Dziady zostały przez twórców nazwane zdarzeniem teatralnym. Rzeczywiście, udało im się stworzyć między aktorami a widownią przestrzeń, w której dopiero tu i teraz ma się coś wydarzyć. Mocne okrojenie tekstu i szkicowość rozwiązań scenicznych sprawiają, że Dziady stają się labiryntem, w którym znane motywy przestają być oczywiste. Jednym z tematów spektaklu jest pytanie o to, jak bardzo romantyczna wizja umęczonej Polski i cierpienie za miliony nadal oddziałują na Polaków i każą wciąż na nowo powtarzać te same gesty ofiary i walki oraz trwać w narzuconym porządku społecznym uniemożliwiającym zmianę. Jedną z inspiracji powstania opolskiego zdarzenia teatralnego były wydarzenia rozgrywające się na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie smoleńskiej. Okazało się wtedy, iż romantyczne idee nie są martwe, ale z grobu powracają jako upiór, by zapanować nad światem żywych. Twórcom udało się jednak uniknąć nachalnej polityki i oczywistych aluzji. Spektakl wprowadza ten kontekst bardzo subtelnie, a jego czytelność spowodowana jest raczej siłą tych wydarzeń, obok których nie można było przejść obojętnie i udawać, że nic się nie stało. Duchy romantyzmu przecież powróciły. Tym razem rolę Guślarza spełni teatr.

Spektakl zaczyna się już we foyer. Jeden z aktorów rozpoczyna opowieść o Cichowskim, który staje się symbolem męczeństwa narodu polskiego. Zabieg ten ustawia widzów w roli gości Salonu Warszawskiego. W ten symboliczny sposób zawiązana zostaje wspólnota, konsekwentnie dalej przez twórców konstruowana. Prosty pomysł zniesienia podziału na scenę i widownię okazał się w Dziadach niezwykle skuteczny. Zarówno widzowie, jak i artyści, pozbawieni rzucających się w oczy kostiumów czy charakteryzacji, ubrani zwyczajnie, początkowo w ogóle się nie wyróżniający, siedzą na materacach rozłożonych na scenie.
Odnosi się wrażenie, iż tego wieczoru w obrzędzie dziadów wszyscy będą aktorami. Niepokojący jest dźwięk bijącego serca, który sugeruje, że oprócz nas coś jeszcze jest na scenie, choć pozostaje niewidzialne. Niesamowity efekt powoduje zapadanie żelaznej kurtyny. Nie tylko odzwierciedla ona rolę, którą pełnią w Dziadach miejsca zamknięte (kaplica, cela, salon) i zostaje podjęty wówczas temat więzienia (przez zaborcę, stosunki społeczne, grzech, Boga) oraz chęci wyzwolenia, ale pomaga także budować nastrój tajemnicy, wrażenie uczestniczenia w czymś niezwykłym i ważnym. Na kurtynie pojawia się na parę chwil twarz Chrystusa i narysowany zostaje krzyż, który w geście zdradzającym raczej bezradność i rozpacz niż bunt zetrze Konrad. Przestrzeń to sacrum, które musi zostać sprofanowane, by zapytać o Boga. Jest On wielkim nieobecnym projektu Kleczewskiej. Bardziej nawet niż kwestia polskości i konfrontacja z jej mitami i upiorami zafascynował mnie sposób, w jaki zostaje przedstawiona tęsknota za Absolutem. Aktorzy, wygłaszając kwestie do Boga, patrzą w próżnię, sprawiając wrażenie ludzi, którzy bardziej chcą w niej coś ujrzeć. Niektórzy ze złością, inni z nadzieją lub jak Konrad, ze łzami bolesnego rozczarowania. Tam nic nie ma. Świeci się tylko mała żarówka. Ludziom pozostaje jedynie Szatan (Maciej Namysło) – master of puppets, który z ironicznym uśmiechem przygląda się wszystkiemu.

