Szkoda czasu na łzy, szkoda czasu na rozpacz... – to leitmotiv przedstawienia o pokoju Izabeli. Przedstawienia opowiadającego o jej długim i (zaryzykuję) tragicznym, pełnym sprzeczności życiu. Pokój, do którego zostaliśmy zaproszeni jest punktem wyjścia. Obecni w tym pokoju aktorzy będą składać z fragmentów historię jej życia. Bardzo delikatnie i niespiesznie, z pełnym powściągliwości „nabożeństwem” traktując samą bohaterkę i jej losy.
Dzieląc się z innymi swoimi spostrzeżeniami o przedstawieniu tak naprawdę odpowiadamy za każdym razem na pytania: Czego szukamy w teatrze? Czego oczekujemy? Nie zawsze przecież głębi, nie zawsze akcji, dramaturgii czy rozrywki. Jeśli oczekujemy urody widowiska i delikatności bycia obok niespiesznie snujących się wydarzeń to dobrze, że trafiliśmy na przedstawienie Jana Lauwersa i Needcompany. A jeśli jeszcze lubimy zostać dotknięci czyjąś prawdą – dosadną, głęboką i nie całkiem poprawną społecznie, moralnie – czy też słowem innym niż własne, w które głęboko wierzymy i dalekim od naszych codziennych a prawdziwym – to tym bardziej nie uznamy tego czasu za stracony.


Przedstawienie _Pokój Izabeli_ płynie, powolnie emanując niezwykłą urodą słowa, gestu, muzyki i choreografii. Opowiada o życiu, które już w swoich początkach „złamane” i trudne – na zawsze pozostało „osobne”, piękne, ale niezrozumiałe. Bohaterką tej historii jest grana przez Vivene de Muynck Izabela, która poza tym, że nie zaznała prawdziwego domu wypełnionego miłością (jak wielu) prowadzi życie jak wielu, może trochę bardziej świadome (a może trochę mniej), może trochę bardziej samotne i naznaczone śmiercią.
Przekonuje nas, że nie warto tracić czasu na łzy i rozpacz. Może jest emocjonalnie upośledzona? Łatwo sobie wyobrazić Krystynę Jandę w tej roli – jak po każdej następnej porcji nieszczęścia przeszywa przestrzeń rozdzierającym krzykiem i rozdziera na sobie ubranie. A Izabela jest we wszystkim powściągliwa, poza miłością do mężczyzn. Czy z czegoś ją okradziono? Czy też po prostu jest inna i można taką inność zaakceptować?


Reżyser, sam obecny pośród aktorów, wykreował to przedstawienie z wnętrza pokoju swego ojca, z jego kolekcji, z fragmentów czyjegoś życia i strzępków zasłyszanych historii. O tym osobistym związku mówi nam na samym początku. I nie sposób odbierać tej sztuki inaczej, jak na poziomie bardzo osobistym, jako ocierającej się o czyjeś życie bardzo materialnie, fizycznie, jako wplątującej nas widzów w bardzo bliskie relacje łączące członków rodziny, ale też członków zespołu na scenie – to się czuje. Jesteśmy razem, aktorzy pozostający ze sobą w bardzo bliskiej relacji prowadzą nas ostrożnie przez pokój Izabeli, niezwykle subtelnie chroniąc i odsłaniając ją samą – aż po najbardziej intymne szczegóły. Izabela ma na scenie w osobach aktorów swoje półkule mózgowe, swoje sfery erogenne –chroni ją to przed wysiłkiem przedstawienia tej całej historii. Czujemy, że jej delikatną, kruchą postać możemy jedynie musnąć prowadzeni przez pozostałych aktorów za rękę. Oni „ją opowiadają”.


Ten sposób na pochylenie się nad czyimś życiem jest niezwykle nośny, wieloznaczny, otwiera nas na zaplątane w dialogach prawdy, półprawdy i fantazje. Zasadniczo wszystko w teatrze już było i przyglądanie się czyjemuś życiu – co do tego nie ma wątpliwości – było już wielokrotnie. Ale w przedstawieniu Needcompany jest niezwykła uroda, wrażliwość i delikatność, są okruchy prawdy, które każdy sobie pozbiera i ułoży po swojemu. Ja, poza leitmotivem, postanowiłam zabrać ten, w którym książę pustyni, który naprawdę nie istniał, podarował Izabeli ogromną część jej własnej osobowości, temperament, siłę ducha, odwagę, natchnął ją i ukształtował. Choć był tylko pragnieniem, tworem wyobraźni, to właściwie cała była „z niego” – przez ponad dziewięćdziesiąt lat swojego życia. Piękne? Poruszające? Z pewnością nie dla racjonalistów.

Kto szuka w teatrze konkretu i nie wierzy w kołyszące się podmuchy czyichś myśli obok własnej głowy chyba nie znajdzie tu nic dla siebie. To z pewnością nie przedstawienie dla tych, którzy gardzą szaleństwem i nie pozwoliliby się mamić kłamstwem o nieistniejącym ojcu. Ale może i pośród tych racjonalistów znaleźliby się tacy, którzy w wykonaniu Needcompany dostrzegli bardzo dobry, autentyczny i osobisty teatr.



Jan Lauwers & Needcompany (Bruksela)
_Pokój Izabeli_
scenariusz i reżyseria: Jan Lauwers
współpraca: Anneke Bonnema
obsada: Viviane De Muynck, Anneke Bonnema, Benoît Gob, Hans Petter Dahl, Maarten Seghers, Julien Faure, Yumiko Funaya, Tijen Lawton, Misha Downey
muzyka: Hans Petter Dahl, Maarten Seghers
teksty piosenek: Jan Lauwers, Anneke Bonnema
choreografia: Julien Faure, Ludde Hagberg, Tijen Lawton, Louise Peterhoff
kostiumy: Lemm&Barkey
światło: Jan Lauwers, Ken Hioco
dźwięk: Dré Schneider
koprodukcja: Festival d’Avignon, Théâtre de la Ville (Paryż), Théâtre Garonne (Tuluza), La Rose des Vents (Villeneuve d’Ascq), Brooklyn Academy of Music (Nowy York), Kaaitheater (Bruksela)
34. Krakowskie Reminiscencje Teatralne, Kraków 20-26.04.2009 r.
foto: archiwum teatru






« powrót