mój mąż

Na niemal każdej z 360 stron powieści żona mówi o swoim mężu. I mogłoby to być zupełnie nie do zaakceptowania, gdyby nie fakt, że tym mężem jest Hrabal, a żoną Eliška.

Eliška Plevová poznała Hrabala w 1955 roku, a w następnym była już jego żoną. Na 30 lat, aż do śmierci. Co o niej wiadomo? Do momentu ukazania się autobiograficznej trylogii powieściowej (Wesela w domu, Vita nuova, Przerwy), w której Hrabal czyni swoją żonę narratorką – niewiele. Mąż Hrabal może przyćmić, co do tego nie ma wątpliwości, ale mąż Hrabal może też rozświetlić. Ale tu uwaga: rozświetlić w przyćmieniu. Jednak.

Wszystkie historie opowiedziane na kartach powieści Vita nuova mają wspólny mianownik: „mój mąż” – to zostało już ustalone i właśnie w tym narracyjnym „umężowieniu” należałoby się dopatrywać przyćmiewania. Mogłoby się wydawać, że symboliczne oddanie głosu żonie na nic się zdało, bo przecież ważne jest, o kim się mówi, a nie, kto mówi. Wystarczy jednak lektura zaledwie jednej strony i już wiemy, kto tu rządzi. Wszystko widziane jest oczyma Eliški, percepcyjnie i wyrażeniowo znajdujemy się w świecie na wskroś kobiecym, co ma niebagatelne znaczenie. Budują się tu historie przede wszystkim ciekawe i pełne humoru, często inkrustowane opisami męskich ekscesów ówczesnych artystów. W tym przemieszaniu damskiej i męskiej codzienności widzę największy atut powieści. Hrabal próbuje się zmierzyć z tematem kobiecości i jest to próba nadzwyczaj udana. Oczywiście niejednokrotnie osiąga ten rezultat, posługując się stereotypem, ale nie sposób nie zobaczyć tu tej kobiecości – podpatrywanej i obłaskawianej przez 30 lat małżeństwa. Efekty są wyśmienite, bo ostatecznie czytamy historię kobiety: niezwykłej, mocno stąpającej po ziemi, oddanej, dowcipnej. W opowieści o mężu to właśnie żona zjednuje sobie sympatię czytelnika. Zapominamy, że autorem jest Hrabal, a nie Eliška – rozświetlona w przyćmieniu.

Szczególnie rozbłyska, kiedy może się z męża ponaigrywać, powytykać kilka błędów. Ale Hrabal widziany oczyma żony to nie tylko Hrabal obnażony ze wszystkich słabości (także nieumiejętności czy twórczej niemocy), to także Hrabal, którego wprost nie da się nie lubić.
Ten uroczy i nieco nieporadny życiowo gawędziarz może jednak wyprowadzać z równowagi… Właśnie dlatego Vita nuova stanowi intrygujący zapis cierpliwości, jaką trzeba było otoczyć domniemany talent przyszłego pisarza, a zważywszy na późny (właściwy) debiut Hrabala, trzeba jej było w zwiększonych dawkach i także czytelnik niejednokrotnie musi się w nią uzbroić. Jak stwierdza Eliška: Mojego męża jego przeszłość nachodziła niczym powieść w odcinkach – i zgodnie z tą opinią jego historii jest w powieści całe mnóstwo. Gdy narratorka zapowiada, że jej mąż coś zrobił, coś widział, gdzieś był, właściwie za każdym razem należy spodziewać się dłuższego, po brzegi natchnionego monologu o pisarzach, pisaniu i sztuce w ogóle. Eliška komentuje: to co mi opowiadał było częścią tego nieustannego szkolenia które doprowadzało mnie do szału – i czytelnika również, stąd jakby odciążająca funkcja takich wtrąceń. Metaliterackie refleksje męża przeplatają się tu z zadumą żony nad praniem. Wzniosłości przełamywane są wdzięcznymi wzmiankami o mężczyznach, którzy wyrastają na drogach nie wiedzieć skąd i straszą rozpiętymi rozporkami i przyrodzeniami w dłoniach. Pojawia się kilka historii z sikaniem w roli głównej. Kilka opowiastek pogrzebowych, kilka reminiscencji wieku dziecięcego. Ale też mnóstwo przejmujących obrazów, całkowicie niweczących żartobliwą optykę – dzięki czemu zyskujemy opowieść wielowymiarową i emocjonalnie niejednoznaczną.

