Oryginalność i niepowtarzalność reportażu Thubrona o Syberii leży z jednej strony w swobodzie, z jaką przychodzi mu podejmować rozmowę, z drugiej strony właśnie w niedopasowaniu obydwu stron dialogu, pęknięciu, zgrzycie komunikacyjnym, jaki je dzieli. To chwilowe spotkanie w czasie i przestrzeni surowej syberyjskiej rzeczywistości dwóch odrębnych kultur owocuje powstaniem niepowtarzalnych Thubronowskich portretów symbolicznych, w których bardzo często odbija się także ich autor.
Colin Thubron nie stara się zacierać — jak to czyni dziś wielu piszących reportaże — ani swojego niedopasowania do krainy i kultury, w której się znalazł, ani wrażenia chwilowości swojego doświadczenia. A jednak im głębiej punktualny i uporządkowany dziennikarz zanurza się w Syberię, tym bardziej przypomina jej mieszkańca, dostosowuje się, z turysty przemieniając się w syberyjskiego nomadę, żyjącego zgodnie z rytmem pór roku. Czytając jego zapiski z podróży, stajemy się świadkami zarówno zmiany w sposobie postrzegania Syberii, jak i zmiany koncepcji pisania o niej. Uporządkowana kompozycja książki zaczyna wydawać się nam jedynie ramą, złudzeniem. W pewien sposób odzwierciedla ona zaplanowany przed podróżą sposób rejestrowania zjawisk — wiarę, jakby mającą swe źródła w renesansie, iż artysta jest w stanie odtworzyć rzeczywistość w najdrobniejszych szczegółach.
Wkrótce jednak radykalnie zmieni się sposób postrzegania narratora, ogólny ogląd zastąpi szczegół, fragment, anegdota. Thubron zacznie powoli rezygnować z dokładnego odtwarzania całej rzeczywistości na rzecz serii migawek, szkiców, obrazów cząstkowych. Wraz z biegiem podróży zmienia się jego koncepcja pisarska: zamiast wariantu renesansowego wybiera kubistyczny. Uporządkowany, nierozproszony, bo oglądany z jednym okiem zasłoniętym obraz rzeczywistości, inaczej rzecz ujmując — statyczne i szczegółowe studium Leonarda da Vinci, zastępuje Thubron obrazem kubistycznym, bardziej rozproszonym, lecz – paradoksalnie – prawdziwszym, bo odzwierciedlającym patrzenie obydwoma oczami naraz i z wielu perspektyw. Jak z kolei w kubistycznym sposobie postrzegania spotkały się ścisłość i geometryczna precyzja z artystyczną swobodą, tak Thubron z chaosu i różnorodności Syberii doskonale potrafi wyłonić i połączyć najbardziej charakterystyczne dla niej zjawiska, symbole, postacie.
Jednym z takich symboli jest lodowa księżniczka z Ałtaju, którą ogląda Thubron w Akademgorodoku (uniwersyteckiej dzielnicy Nowosybirska). Od czasu odnalezienia jej ciała archeolodzy nie są zgodni, czy reprezentuje ona typ kaukazoidalny i jest praprzodkinią rasy europejskiej, czy też typ mongoloidalny i dlatego należy zaklasyfikować ją do rasy azjatyckiej. Piękna mumia dwudziestoletniej szamanki uosabia wahającą się między Europą i Azją, wielokulturową Syberię. Thubron jak nikt inny potrafi również dostrzec odległe, ale jakże znaczące podobieństwo między losami mieszkańców Syberii, którzy w większości do osiedlenia się w tej krainie zostali przez władzę zmuszeni, a lodową księżniczką, o którą kłócą się muzealnicy. Jednak zamknięta w szczelnej gablocie muzealnej postać przede wszystkim symbolizuje rozdartą tożsamość współczesnej Rosji. Takich symbolicznych bohaterów (ale też przedmiotów) odnajduje Brytyjczyk o wiele więcej. W jego książce pojawiają się spotkania z rzekomym potomkiem Rasputina, z zagorzałą komunistką, byłą łagierniczką, z pijakiem-nomadą.
