Światło gaśnie i słychać monumentalne dźwięki Tako rzecze Zaratrusta Ryszarda Straussa. Powoli odsłania się kurtyna i widzimy rząd postawnych mężczyzn, którzy po chwili okazują się manekinami. Za nimi stoją panowie wyglądający mało atrakcyjnie przy perfekcyjnie zbudowanych lalkach. Spektakl zaczyna się zgromadzeniem w klubie kawalerów. Mężczyźni odrzucają wizję małżeństwa z różnych powodów: nieśmiałości, braku pieniędzy, nieumiejętności komunikacji i niechęci do stałych związków. Program klubu kawalerów jest zaprezentowany nowemu członkowi – Topolnickiemu (Paweł Gilewski), który został odtrącony przez narzeczoną. Nazwiska postaci wyjaśniają typy ich charakterów. Bohaterzy, jak Nieśmiałkowski (Marcin Zawodziński), czy Piorunowicz (Roland Nowak) przedstawiają się młodemu mężczyźnie. Każdy z nich pokazuje charakterystyczny dla siebie gest. Pierwszy z kawalerów, aby przezwyciężyć nieśmiałość nauczył się tanga – widzimy jak przemierza scenę, półklęcząc. Pierwszą nogę stawia przed siebie, a drugą ciągnie za sobą, prezentując jedną z figur tańca. Kolejny, z powodu swojej wybuchowości, nie potrafi zapalić zapałki: wysypuje je z pudełka, w wściekłości miażdżąc również papierosy. Przedstawienie postaci początkowo bawi, lecz po chwili przyzwyczajamy się do nadmiernych gestów i męczy nas ich umyślne przejaskrawienie. Groteskowe obrazy tworzą wizualną i akustyczną skorupę, która nie wchodzi w dialog z dramatem. Szokujący jest hymn klubu, czyli Obława Jacka Kaczmarskiego. Refren śpiewany jest piskliwie przez mężczyzn wystawiających zaciśnięte dłonie – przypominają oni małe pieski. Wyśmiana zostaje ideologiczna patetyczność klubu i zachowanie mężczyzn (spektakularnie niszczących arbuzy symbolizujące kobiety, aby okazać swoją męskość).
Spektakl skupiony jest na reakcji z publicznością, co wydaje się próbą zmuszenia jej do oklasków i śmiechu.
Wspólne wyśmiewanie małżeństwa wydaje się ostatecznym celem spektaklu. Jednak przyglądając się bliżej wykorzystanym piosenkom, zaczynam mieć wątpliwości. Spektakl uwodzi widzów, by w pewnym momencie ich zaatakować. Publiczność rozbawiona groteskowością postaci zostaje nagle uderzona słodkimi dźwiękami piosenki Lily Allen Fuck You (Very Much). Początkowo zachęcana widownia zostaje wyzwana od „tych nazywających Bałuckiego piewcą drobnomieszczan”. Jednak te drobne zgrzyty, w konsekwentnie rozbudowanej oprawie wizualnej uatrakcyjnionej muzyką, nie przeszkadzają w odbiorze spektaklu.
Przedstawienie ostentacyjnie zrywa z tekstem dramatu, co sprawia, że kolejna warstwa znaczeń wytworzona poprzez gesty, muzykę, stroje, zmienia przekaz w chaos. Aktorzy dystansują się wobec ról i wskazówek zawartych w dramacie, wypowiadając didaskalia opisujące postacie, celowo zachowują się wbrew tekstowi oryginału. Wszystkie ich działania stają się drwiną z autorskich zaleceń, dostosowanych do dawnej moralności. Maria, grana przez Magdalenę Łaskę, scharakteryzowana jest przez Bałuckiego jako niewinna, dorastająca panna (z upomnieniem, aby „nie daj boże” nie była dwuznaczna) – w przedstawieniu staje się nimfetką noszącą plecak w kształcie misia. Uczucia Marii skierowane do Sobieniewskiego (Marian Jaskulski) zmieniają dwuznaczną sytuację w jednoznaczną. Złe odczytanie afektu młodej kobiety przez starszego mężczyznę zmienia się w scenę uwodzenia staruszka przed rozerotyzowaną dziewczynę. Nie ma wątpliwości, kto kogo uwodzi w relacji Marii z Sobieniewskim – zniuansowana gra między postaciami staje się prostą relacją, dodatkowo prezentowaną zbyt długo. Pogrążając postać Sobieniewskiego, matka Marii śpiewa piosenkę Shimmy Szuja Kabaretu Starszych Panów. Piosenka zostaje wykorzystana ze względu na komiczność utworu, bez głębszej analizy tekstu. Zostaje pominięty fragment „Szuja, dziecku kazał mówić: Proszę wuja!”, który odnosiłby się do relacji postaci w kazirodczym związku. Podobnie jak wykorzystana Obława, zaskakuje takie użycie utworu, pomijające warstwę znaczeniową na rzecz atrakcyjności brzmienia kilku linijek.
