Głosy wśród nocy to adaptacja ostatniej książki Stanisława Brzozowskiego. Żyjący na przełomie XIX i XX wieku myśliciel inspirował kolejne pokolenia polskiej inteligencji Jakimiak pokazuje, że również dziś myślenie (z) Brzozowskim może być twórcze, a tego właśnie oczekiwał od swoich czytelników autor Głosów wśród nocy:
Pragnę, aby czytelnik wyniósł z książki mej nie żadną dającą się referować teorię, lecz (…) pewną orientację wobec życia (…) Kto nie chce myśleć ze mną, (…) nie skorzysta z tej książki, a jest ona pisana tak, by uczynić wszelki mechaniczny sposób posługiwania się nią nieprodukcyjnym[1] .
Spektakl Jakimiak jest świadectwem dogłębnego zrozumienia lektury, która skutecznie broni się przed wszelką próbą schematycznego ujęcia. W efekcie – podobnie jak Brzozowski – reżyserka pozostawiła dużo miejsca na spontanicznie pojawiające się u odbiorcy skojarzenia oraz interpretacje. Dzięki temu Głosy wśród nocy są nie tylko przełożonym na język teatru tekstem filozoficznym, ale też wzbogacającym pierwowzór krytycznym komentarzem.
Jakimiak ożywia nie tyle idee formułowane przez Brzozowskiego, co właściwy mu sposób widzenia; nie narzuca się nam z niczym konkretnym, ale ukierunkowuje tak, że konkrety widzimy zawsze w szerszym, a ostatecznie absolutnym, kontekście. Spektakl Głosy wśród nocy powoduje więc niekończący się ruch świadomości, zmuszonej poszukiwać sensu na coraz wyższym poziomie abstrakcji. U kresu nie znajdujemy jednak wyjaśniającego wszystko wzoru, ale doświadczenie rozpadu i niemocy rozumowego ustanowienia syntezy pojawiających się znaczeń, co jednak może być dla nas niebagatelnym spełnieniem.
Świat poznajemy punktowo. Pewne rzeczy są naświetlone (pojawiają się w naszej świadomości), a inne pozostają w cieniu. Można więc powiedzieć, że poznawanie świata przypomina proces powstawania fotografii: nakładania na siebie kolejnych, uszeregowanych czasowo zdarzeń, które następnie jawią się nam jako współobecne. Gdy zaczynamy poszukiwać sensu, to jakbyśmy naciskali migawkę – usztywniamy rzeczywistość, uzyskując tym samym „upstrzony” danymi obraz. Nam jednak chodzi o to, aby w tym wszystkim odnaleźć pewną jedność. Głosy wśród nocy ogląda się jak fotografię. Na pierwszym planie znajduje się mównica, która niczym słup milowy wyznacza granicę między sceną a publiką.
W tym kontekście niezwykle ważny jest element scenografii przedstawiający rozgwieżdżone niebo, na którym wyrysowano osobliwy kształt (gwiazdozbiór): trójkąt prostokątny wraz z przecinającymi go dwiema prostymi równoległymi – prawo Talesa. Ta wygenerowana przez rozum forma – abstrakcyjna zasada, dotycząca kształtu, którego w rzeczywistości nigdzie nie znajdujemy – staje się szczególnie widoczna w momencie, gdy gasną wszystkie światła. Jest ona tym, co widzimy najpierw (co jako pierwsze wchodzi do naszej świadomości), jak gdybyśmy byli zaprogramowani na wychwytywanie z otoczenia właśnie takich (racjonalnych) kształtów. Prawo Talesa jest dla nas oczywiste. Przyjmujemy je a priori. Jesteśmy wręcz porażeni ponadczasową prawdą, którą w sobie kryje. Zdaje się nam ona bardziej rzeczywista niż sama rzeczywistość.
Człowiek jest przede wszystkim zwierzęciem rozumnym, tzn. rozumem opanowujący swoją zwierzęcą naturę, czyli ślepą żądzę, o której Głosy wśród nocy niejednokrotnie wspominają. Tak więc w mroku, rozjaśnianym jedynie światłem Rozumu, który jest stale obecny na scenie w postaci geometrycznego prawa, zapala się nagle, wzywający nas do odpowiedzialności głos (Małgorzata Gorol). Ten apel o dojrzałość, który niczym reminiscencja kantowskiego imperatywu ustanawiającego racjonalny porządek istnień, jest głosem samego Rozumu. W sposobie jaki do nas przemawia wyczuwamy jednak wyraźną ironię – drugie dno, które skrywa samą kipiącą, wulkaniczną, pijaną i upajająca moc życia, życie jako "chuć”[2]. Trzeba sięgnąć głębiej – mówi jeden z obecnych na scenie głosów (Tomasz Nosiński): poza Rozum, poza Prawa, poza konstruowaną przez człowieka rzeczywistość, aby ujrzeć świat w pełni. Tam nie ma już żadnego sensu, żadnych arbitralnie wyznaczanych gwiazdozbiorów, lecz czysta, niezracjonalizowana twórczość, której każdy z nas jest częścią. Dlatego to, co naprawdę istotne jest ukryte pod oczywistością rozumowych sądów: pod trójkątem Talesa znajdujemy obraz rozgwieżdżonego nieba.