Ciekawszy nawet od samych takich symboli wydaje się jednak sposób, w jaki się do nich dociera – systematyczne i cierpliwe odgrzebywanie, jak praca archeologa w zamarzniętej tajdze. Thubrona interesuje w tej krainie najbardziej to, czego nie zdążyli całkowicie zniszczyć komuniści, co działało jakby na peryferiach sowieckiego systemu, a co ma teraz szansę się odrodzić. Jest to przede wszystkim wielokulturowość mieszkańców Syberii. Thubron odgrzebuje więc szczątki kultury pogańskiej, odnajduje szamana o janusowym obliczu, który raz wydaje się zwykłym znachorem, raz jedynym pozostałym śladem kultury pierwotnej, dociera do wsi Kujtun zamieszkiwanej przez staroobrzędowców, a także wysłuchuje abstrakcyjnych teorii o anomaliach magnetycznych wygłaszanych przez profesorów z Akademgorodoku. O tym, że wszystkie te „dziwy” nie czają się za zakrętem, ale trzeba do nich docierać pieszo, czasem klucząc całymi dniami po pas w śniegu — uświadamiamy sobie dopiero na końcu książki. Autor z taką łatwością, lekkością i humorem prowadzi swoją narrację, że wielomiesięczna podróż wydaje nam się kilkusekundową, emocjonującą przygodą.
Jednocześnie Thubron podkreśla jednak właściwe Syberii wrażenie nieskończonego trwania, niezmienności, uśpienia. Potęguje je powtarzalny schemat fabularny rozmów z jej mieszkańcami. Najczęściej zapraszają oni Brytyjczyka na obiad lub wódkę, są uprzejmi i gościnni. Tworząc poufną atmosferę, mimo wszystko jednak wydają się nieszczerzy. Najchętniej opowiadają o przeszłości, kulawo posiłkując się językiem komunistycznej propagandy, jakby nie obchodziła ich teraźniejszość; zaskakują słuchacza pozytywną oceną minionych czasów. Autor podchodzi do tych zwierzeń z ironią i za pomocą pytań (których często potem żałuje) próbuje przełamać schemat. Miałem wrażenie, że połowa mieszkańców Syberii przechowuje swą radziecką tożsamość w bezpiecznym schowku pod kluczem, jakby mogła się jeszcze do czegoś przydać – pisze. Symbolem tej „schowanej” tożsamości są pomniki, legitymacje, medale, odznaczenia, a przede wszystkim wiszące w szafach mundury. Thubron zauważa, że zarówno komunistyczne, jak i religijne obrzędowe rekwizyty to tylko maski, pozwalające mieszkańcom Syberii prowadzić grę pozorów. Nieświadomie tkwią oni nadal w teatrze, na scenie, gdzie choć władza komunistyczna upadła, nadal toczy się wyreżyserowany przez nią spektakl. Mimo swojej dociekliwości, narrator na ogół powstrzymuje się od zadawania niewygodnych pytań, tłumacząc się słowami: w przeciwieństwie do nich, nie przeżyłem tych okropności. A tylko ci, co przeżyli, mają prawo oceniać, umniejszać, nawet usprawiedliwiać. Nie boi się jednak podejmować trudnych dla tej części globu tematów. Wciąż zastanawia go na przykład zgodnie deklarowana przez mieszkańców Syberii przynależność do państwa rosyjskiego, które przysporzyło tej krainie tyle cierpienia. Bezpośrednio o milionach więźniów, ofiar, dla których Syberia stała się piekłem na ziemi — mówi się jedynie na początku i na końcu książki. Pytanie o przyczynę nieludzkiego cierpienia wciąż jednak prześladuje podróżnika.
Jesteśmy spóźnieni. Czas wciąż zatacza u nas koła – powie ostatni z bohaterów reportażu. I choć nie udaje się Brytyjczykowi odnaleźć uniwersalnego klucza do paradoksalności Syberii, a jego reportaż urywa się na dalekiej Kołymie — zawiera się w nim inny niż znany nam dotychczas sposób patrzenia na zimną krainę. Colin Thubron to mistrz synekdochy w obrębie reportażu, prawdziwy kubista, świadomy, że założoną formułę i schemat zawsze weryfikuje jej wykonanie.
Colin Thubron, Po Syberii
przeł. Dorota Kozińska
Czarne, 2011