Aby być sprawiedliwym, należy jednak wspomnieć, że twórcom nie sprzyjała przestrzeń, w której w Krakowie pokazano spektakl. Pełne przepychu wnętrza Teatru im. Juliusza Słowackiego przytłoczyły ciekawie pomyślaną, ascetyczną scenografię i dodatkowo podkreśliły granicę między aktorami a widownią, odbierając spektaklowi coś, co mogło być jego siłą: próbę zbudowania porozumienia między stronami poprzez opowieść o wspólnej historii i mitach.
Początek spektaklu jest naprawdę ciekawy i obiecujący. Na scenie pada komenda: „Do hymnu!”. Większa część widowni posłusznie wstaje. Chór rozrzucony wśród widzów intonuje ,,Jeszcze Polska nie zginęła...”, ,,Mazurkiem Dąbrowskiego” otwierając przegląd pieśni patriotycznych. Odśpiewane zostają fragmenty Warszawianki, Pierwszej Brygady, Boże, coś Polskę, Barki… Pomiędzy nimi wplecione zostaje swojskie Góralu, czy ci nie żal. Pieśni początkowo śpiewane są z nabożeństwem, by następnie wybrzmieć ironicznie: najpierw wykonawcy dbają o czystość dźwięku, by za moment celowo sfałszować frazę, czym porozumiewawczo puszczają oko do widza i komunikują mu: „Ale te nasze narodowe pieśni są napuszone”. Powaga skontrastowana zostaje z zabawą. Nieustannie ścierają się głosy: żeńskie z męskimi, młodsze ze starszymi, wysokie z niskimi. W jednej ze scen wprowadzony został temat narodu, który śpiewa różnymi głosami, często rywalizującymi ze sobą w sposób przypominający spotkanie kibiców przeciwnych drużyn. Pole wolności jest jednak ograniczone: pieśni muszą nawiązywać do polskiej tradycji, wywoływać skojarzenia z określonymi wydarzeniami historycznymi, wartościami lub zachowaniami. W dynamicznej, prostej scenie twórcom udaje się zaznaczyć siłę imperatywu kultu polskości. Ironia każe spojrzeć na to, co kryje się pod spodem wspólnotowego działania opartego na symbolach. Wydaje się, że na scenie, niczym rywalizujące ze sobą pomniejsze grupy chóru, zostanie skonfrontowana idea romantyzmu z jej krytyczną recepcją.

Scenariusz przedstawienia autorstwa Doroty Sajewskiej i Pawła Miśkiewicza to luźna kompozycja tekstów romantycznych lub do romantyzmu się odnoszących: Wielkiej Improwizacji, modlitwy Konrada z ,Wyzwolenia, sceny zamachu Kordiana na cara, monologu pani Rollison, fragmentów z pamiętnika Leona Szypowskiego (notorycznie zdradzanego przez żonę), wersów Ksiąg Narodu Polskiego, fragmentów kazania Hieronima Kajsiewicza (księdza, który zwalczał Andrzeja Towiańskiego) oraz dzienników nawróconego Bogdana Jańskiego. Czemu służy ta kompilacja? Z odpowiedzią na to pytanie jest problem. Odczytywanie kontekstów jest ważne dla odbioru przedstawienia, ale ostatecznie oprócz wspólnego mianownika romantyzmu, nie składają się one na żadną ideę spektaklu, nie tworzą ciągu, który by coś znaczył. Przywoływane kolejno teksty sprawiają wrażenie, że zostały wybrane losowo. A może wrażenie bezsensu i przypadkowości jest strategią reżysera, który chciał ukazać rozbitą tożsamość narodową i strzępy idei, które zatrzymują się tylko na poziomie słowa, a za nimi nic się nie kryje? Starałam się myśleć o Klubie Polskim w ten sposób. Nie mogłam jednak pozbyć się uczucia, że jest to z mojej strony próba usprawiedliwienia bezradności reżysera, któremu nie udało się wpisać w konstrukcję spektaklu wyrazistej, co nie znaczy oczywistej, koncepcji; próba wynikająca z niewiary, iż spektakl, który punktem wyjścia czyni wciąż żywy i budzący skrajne uczucia temat romantyzmu, który mógł poprowadzić w stronę ciekawej diagnozy współczesnej Polski, okazuje się pusty.

