Ciekawie została zaaranżowana przestrzeń foyer w kamienicy przy ul. Sarego. Całość tworzą białe ściany ozdobione przy suficie. Brak wyraźnego podziału na scenę i widownię. Przestrzeń gry aktorskiej kojarzy się z wnętrzem domu, na scenografię składają się piękne, zdobione meble w XIX-wiecznym stylu oraz duży dywan. Nic się nie zmieni do końca spektaklu. Milcząca, trochę posępna atmosfera starego domu obciążonego pewną historią będzie nadawać mu wydźwięk trochę sentymentalny, a trochę nostalgiczny. Publiczność posadzona jest bardzo blisko sceny, niejako „wyrasta” z przestrzeni gry, co tworzy niezwykły kontakt widza z aktorem. Trochę naiwnym gestem zerwania z „czwartą ścianą” jest moment, w którym Tielegin (Marek Bogucki), mówiąc o swojej żonie, pokazuje jej zdjęcia osobom w pierwszym rzędzie (tutaj podział nie jest tak wyraźnie zarysowany – gdzieniegdzie są rzędy „zerowe” z dwoma lub trzema krzesłami ustawionymi bliżej aktorów). Zabieg ten ma na celu uświadomić widzom, że ich także dotyczą historie bohaterów – ich nudnego, zmarnowanego życia i niewykorzystanych szans – i nieunikniony upływ czasu. Kostiumy i rekwizyty mają nawiązać do przeszłości, ale tak naprawdę można je umieścić w dowolnej epoce, co ma nadać historii wymiar uniwersalny.



Każdy, oprócz Sonii (Magdalena Walach) – wykluczonej, ponieważ tylko ona posiada jeszcze jakąś nadzieję, ma własną przestrzeń i atrybuty. Po wyjeździe ojca i macochy Sonia także zyska swoje rekwizyty, gdy zadecyduje o swoim losie i usiądzie za biurkiem z rachunkami.
Wcześniej kręci się, szuka, nie może nigdzie zagrzać miejsca lub jest wyrzucana poza przestrzeń gry, np. gdy babka (Alicja Kobielska) przegania ją ze swojej sofy. Jefim (Piotr Różański) siedzi na zydelku i tylko raz (z jego gestów wyczytujemy, że po raz pierwszy) za namową Astrowa (Wojciech Leonowicz) siada na kanapie. Szybko jednak ucieka przerażony zaburzeniem hierarchii, buntem wobec dawno ustalonego porządku. Rekwizyty użyte w inscenizacji nadają postaciom indywidualnych cech. Lekarz Astrow nosi ze sobą medykamenty, a profesor Sieriebrakow (Paweł Sanakiewicz) otoczony jest książkami. Tieliegin ma swoją bezstrunną gitarę (banalny symbol jego impotencji życiowej), natomiast Wania (Dariusz Starczewski) – album ze zdjęciami, dzięki któremu zatapia się w przeszłości, aby zapomnieć, że nie układa mu się relacja z Heleną (Urszula Grabowska) i że zmarnował swoje życie. Zabieg miał ten zaznaczyć indywidualizm poszczególnych postaci, ale wydaje się zbyt nachalny.



Tekst dramatu jest mocno okrojony, co często zmienia interpretację niektórych wątków, ciekawie rozkłada napięcia w relacjach międzyludzkich. Najlepiej skonstruowaną i zagraną postacią w spektaklu Śmigasiewicza jest Sieriebrakow. Paweł Sanakiewicz w niebanalny sposób tworzy postać starzejącego się egoisty, hipochondryka, który jednocześnie pociąga i odpycha fizycznie swoją żonę. W scenie z Heleną (jeden z najlepszych momentów w całym spektaklu), kiedy domaga się od żony czułości i seksu, zdaje się obnażać całą swoją energię życiową. Okazuje się, że ukrywa ją tylko po to, aby ciągle się nim zajmowano. Doskonale oddaje całą bufonerię nadambitnego człowieka z manią wielkości. Równie ciekawie ukazana jest postać Astrowa, któremu odebrano charakterystyczny u Czechowa humor, autoironię, aby ukazać postać pełną goryczy i bólu. Jednak podobnie jak w przypadku Sonii i Heleny, mimo obsadzonych w tych rolach zdolnych aktorów, wykreowane postaci są trochę zbyt jednowymiarowe, niedopracowane, przekalkowane z innych ról. Szkoda, bo to artyści o wielkich możliwościach. Najsłabiej wypada tytułowy bohater. Wania Dariusza Starczewskiego wydaje się nie oddawać całej głębi postaci, jego los nie wzrusza, jego kreacja jest powierzchowna i jakby pusta. Szkoda, bo postać w dramacie skonstruowana jest tak, by można było z niej wydobyć jak najwięcej zróżnicowanych intencji i emocji.


Muzyka niewiele wnosi do spektaklu, znacznie lepiej poszczególne sceny wybrzmiałyby w całkowitej ciszy. Rewelacyjna jest za to praca oświetlenia. Przyciemnienia i odpowiednie nasycenie białym światłem z różnych punktów stwarzają niepowtarzalny nastrój.

Mimo że ciężko wynieść jakieś zupełnie nowe doświadczenia z Wujaszka Wani w Teatrze Bagatela, to jednak niewątpliwie jest to spektakl klimatyczny, momentami wciągający w tę historię o nudzie i straconych marzeniach. To studium jakiegoś nieustannego braku i impotencji życiowej. Wystawianie Czechowa nie jest rzeczą łatwą, zwłaszcza gdy nie ma się do dyspozycji zespołu aktorskiego o wyrównanym poziomie gry. Po co Śmigasiewicz wystawił Wujaszka Wanię w przewidywalnej konwencji? Może dla samej przyjemności przeżycia tej samej nudy egzystencjalnej na żywo? Reżyser chciał zaprezentować postacie Czechowa przez pryzmat różnych tragicznych historii, ludzkich porażek. Mimo odmiennych charakterów i losów, żaden z bohaterów nie potrafi zmienić swojego życia na szczęśliwsze. Dlatego publiczności stęsknionej teatru „takiego jak dawniej” polecam wycieczkę na Sarego 7. Tekst ułożony linearnie, brak zabaw intertekstualnych, odwołań do pop-kultury. Nie narażamy się seniorom, którzy mogliby nas oskarżyć o ponowoczesność. Może dobrze.  
     


Teatr Bagatela Wujaszek Wania
Antoni Czechow
przekład Jarosław Iwaszkiewicz
reżyseria Waldemar Śmigasiewicz
scenografia Maciej Preyer
muzyka Mateusz Śmigasiewicz
Sieriebrakow - Paweł Sanakiewicz
Helena - Urszula Grabowska
Sonia - Magdalena Walach
Maria Wojnicka - Alicja Kobielska
Wujaszek Wania - Dariusz Starczewski
Astrow - Wojciech Leonowicz
Tielegin - Marek Bogucki
Jefim - Piotr Różański

Premiera 11 listopada 2011 Scena na Sarego 7

Zdjęcia: Piotr Kubic