Wyobraźcie sobie mężczyznę, który oświadcza się przy filiżance herbaty. Jak bardzo pozbawiony manier musiałby być taki człowiek?! – pytał Arthur Gray zaledwie sto lat temu. Kawa uchodziła wtedy w Ameryce za napój męski, wcześniej popularny wśród żołnierzy podczas pierwszej wojny światowej. Skomplikowana podróż kawy do Europy zajmuje autora zbioru esejów w stopniu nie mniejszym niż historia legend, obrzędów i początków kariery tego zdradzieckiego trunku czy sytuacje polityczne, w jakie fani „arabskiego wina” wplątywali się dzięki swoim upodobaniom. Jezernik nader ciekawie prezentuje okres w historii Etiopii, w którym kawę odkrywano. Nie obyło się to zresztą bez trudności – sama potrzeba określenia, czy z cudowną substancją, czy z trucizną mamy do czynienia, nastręczała, jak się okazuje, nie lada kłopotów. Wróćmy jednak szybko do legendy (etymologii streszczać nie będę, to za wiele), a właściwie jej wariantu. Otóż prawdopodobnie arabski pasterz zobaczył, jak jego kozy tańczą (przypuszczalnie niewielu przed wynalezieniem używek miało okazję takie cuda oglądać), i zainteresował się powodem, dla którego
nawet dostojny samiec, zwykle bardzo poważny, skakał wesoło, jakby znów był koźlęciem. Nieznane dotąd człowiekowi owoce, cieszące się wielką popularnością w stadzie kóz, okazały się kawą. Pasterz sam sprawdził ich działanie i radośnie przyłączył się do kozich tańców. Chciałoby się rzec na zakończenie: i żyliśmy długo i szczęśliwie, pijąc kawę i brykając już zawsze wesoło. Niestety – lekko nie było.
Sprzeczne emocje, jakie wywoływała kawa, prowadziły do rozmaitych skutków.
Gdy na przykład określano ją jako afrodyzjak, natychmiast przeciwnicy napoju sugerowali impotencję jego sympatyków. Nie zaskoczę pewnie nikogo, mówiąc, że rzecz się miała dokładnie tak, jak z melancholią (przywoływaną w
Kawie nieraz – zwykle kawa wymieniana jest jako antidotum na przykre dolegliwości przepełnionych czarną żółcią) i innymi problematycznymi substancjami – w zależności od miejsca i czasu, kawa miewała zbawienny i deprawujący wpływ na człowieka. Nic by w tym nie było dziwnego (ostatecznie – może przyczynił się do tego cały ambaras – kawa święci triumfy), gdyby nie fakt, że problematyczne sympatie, istotnie zajmujące autora, okazywały się takimi właśnie również z punktu widzenia religii. Muzułmańscy teologowie i najwyżsi dostojnicy wielokrotnie zakazywali spożywania i sprzedaży kawy – dochodziło do rewizji, konfiskat, a także karania osób napój spożywających: nie do kozy wprawdzie, ale do osła przywiązano jednego z winowajców i tak oprowadzano go po ulicach. Restrykcyjne wskazania religijne nie poskutkowały jednak ani wstrzymaniem produkcji kawy (opisanej ciekawie i bez specjalistycznej pedanterii niepotrzebnej czytelnikowi, który kawę pije, nie zaś wytwarza), ani tym bardziej zamykaniem kawiarń. Sprzeciwiano się tymczasem nie tylko kawie, której właściwości pozostawały kontrowersyjne; także – i tu zarzuty były znacznie istotniejsze – sposób picia kawy wielu jawił się jako zdradziecki. Wracamy więc do pierwszych miejsc, w których panowie cieszyli się nie tylko ulubionym napojem:
Dopiero w kawiarni kawa stała się napojem wywrotowym, który łączył ludzi, rodził ducha buntu, wzniecał polityczne dyskusje i powstania – tę cechę przejęła Europa, gdzie dała o sobie znać szczególnie w czasach niepokojów społecznych. Kawa okazywała się tylko pretekstem dla sprzeciwu wobec rodzących się kręgów towarzyskich, wśród których nieliczne okazywały się przestrzenią zadumy i
niezaprzątania sobie głowy żadną myślą.
Historia kawy okazuje się historią przemian społecznych i obyczajowych, historią kształtowania się relacji międzyludzkich w przestrzeni wcześniej nieistniejącej. W
Kawie poznajemy ją zresztą nie tylko dzięki tekstom – bardzo estetycznie wydana książka obfituje w rozmaite (często humorystyczne) ilustracje. Kawiarnia nie jest i nie była tym, czym dla muzułmanina dotąd był meczet (uznawano, że świątynie tracą przez te okropne miejsca rozpustnych rozmów) czy nawet łaźnia. Stanowiła coś pośredniego między przestrzenią domową, w której kawa przecież również gościła, a publiczną. Po jakimś czasie kawiarnie zaczęły się dodatkowo demokratyzować, co istotnie wpłynęło na ich wieloaspektową ocenę. Ani kawa, ani kawiarnia nie przestawały jednak budzić emocji, nie tylko na Bliskim Wschodzie. Przykładem niech będzie Londyn, gdzie w siedemnastym wieku opublikowano pamflet, w którym wymieniono skargi na mężczyzn (swoją drogą ich kawowe kłopoty były nieco inne niż te, którymi trapiły się kobiety). Zacytujmy fragment końcowej prośby:
w przyszłości pod groźbą surowych kar zabronić picia kawy wszystkim osobom liczącym mniej niż sześćdziesiąt lat i zamiast niej zalecać do powszechnego użytku na całym obszarze utopii mocno upajające piwo. Problemem była bowiem seksualna nieaktywność mężczyzn, których w dodatku w domu uświadczyć nie sposób – ciesząc się znakomitym towarzystwem, kawą i (niedługo później) muzyką, zaniedbywali żony.
Kawa, w której przeglądają się setki lat codziennego i politycznego życia świata, jest kolejną niepozorną bohaterką antropologii. Trafiła na wnikliwego i porywającego badacza, którego zbiór esejów zasługuje na uwagę nie tylko tych, którym „arabskie wino” pomogło nieraz zachować przytomność. Zakazywana i uwielbiana na przemian, nadająca rytm (a właściwie aromat) życiu nie tylko towarzyskiemu, kawa jest dla Jezernika nie tylko turecka, ale także bachowska i wiedeńska. W kawowych rewolucjach niewiele się właściwie zmienia – ani kontrowersje (no, może ich charakter nie jest już taki sam), ani ważne miejsce w rytuałach komunikacyjnych, ani… Ach, sami państwo
Kawę przeczytajcie.
Božidar Jezernik,
Kawaprzeł. Joanna Pomorska
Czarne, 2011