Reportaż Kelek to historia opowiadana niemal bez wyjątku w czasie teraźniejszym, przez kogoś, kto dla Turcji i Turków pozostaje jednocześnie swój i obcy. To podwójne spojrzenie uprawnia z jednej strony do krytycznych ocen, z drugiej zobowiązuje do zachowania właściwych proporcji pomiędzy tym, co jest opinią, a tym, co aspiruje do miana informacji. Pod tym względem reportaż musi być z pewnością bardziej restrykcyjny od eseju czy dziennika z podróży. Momentami wydaje się jednak, że Słodko-gorzka ojczyzna w pewnej mierze czerpie z obu wspomnianych gatunków, gdyż ważniejszy od opisywanych faktów staje się sposób ich percepcji.
W książce Kelek perspektywa emigrantki to jednocześnie perspektywa kobieca.
Na kartach Słodko-gorzkiej ojczyzny wielokrotnie powraca pytanie o tożsamość, wymykającą się współcześnie jednoznacznym definicjom. Problematyczna pozostaje z pewnością dla urodzonej w 1957 roku w Stambule autorki, która – będąc z wykształcenia socjologiem – poprzez swe publikacje istotnie wpływa na toczące się w Niemczech dyskusje na temat sytuacji tureckich emigrantów:
Ojczyzna jest tam, gdzie człowiek czuje się odpowiedzialny. Ja czuję się odpowiedzialna za Niemcy, zabieram głos. Ale czuję się też odpowiedzialna za moją słodko-gorzką ojczyznę Turcję – jak za młodszą siostrę, która powinna wybrać własną drogę. Jestem szczęśliwa, że mogę powiedzieć: jestem Niemką i Europejką, ale przez to wcale nie mniej Turczynką.
Tożsamość w kulturze „instant”, by posłużyć się określeniem polskiego socjologa Zbyszka Melosika, ulega zmianie pod wpływem zataczającej coraz szersze kręgi globalizacji. Choć Turcja broni się przed nią, jak tylko może, wspomniane 3% zeuropeizowanych obywateli i obywatelek zakłada dżinsy, odkrywa twarz, dbając przy tym o dobre metki na swych ubraniach. Wszystko to dzieje się jednak pod srogim spojrzeniem starszych i patrzącego z umieszczonych w każdym mieście pomników Atatürka, który – zdaniem Kelek – marzył o republice na swój obraz i podobieństwo, a nie o tym, by obywatele wyemancypowali się i znaleźli własną drogę.
Przedstawiciele starej szkoły reportażu wierzyli, że dziennikarz tylko podaje informację. Dziś – mimo istniejących (choć coraz słabszych) głosów sprzeciwu – sam aspiruje do tego, by stać się informacją. Czytając książkę Kelek, można odnieść wrażenie, że proces ten zmierza momentami w niebezpiecznym kierunku. Wydaje się, że Słodko-gorzka ojczyzna, prócz niezwykle interesujących spostrzeżeń demaskujących stereotypowy sposób definiowania „tureckości”, ma także wydźwięk polityczny. W obliczu toczących się w ostatnim czasie dyskusji dotyczących wstąpienia Turcji do Unii Europejskiej reportaż Kelek staje się głosem jawnie kontestującym ten zamiar. Trzy procent Turcji w Europie to nie tylko kwestia powierzchni, ale także mentalności, zwyczajów i tradycji, daleko odbiegających od europejskiej Karty Praw Podstawowych.
Słodko-gorzka ojczyzna to bez wątpienia lektura ważna, choć kontrowersyjna, która jednak zamiast pytań daje czytelnikowi zestaw gotowych odpowiedzi. Kelek stara się w niej przede wszystkim przekonać odbiorcę, że wielokulturowość nie wyklucza wartościowania. Tymczasem kwestią otwartą pozostaje, według jakich (czyich) kryteriów.
Necli Kelek, Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji
przeł. Elżbieta Kalinowska
Czarne, 2011