Nie jest to (...) autobiografia – deklaruje, ale czy trzeba się z nim zgadzać? Jeśli można mówić o najlepszym modelu autobiografii, to czy nie jest nim taki, który w pewien sposób wyrasta z konkretnej osoby? Nie zostaje on więc narzucony, przyjęty z zewnątrz, ale wyłania się bezpośrednio z substancji życia i osobowości. W tym przypadku należałoby być może mówić o krystalizacji stężonego roztworu autobiograficznego z użyciem modelu tablicy Mendelejewa. Wydaje się, że Levi rozumiał to od początku, to znaczy przeczuwał, że właśnie pierwiastki chemiczne będą tym, wokół czego zbuduje opowieść o sobie, bo zbiór powstawał przez całe jego życie – niektóre z opowiadań pisał we wczesnej młodości, inne jako człowiek dojrzały. Kilka z nich (Ołów, Rtęć, Tytan) ma charakter mniej lub bardziej fikcyjny, jednak większość to zapis tego, co przeżył lub usłyszał od innych. Układ okresowy to nie tylko – jak deklaruje autor – mikrohistoria, historia z życia pewnego zawodu, jego porażek, zwycięstw i bolączek.
W Układzie okresowym nie do przecenienia jest również coś, co nazwać można mistyką pewnego zawodu. Levi zwykle określa samego siebie jako chemika, rzadziej jako pisarza. Można powiedzieć, że pod niektórymi względami dziedzina ta miała dla niego przewagę nad literaturą – wobec niedoskonałości słów i ich podatności na przekłamania pociągała jako techne, domena ścisłych praw i jednoznacznych odpowiedzi. Swoją fascynację wybraną dziedziną opisuje w terminach z pogranicza magii, alchemii i filozofii. W młodości szukał w niej odpowiedzi, kamienia filozoficznego, uniwersalnej formuły wyjaśniającej rzeczywistość: Mnie chemia jawiła się jako nieokreślony obłok nadciągających mocy, podobny do tego, jaki przysłonił górę Synaj (...) Niczym Mojżesz z tego obłoku wypatrywałem mojego prawa, definicji porządku we mnie, wokół mnie, w świecie. Z czasem nauki przyrodnicze staną się ostatnią domeną prawdy i pewności – antidotum na faszyzm, ponieważ są jasne i wyraźne, (...) a nie utkane z kłamstw i próżnych słów jak radio czy gazety.
Książka Leviego ma też w sobie sporo z trzymającego w napięciu kryminału, acz jest to kryminał zupełnie niecodzienny. Jego bohater zadaje sobie specyficzne pytania: jak z odpadów kopalnianych uzyskać cenny nikiel? Jak odzyskać partię stężałej farby? Co zawiera tajemnicza torebka cukru przyniesiona przez starego szewca? Dlaczego emalia nie zastyga? Levi potrafi nie tylko zainteresować nimi czytelnika, ale też ukazać je w kategoriach odwiecznej walki intelektu z materią określaną jako nie-ja, Hyle, Wielki Krzywy.
Układ okresowy uderza też stylistycznym i obrazowym bogactwem uzyskiwanym przez pewną różnicę tonacji, którą każdorazowo narzuca pierwiastek będący tematem opowiadania. Różnią się one barwą, odcieniem, fakturą – tak, jakby określał je rodzaj materii, któremu są poświęcone. I tak na przykład Złoto jest zapisem spotkania z poławiaczem tego kruszcu poznanym przelotnie w faszystowskim więzieniu. W osobistym systemie okresowym pisarza pierwiastek ten znaczy więc tyle co wolność, szczęście, życie, które właśnie traci. Ołów staje się z kolei metalem śmierci, bo – jak mówi bohater jednego z opowiadań – jego ciężar jest przejawem woli upadku, który jest właściwy ciału zmarłego. Szary i szorstki cer jest jak rzymska Ceres, bogini-matka – umiejętne zastosowanie tego pierwiastka pomaga pisarzowi pozostać przy życiu do wyzwolenia Auschwitz.
Trudno nie dostrzec w tym tekście sporej dawki ironii. Jest to ironia precyzyjnie utrafiająca w nerw opisywanych zjawisk, odzierająca ze złudzeń, gorzka. Można chyba jednak powiedzieć, że urok tej książki rodzi się gdzieś na pograniczu tej goryczy i czegoś zgoła innego. Bo książka Leviego jest piękna – piękna zarówno przez czułość, jaką obdarza on tych, których próbował wskrzesić czy ubrać w słowa, jak i przez swoją językową finezję, intelektualną głębię i subtelność. To tekst nasączony (taka metafora nie jest tu od rzeczy) delikatną melancholią wobec tego, co minęło i odrobinę gorzkim (ale jednak) zachwytem nad życiem.
Primo Levi, Układ okresowy
WL, 2011