Alain Mabanckou, Kielonek (fragment książki)



(...)
nazajutrz po wystąpieniu premiera Zou Loukii prezydent
republiki we własnej osobie Adrien Lokouta
Eleki Mingi wściekł się i zaczął zgniatać winogrona,
które przecież tak lubił codziennie na deser, i dowiedzieliśmy
się z radia Trotuar FM, że prezydent Adrien
Lokouta Eleki Mingi, który był także generałem armii,
zazdrości ministrowi rolnictwa wyrażenia „oskarżam”,
otóż prezydent-generał armii wolałby, by to popularne
słówko padło z jego ust, nie rozumiał, dlaczego jego
doradcy nie wymyślili równie krótkiej i tak skutecznej
w terenie formułki, każąc mu wygłaszać pompatyczne
zdania w rodzaju „Jak Słońce, które wstaje na
horyzoncie i zachodzi wieczorem nad majestatyczną
rzeką Kongo”, i rozdrażniony, dotknięty, upokorzony,
przybity prezydent Adrien Lokouta Eleki Mingi
wezwał czarnuchów ze swej kancelarii, którzy darzyli
go wielką miłością, i kazał im pocić się jak nigdy
dotąd, bo ma dość napuszonych zdań zabarwionych
fałszywą poetycką nutą, i negrzy z kancelarii stanęli
na baczność, w szeregu, od najniższego do najwyż18
szego, jak bracia Dalton ścigani przez Lucky Luke’a
na kaktusowych równinach Dzikiego Zachodu, i ci
negrzy powiedzieli chórem „Tak jest, panie komendancie”,
bo przecież nasz prezydent Adrien Lokouta
Eleki Mingi jest generałem armii, nie mógł się zresztą
doczekać wojny domowej Południa z Północą, by
spisać wreszcie wojenne pamiętniki, które zatytułuje
zwyczajnie Pamiętniki Adriana, prezydent-generał
armii kazał im znaleźć formułkę, która przejdzie do
historii jak „oskarżam” wypowiedziane przez ministra
Zou Loukię, i negrzy z kancelarii harowali całą noc,
przy drzwiach zamkniętych, po raz pierwszy otworzyli
i przewertowali tomy encyklopedii, obrastające
kurzem na półkach prezydenckiej biblioteki, szukali
w wielkich księgach zapisanych maczkiem, wyszli
od początków świata i przez epokę gościa zwanego
Gutenbergiem oraz czasy egipskich hieroglifów dotarli
do pism pewnego Chińczyka, który rozwodził się
ponoć na temat sztuki wojennej, a żył w epoce, gdy
nawet nie wiedziano, że Chrystus przyjdzie na świat za
sprawą Ducha Świętego i złoży się za nas, grzeszników,
w ofierze, lecz czarnuchy Adriana nie znalazły niczego
tak mocnego jak „oskarżam” ministra Zou Loukii,
a prezydent-generał armii zapowiedział, że wywali na
zbity pysk całą kancelarię, jeśli nie dostanie swojego
słówka dla potomności, powiedział „czemu miałbym
płacić tej bandzie idiotów, niezdolnej nawet wymyślić
mi zdania, które trafia, które pozostaje, które ma swoją
wagę, uprzedzam, jeśli formułka nie będzie gotowa,
nim pierwszy kur zapieje, niektóre głowy spadną jak
zgniłe owoce mango, tak, dla mnie wszyscy jesteście


jak zgniłe owoce mango, ja wam to mówię, możecie
zacząć pakować manatki i rozglądać się za jakimś katolickim
krajem, który zechce was przyjąć, wygnanie
albo grób, powtarzam, od tej chwili nikt nie ma prawa
opuszczać pałacu i niech no tylko w mym gabinecie
poczuję kawę lub dym z cohiby albo montecristo,
żadnej wody, kanapek, nic a nic, to ma być dieta, tak
długo, aż znajdziecie mi moją formułkę, powiedzcie
no, proszę, jakim cudem byle minister Zou Loukia
znajduje swoje »oskarżam«, które kraj powtarza, hę,
wiem od moich prezydenckich służb specjalnych, że
dzieciom nadają już imię »oskarżam«, a co powiecie
o tych napalonych dzierlatkach, które tatuują sobie to
słówko na tyłkach, ba, na dodatek, o ironio losu, klienci
zaczynają żądać tego od byle prostytutki, więc sami
widzicie, przez was siedzę w gównie, czy to taka sztuka
znaleźć trafną formułkę, cóż to, czyżby czarnuchy
z Ministerstwa Rolnictwa były od was lepsze, zdajecie
sobie sprawę, że jego murzyni nie mają nawet służbowych
samochodów, jeżdżą ministerialnym autobusem,
mają marne pensje, gdy wy żyjecie sobie beztrosko
w pałacu, pływacie w moim basenie, pijecie mego
szampana, oglądacie sobie w kablówce zagraniczne
stacje, gdzie wygadują o mnie nie wiadomo co, zjadacie
moje ciasteczka, wcinacie mego łososia, opychacie
się moim kawiorem, chodzicie po moim ogrodzie
i jeździcie z kochankami na nartach po moim sztucznym
śniegu, jeszcze trochę, a będziecie sypiać z moimi
dwudziestoma żonami, powiedzcie w końcu, proszę,
jaki mam z was pożytek w mojej kancelarii, hę, czy
płacę wam za to, żebyście przychodzili mi się tu wał20
konić, równie dobrze mógłbym zrobić szefem kancelarii
mojego głupiego psa, bando nierobów”, i prezydent
Adrian Lokouta Eleki Mingi trzasnął drzwiami kancelarii
i zawołał raz jeszcze „bando czarnuchów, odtąd
w tym pałacu nic nie będzie już takie jak kiedyś, dość
mam tuczenia trutniów podsuwających mi bzdety, od
teraz będę oceniał was po wynikach, i pomyśleć, że są
wśród was tacy, którzy kończyli ENA i politechnikę,
sranie w banię, ot co”
murzyni z kancelarii wzięli się do roboty z wiszącą im
nad głowami dzidą Zulusa Czaki i mieczem Damoklesa,
a echo ostatnich słów prezydenta rozbrzmiewało jeszcze
w pałacu, kiedy, koło północy, jako że nie wpadli
jeszcze na żaden pomysł, bo chociaż mamy w kraju
pod dostatkiem ropy, brakuje nam pomysłów, kiedy
w naturalny sposób przyszło im do głowy, by zadzwonić
do pewnej wpływowej persony z Akademii
Francuskiej, ponoć jedynego Murzyna w całej historii
tego czcigodnego grona, i wszyscy przyklasnęli
temu pomysłowi, uznając, iż członek Akademii na
pewno poczuje się zaszczycony, więc napisali długi
list, używając poprawnych form czasu zaprzeszłego,
było tam nawet kilka poruszających fragmentów heksametrem,
bogato rymowanych, bardzo wnikliwie
sprawdzili interpunkcję, za nic nie chcieli stać się
przedmiotem żartów członków Akademii, którzy tylko
czyhają na sposobność, by dowieść całemu światu,
że są do czegoś potrzebni, nie tylko do przyznawania
grand prix w kategorii powieści, dość powiedzieć, że