i

Hrabal w Przedmowie do Vita nuova wyznaje, że tę powieść wyrzucał z siebie w rytmie głębokich wdechów i wydechów, że jego oczy i dusza już wcale nie potrzebują interpunkcji i swoją powieścią próbuje przekonać, że nie potrzebują jej także oczy i dusza czytelnika. Zgodnie z założeniem: żadnych kropek, żadnych przecinków. Uczciwość każe odnotować zaledwie kilka pytajników, kilka wykrzykników, ale generalnie króluje tu interpunkcyjna nieobecność i czytanie w takim samym, jak wspomniany, rytmie, a wszystko to za sprawą frekwencyjnej kariery spójnika „i”, która nie tylko z powodzeniem maskuje niedobory w przestankowaniu, ale zupełnie zmienia sposób czytania. Przede wszystkim przyspiesza, napędza lekturę tak, że pochłania się kolejne strony tej zrytmizowanej prozy zupełnie mimochodem. Poza tym spójnikowi „i” bez wahania można przydać jeszcze inną funkcję. Mianowicie bardzo szczegółowe, nadmiarowe – kobiece? – relacjonowanie.  Pierwsze odczucie diagnozuję jednoznacznie: irytująca redundancja. W istocie jednak fundująca płynne przejścia z jednej historii w drugą – więc jednak na plus.

dzban piwa

W 2000 roku Jerzy Pilch na łamach „Polityki” oburzał się na „piwną” niekompetencję autorki biografii Hrabala – Moniki Zgustovej. Dziś, w obliczu szerokiej dostępności całej autobiograficznej trylogii Hrabala, warto powtórzyć zastrzeżenia Pilcha: Otóż niewątpliwie obok pytania: ile piwa autor wypił, by taki testament ułożyć, równie istotne jest pytanie, jakie to było piwo? Prawie na pewno było to piwo beczkowe, nie puszkowe, raczej rodzime, nie cudzoziemskie, to się czuje, ale beczkowe i rodzime jakie? Budvar z Budziejowic czy Pilzner z Pilzna? A może Bohumil Hrabal gustował w morawskim Radegaście? Może w Staropramenie? A może w Velkopopovickim kozle?

Pośród wielu wymienionych na kartach Vita nuova (stanowiących swego rodzaju piwne menu) – najwyżej Hrabal umieścił Pilznera z Pilzna, ale to nie koniec informacji, które podsuwa nam powieść. Piwo w dziejach projektowanej przez Hrabala  własnej legendy zajmuje niezaprzeczalnie szczególne miejsce, także tytułowe „nowe życie” zaczyna się w powieści po wychyleniu drugiego kufla piwa. Nie dziwią więc uroczyste, nawiązujące do odprawiania mszy, opisy dzbanu piwa jako monstrancji. Ten iście cudowny trunek wkracza tu w sferę sacrum z namaszczenia barmana-księdza. Ale myśli pan że on tak lubi pić to piwo? – rzuca pytaniem retorycznym Eliška w rozmowie z poetami, znajomymi Hrabala. Pił mnóstwo piwa starał się pić więcej niż inni nie żeby mu to smakowało ale by być znakomitością przynajmniej w piciu – ot, całe odczarowanie mitu. Jednak akurat w tej kwestii nie można być pewnym tak jednoznacznych rozstrzygnięć – Hrabal naprawdę lubił piwo, ale w tej autobiografii głosu udzielił żonie, więc niech myśli tak, jak jej wygodnie, niekoniecznie zgodnie z prawdą.

improduktywizm

Vita nuova
to także powieść o czeskich artystach. Są tu malarze, graficy, pisarze. Poprawka: za takich się uważają (w większości przypadków). Malują i piszą, to fakt, ale słowem. Jeśli zaś uda im się coś stworzyć, to nigdy jeszcze nie to, co ma ich rozsławić, uczynić „znakomitością”; wciąż nie mogą pokonać bariery improduktywizmu. Niemoc twórczą obłaskawiają to złotym trunkiem, to chwilowymi miłostkami, a mąż Eliški w chwilach upojenia wykręca się wyszukanie: po co pisać dziewczyno to co przeżyłem to była powieść (…) o tym że całkiem zwyczajne życie mi starczy. Eliška wie, że to nieprawda, że pisarz powinien pisać, a nie pracować w składzie makulatury, dlatego wielokrotnie mówi rzuć to ja cię utrzymam. Trzeba jednak dużej odwagi, by postawić wszystko na jedną kartę. Hrabal jeszcze wtedy jej nie ma. Pisać może dodatkowo, najlepiej z twarzą wystawioną do słońca, po pracy i kiedy żony nie ma. Zazwyczaj nic z tego nie wychodzi, bo natchnienie spływa na Hrabala daleko od niemieckiej szrajbmaszyny marki Perkeo…

Vita nuova to dowcipny i przejmujący zarazem zapis dojrzewania Hrabala do roli męża i pisarza. Tak sportretowany wygląda nieco karykaturalnie, ale wciąż intrygująco, ujęty w ramę, którą z powodzeniem tworzy narracja poprowadzona z punktu widzenia żony. Tropiciele codzienności będą usatysfakcjonowani, ci jeszcze do prozy tego wybitnego pisarza nieprzekonani z pewnością docenią choćby niektóre jej aspekty. Zresztą, co będę chwalić. Toż to Hrabal w końcu.


Bohumil Hrabal, Vita nuova
przeł. Piotr Godlewski
Czuły Barbarzyńca Press, 2011