z tworzenia, wyrażania siebie przez sztukę, „literackie życie”, specyficzne relacje z ojcem u Nałkowskiej i Komornickiej, a także bycie żonami i artystkami. Nie zapominajmy, że wszystkie trzy były postrzegane przez ludzi jako inne, odmienne, „niedorodzone”. W poczuciu odosobnienia dojrzewały powoli do wybranych ról.

Nikt mnie nie zna: czy nie dlatego, że trudno znać to, czego jeszcze nie ma? [7]  – pisała młoda Komornicka. To chyba najsubtelniejsze przesłanie Córeczek. „Córeczek” – bo kobiet jeszcze nie ma. One dopiero rodzą się i dorastają do bycia sobą.


[1]Hanna Kirchner, Wstęp, [w:] Zofia Nałkowska, Dzienniki I 1899-1905, oprac. Hanna Kirchner, Warszawa 1975, s. 8.
[2]Aleksandra Reczuch, Córy czystości, synowie rozpusty. O spektaklu >>Córeczki<< w reżyserii Małgorzaty Głuchowskiej, aktualizacja: 9.04.2011., dostęp: http://teatrakcje.pl/
[3]Agnieszka Rataj, Pensjonarki XXI wieku, aktualizacja 17.02.2011, dostęp: http://www.zyciewarszawy.pl/
[4]I tom Dzienników cytuję według wydania: Zofia Nałkowska, Dzienniki I 1899-1905, oprac. Hanna Kirchner, Warszawa 1975.
[5]Maria Janion, >>Gdzie jest Lemańska?<<, [w:] tejże, Kobiety i duch inności, Warszawa 1996, s. 187.
[6] Jan August Kisielewski, W sieci, [w:]  tegoż, Dramaty, oprac. Roman Taborski, Wrocław 1969, s. 105.
[7]Maria Komornicka, Z księgi mądrości tymczasowej, [w:] tejże, Maria Komornicka, Utwory poetyckie prozą
i wierszem
, oprac. Maria Podraza-Kwiatkowska, Kraków 1996, s. 264.

zdjęcia: archiwum Teatru