Zdystansowanie nie prowadzi do analizy czy prezentacji dzieła Bałuckiego w innym kontekście. Spektakl jest próbą sztucznego odświeżenia komedii drwiącej z mieszczaństwa końca XIX wieku. Działanie przypomina operację plastyczną na zwłokach poddanych taksydermii. Postępowanie wbrew zaleceniom autora i nafaszerowanie spektaklu piosenkami prowadzi do przerażającej kakofonii form, gdzie pierwotna subtelność i kunszt rzemieślniczy Klubu kawalerów znika. Wykorzystany tekst w pewnych momentach nie zgadza się z sensem stosowanych form i obrazów. Fabuła i dialog zostają zasłonięte przez wizualną stronę spektaklu, wydają się niepotrzebne. Tekst potraktowany jest jak relikt przeszłości, który nie niesie za sobą żadnych znaczeń. Inscenizacja Łukasza Gajdzisa wyjaśnia wszystko wizualnie. Plastikowe modele i pomnik byka z nabrzmiałym penisem, stanowiący część kultu kawalerów, wyrażają o wiele więcej niż słowa. Sceny pozbawione dwuznaczności i subtelności dowcipu pokazują, że Bałucki w rzeczywistości drwił z mieszczan. Klub kawalerów Gajdzisa unowocześnia dramat Bałuckiego, poprzez dodanie piosenek, efektownych scen, atrakcyjnych form (np. kazanie obrończyni małżeństwa, Dziudziulińskiej, w tej roli Małgorzata Witkowska, ujęte w formie gospelowej mszy). Nowoczesne sposoby przedstawiania są jedynie zewnętrzną skorupą. Zostają stare pojęcia i konteksty, jak wyjazd do Krynicy, która była ówczesnym kurortem dla bogatych mieszczan.
Dramat Bałuckiego zostaje uwspółcześniony. Jednak reżyser czyni to poprzez najbardziej zewnętrzną warstwę, nie dotykając tekstu. Klub kawalerów nie zostaje przetłumaczony na nasze czasy, oglądamy tylko nowoczesne kostiumy, rekwizyty i formy. Dialogi umieszczone w określonej sytuacji społeczno-historycznej straciły pierwotne znaczenie, nie nadano im jednak nowego kontekstu. Wszystkie elementy nawiązujące do sytuacji mieszczaństwa i drwiące z niej, zostały, lecz nic już nie znaczą. Dialogi naszpikowane takimi odniesieniami stają się, przy pozornym uwspółcześnieniu, nudne. Po kilku chwilach efektowne przedstawianie postaci, interakcja z publicznością męczy, funkcjonując jako efektowna nadbudowa.
Klub kawalerów
Michał Bałucki
reżyseria Łukasz Gajdzis
scenografia Mirek Kaczmarek
ruch sceniczny Aneta Jankowska
opracowanie muzyczne Maciej Szymborski
akordeon Kacper Chabrowski
reżyseria światła Robert Łosicki
inspicjent Hanna Gruszczyńska
wystepują: Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Paweł Gilewski, Marian Jaskulski, Magdalena Łaska, Roland Nowak, Jerzy Pożarowski, Małgorzata Trofimiuk, Małgorzata Witkowska, Marcin Zawodziński
premiera 18 grudnia 2010