Ten usytuowany naprzeciwko widowni obraz jest jak lustro, w którym odbija się nasza własna sytuacja. A jest ona ciekawa o tyle, że nie znajdujemy w niej nic stałego, żadnej prawdy absolutnej, poza poczuciem absurdu, który wynika ze świadomości, iż takiej prawdy brak. Nasze konkretne tu i teraz zostaje rozbite na nieskończoną ilość elementów. Zawsze możemy sięgnąć głębiej, zobaczyć nowe „gwiazdy”, które dotąd pozostawały w cieniu innych, bliższych i bardziej narzucających się nam obiektów. Ten ruch nie ma końca. Zawsze pozostaną ciemne plamy w obszarze naszej wiedzy. W ten sposób Jakimiak funduje nam lustro, w którym przeglądamy się niemalże na wylot. Podobnie jak to, przez które Alicja wchodzi do krainy czarów, jest ono oknem otwartym na nieskończone możliwości twórczej wyobraźni. Dalekie spojrzenie w kosmos, na kraniec rzeczywistości, czyli tam, gdzie dopiero ona powstaje, uświadamia nam, że również nasz świat jest w ciągłym procesie przemiany, na którą jednak możemy mieć swój wpływ. Dopiero z tej perspektywy rozum może być twórczy. Spektakl kończy się niespodziewanie, zostawiając widza w zawieszeniu. Nagle głosy milkną, a rozbrzmiewa jeden głos, który wypełnia całą salę – gitarowa, melodyjna muzyka, wprawiająca ciała aktorów w stan delikatnego trans. Chciałoby się powiedzieć, że to harmonia sfer niebieskich, o której prawili pitagorejczycy. Uważali oni, że świat rozbrzmiewa muzyką. Wszystko gra opartą na stosunkach liczbowych melodią. Poznając te stosunki można w pewnym stopniu odtworzyć muzykę wszechświata. Ich filozoficzne spotkania przeradzały się więc w swoiste jam session, na których dominowały liry (prototyp gitary). Poprzez muzykę dostrajali się do harmonii sfer niebieskich. Filozoficzna gadanina milkła na rzecz poczucia głębokiej jedności z całym kosmosem: głosy wśród nocy śpiewały wówczas jednym chórem. Zdaje się, że Jakimiak proponuje nam podobną konkluzję spektaklu, bo – jak pisał Brzozowski – czym jest pojedyncza, chociażby najwybitniejsza indywidualność ludzka w zestawieniu z całym bezmiarem świata, z całą niewzruszonością bytu?[3] .
Głosy wśród nocy to spektakl, który jest wymagającym, lecz twórczym wyzwaniem. Trzeba dużo samozaparcia i chęci autorefleksji, by zorientować się, że to, co naprawdę istotne nie dzieje się na scenie, ale w naszej głowie, a scena stanowi jedynie pretekst, który powoduje ruch – gonitwę – naszych myśli. Nie znajdujemy tam jasno określonych kreacji aktorskich, lecz upersonifikowane, ścierające się ze sobą idee. Głosy wśród nocy to prawdziwa burza mózgu, w której zmuszeni jesteśmy uczestniczyć. Jakimiak wprowadza nas w stan oszołomienia. Czujemy wręcz jak nasze konkretne „tu i teraz” rozpada się na miliony nieprzystających do siebie światów – tak bardzo odległych i abstrakcyjnych, że aż nieistotnych. Pozostajemy rozbici dopóty, dopóki nie zaczniemy samodzielnie myśleć. Ale jest to już inny, dojrzalszy sposób myślenia, mianowicie taki, który nie szuka sensu, ale go tworzy.
Głosy wśród nocy
na podstawie książki Stanisława Brzozowskiego
reżyseria i adaptacja: Agnieszka Jakimiak
scenografia: Agata Baumgart
występują: Dagna Dywicka, Małgorzata Gorol, Tomasz Nosiński, Mateusz Trembaczowski
Miejsce: Sala audiowizualna MOCAK-u
Przedstawienie powstało w ramach projektu Instytutu Teatralnego Brzozowski: Wstęp wolny
Kurator: Paweł Sztarbowski
[1] S. Brzozowski, Głosy wśród nocy, Warszawa 2007, s. 116.
[2] Tamże, s. 117.
[3] Tamże, s. 118-119.