O wartościach intelektualnych spektaklu można jednak dyskutować. Najgorsze, że jest on przeraźliwie nudny. Podczas pierwszej części aktorzy snują się po scenie w sposób, który nie daje podstaw, by sądzić, że stoi za nim precyzyjna reżyseria. Brakuje wyrazistych działań scenicznych. Aktorzy zostają sprowadzeni do roli recytatorów, którym okazjonalnie udaje się położyć na stole, zrobić jakiś gest, nagle zerwać do biegu, włączyć projekcję. Poza tym tylko słowa, słowa, słowa. Sam tekst zaczyna nużyć, brakuje mocnego kontrapunktu. Kolejne literackie fragmenty brzmią jak szum. Co prawda w spektaklu nie brakuje zabiegów pretendujących do rozbicia sytuacji scenicznej. Nie mają one jednak siły przebicia, są niezrozumiałe lub sprowadzają się do jakże wyrafinowanego i zabawnego pomysłu na zakończenie fragmentu Wielkiej Improwizacji hasłem „bezendu”, znanym z reklamy telefonii komórkowej. To nawiązanie do kultury medialnej, próba wplecenia romantycznych tekstów we współczesny kontekst jest całkowicie na siłę. Podobnie nie wiadomo, co zrobić z momentem, gdy Mickiewicz po pełnym pasji monologu nagle zastyga z pochyloną głową, a z offu rozlega się przemówienie Władysława Gomułki dotyczące Dziadów Kazimierza Dejmka i rozpętanych po nich zamieszek. Czy to zabieg ironiczny? Jeśli tak, to przeprowadzony zbyt nieśmiało. Jeśli nie, to z konfrontacji dzieła Mickiewicza z przywołaną historią Polski nie wynika nic odkrywczego. Najciekawszym znakiem jest spadający nieoczekiwanie na scenę fortepian. Ideał sięga bruku. Coś wreszcie intryguje.

Druga część spektaklu przypomina akademię ku czci, podczas której wielcy aktorzy wykonują wielkie teksty. Składanka the best of powinna być efektowna, trochę zabawna, a trochę smutna i najlepiej, by nie niosła za sobą głębszych treści. To udaje się Miśkiewiczowi. Żal świetnych aktorów, którzy robią, co mogą, by ratować spektakl, ale nie są w stanie zrobić tego sami. Jedynie oscylująca między żarliwą wiarą a niepokojącą ironią Stanisława Celińska genialnie prowadzi temat cienkiej granicy między ideą a oszustwem.
Kogo właściwie romantyzm może obchodzić? Klub Polski uparcie przekonuje, że to przecież nudna akademia, pusty efekt, pomnik. Na wieki wieków. Bezendu. Chyba nie tak miało być.
Klub Polski
reżyseria: Paweł Miśkiewicz
scenariusz: Paweł Miśkiewicz, Dorota Sajewska
scenografia: Barbara Halicka
muzyka: Raphael Rogiński
dramaturgia: Dorota Sajewska
światło: Wojciech Puś
animacje: Michał Jankowski
współpraca literacka: Justyna Konieczna, Marcin Leszczyński, Katarzyna Urbaniak, Joanna Woźnica
asystentka reżysera: Anna Kłos-Kleszczewska
Obsada: Mariusz Benoit, Marcin Bosak, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Stanisława Celińska, Krzysztof Dracz, Anna Kłos-Kleszczewska, Aleksandra Konieczna, Marcin Kowalczyk, Władysław Kowalski, Hiroaki Murakami, Maciej Nawrocki, Henryk Niebudek, Dawid Ogrodnik, Michał Podsiadło, Piotr Siwkiewicz, Andrzej Szeremeta, Paweł Tomaszewski, Jerzy Trela
fot. Materiały organizatora (T. Dubiel)