Postaci są ledwie naszkicowane i stają się raczej nośnikiem pewnych stanów emocjonalnych. Kleczewskiej i zespołowi aktorskiemu udało się to zrobić wbrew utartym kalkom. Guślarza gra kobieta (Ewa Wyszomirska). Zosia nie jest młodą dziewczyną, ale starszą kobietą, która czuje, że zmarnowała swoje życie. Ewie (Aleksandra Cwen) odebrana zostaje słodycz i niewinność, by naznaczyć ją obłędem. Gustaw/Konrad (Michał Majnicz) buntuje się, podnosi głos, wyzywa Boga na pojedynek, ale jednocześnie jego oczy zdradzają bezsilność. Część tekstu czyta z kartki, jakby grał narzuconą mu na wieczność rolę, w którą już nie wierzy. W delikatnym księdzu Piotrze (Krzysztof Wrona) trudno znaleźć moc, która pozwoliłaby wygrać walkę o duszę. Wszyscy wydają się zmęczeni i wyniszczeni od środka przez wciąż od nowa podejmowane role w Dziadach i teatrze polskości. Jednostka może być słaba, ale mówiąca jednym głosem masa jednocześnie uwodzi i przeraża swą siłą. Jednym z najsilniej oddziałujących momentów zdarzenia jest wielokrotne śpiewanie strofy: ,Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem lub choćby mimo Boga.  Rytm i moc tekstu fizycznie oddziałuje na widza, wręcz wzbudzając w nim chęć przyłączenia się do śpiewu. Ważniejsze od tego, co się śpiewa, jest to, że robi się to we wspólnocie. Podobne wrażenie budzą zbiorowe szepty i wykonywane przez aktorów te same ruchy. Zdemaskowana zostaje w ten sposób trudność oswobodzenia się ze zniewalającego imperatywu walki i męczeństwa. Wpisane zostają one w ciało i potrzebę przynależności, niszcząc krytyczną refleksję lub przenosząc ją na dalszy plan.

Spektakl urywa się nagle. Za panią Rollison podąża reszta aktorów. Wszyscy poruszają się jak ślepcy. W labiryncie Dziadów, gdy odrzuci się to, co się bezkrytycznie przyjęło za oczywiste, można się zagubić. Twórcy zdarzenia teatralnego zadają pytania, ale nie udzielają odpowiedzi. Przenoszą tę odpowiedzialność na widza, podkreślając rolę indywidualnego odbioru Dziadów. Ich zadaniem było stworzenie warunków, by mogło się coś stać, ale potrzebowali publiczności, która nie tylko zajmuje z nimi miejsce na scenie, ale i czasem stanie się partnerem gry (gdy zostaje obrzucona ziarnami gorczycy czy podaje sobie do rąk długi biały welon jako znak odkupienia). Opolskie zdarzenie teatralne udowodniło performatywną moc Dziadów. Ważny jest kontekst teatralności. To scena jest miejscem, gdzie za pomocą teatralnych rekwizytów przywołane zostają duchy. Ważne jest, że dzieje się to właśnie tu i teraz – w teatrze, w czasie niezwykle intensywnej godziny. Wybrzmi jeszcze grany na gitarze elektrycznej hymn Gloria in excelsis Deo. Aktorzy znikną za kurtyną, która podniesie się, gdy wyjdą do ukłonów. Dziady zakończone. Później jednak, na zewnątrz, okaże się, czy zaklęcie Guślarza Nie chcecie jadła, napoju, Zostawcież nas w pokoju; A kysz, a kysz! nie straciło czasem swojej mocy.

Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Dziady Adama Mickiewicza
premiera: 30 września 2011 roku

Adaptacja i reżyseria: Maja Kleczewska
Muzyka i wykonanie: Paweł Kolenda
Obsada:
Paweł Kolenda
Michał Majnicz
Mateusz Górski

Kornelia Angowska, Zofia Bielewicz, Aleksandra Cwen, Cecylia Jacewska-Caban, Grażyna Kopeć, Arleta Los-Pławszewska, Grażyna Misiorowska, Judyta Paradzińska, Grażyna Rogowska, Beata Wnęk-Malec, Ewa Wyszomirska,M irosław Bednarek, Adam Ciołek, Andrzej Czernik, Bartosz Dziedzic, Jarosław Dziedzic, Jacek Dzisiewicz, Andrzej Jakubczyk, Waldemar Kotas,L eszek Malec, Maciej Namysło, Łukasz Schmidt, Michał Świtała, Krzysztof Wrona, Bogdan Zieliński, Przemysław Czernik
 
Inspicjent, sufler: Justyna Bartman

zdjęcia: archiwum teatru