Krystyna Meissner dokonała kilku ryzykownych wyborów. Zaprosiła na tegoroczny Dialog zarówno tych Wielkich (Romeo Castellucci, Emma Dante, Ivo van Hove, Krystian Lupa, Alain Platel), jak i reżyserów¸ których głos dopiero dociera na zagraniczne (Zoltán Balázs, Gianina Carbunariu, Oliver Frljić, Paola Giannini, Marco Layera) i polskie (Klemm, Janusz Opryński, Piotr Sieklucki, Cezary Tomaszewski) sceny. Za sprawą przyjętego kryterium doboru (ograniczmy je do hasła „Niecodzienni”) w Polsce zagościły zespoły pochodzące z Chile, Węgier, Włoch, Rumunii i Słowenii – z krajów o niestabilnej sytuacji gospodarczo-politycznej, gdzie teatr staje się jednym z najważniejszych mediów – dla których zaangażowanie polityczne jest niewątpliwe ważniejsze od kryterium artystycznego. Tegoroczna edycja zdecydowania plasowała się pod tym względem niżej od poprzednich. Program festiwalu balansował na granicy między zwyczajnością (formy, często poprzestającej na grotesce) a niecodziennością (wyboru fabuły, scenografii, konwencji). Poruszane tematy (także podczas spotkań w klubie festiwalowym) nie należały do najłatwiejszych ani poprawnych politycznie.



Tancerze Sud Costa Occidentale z Włoch

Do głównego nurtu Dialogu należały przedstawienia Mistrzów, takich jak Castellucci, Lupa, Dante oraz van Laecke i Platel. Program został tak opracowany, aby umożliwiać funkcjonowanie festiwalu w trybie weekendowym. Spektakle-faworyty zostały zaprezentowane wyłącznie w dni wolne od pracy. (Teatralna?) Elita Warszawy i Krakowa zapełniała widownię po brzegi od piątku do niedzieli, w pozostałe dni (kiedy rzeczywiście głos należał do tych Niecodziennych) brakowało kompletu widzów.
Niestety mocno wpłynęło to na odbiór poszczególnych spektakli sygnowanych mniej znanymi nazwiskami.



Simulacro Compañia La Resentida z Chile

Spore kontrowersje wzbudziły spektakle: Simulacro zespołu Compañia La Resentida z Chile oraz Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny Teatru Mladinsko ze Słowenii. Łączyło je specyficzne podejście do widza – przekroczenie granic konwencjonalnego podziału na scenę i widownię, nieustanne próby wytrącenia publiczności z poczucia bezpieczeństwa (wulgarny język, drastyczność obrazu, epatowanie nagością, treści omalże pornograficzne). Przyjęta forma stanowiła wyraz artystycznego buntu – nie wobec wykrzykiwanych idei:  koniec z homofobią, politycznym reżimem, cenzurą, oddalaniem teatru od życia publicznego – który przerodził się w pusty znak. 

Teatralny dialog z (nie)codziennością i współczesnością stawał się momentami nużący, zwłaszcza gdy zastosowane środki sceniczne nie były nieadekwatne do treści. Spektakl węgierskiego Teatru Maladype Leonce i Lena w reżyserii Zoltána Balázsa stanowił próbę performatywnego odczytania dramatu George’a Büchnera. Podobnie jak w kontrowersyjnej powieści Cortazara Gra w klasy widzowie mogli do pewnego stopnia wpłynąć na przebieg przedstawienia. Jednak Balázs okazał się bardziej despotyczny niż iberoamerykański pisarz – jego gra odbywała się według nieuczciwych zasad. Każda z dwudziestu pięciu scen dramatu miała cztery warianty, co dało aż sto różnych kombinacji. Wydawało się, że istnieje nieskończenie wiele sposobów, według których można grać ten spektakl, ponieważ nie wszystkie części dramatu składają się na dane przedstawienie, a ich kolejność nie jest chronologiczna. Reżyser układa je jednak według własnych kryteriów, nawet głosowanie na poszczególne wersje (do melodii przebojów Britney Spears lub w technice walki kung-fu) okazało się mistyfikacją. Balázs tylko pozornie oddał, nam i bohaterom, głos. Wolność wyboru (scen), prawo do indywidualności (interpretacji) i oryginalności (kompozycji spektaklu) zostały opatrzone autorską cenzurą.



Leonce i Lena Teatr Maladype z Węgier

Najbardziej rozczarowały propozycje z Polski. Oprócz dwóch spektakli z repertuaru Wrocławskiego Teatru Współczesnego, mogliśmy obejrzeć Judytę w reżyserii Klemma oraz – po raz pierwszy na Dialogu spektakl dyplomowy – Hamleta Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu w reżyserii Tomaszewskiego. Zaproszenie na Dialog przedstawienia dyplomowego wzbudziło spore zastrzeżenia, krytyczne opinie pojawiły się już po prezentacji Hamleta na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim. Gospodarze zaprezentowali Białe Małżeństwo w reżyserii Meissner oraz Pożegnanie jesieni Siekluckiego. Potwierdziły one, że wrocławski repertuar skłania się w stronę moralistyki i społecznej ideologii, zgadza się „naginać” kanoniczne teksty czołowych polskich pisarzy (Gombrowicz, Różewicz, Zapolska, Witkiewicz). Część reżyserów woli korzystać z dorobku nowej dramaturgii (jak w przypadku Gardenii, Poczekalni, O twarzy. Wizerunek Syna Boga) albo z powodzeniem stosuje podczas prób czytanych metodę close reading. Jeśli zlekceważy się możliwości interpretacyjne tekstów, to powstaną spektakle (chociaż oparte na klasyce literatury) ograniczające się do nachalnej moralistyki i banalnego zarysowania fabuły.



O twarzy. Wizerunek Syna Boga Associazione Raffaello Sanzio z Włoch

Podczas Dialogu można było się także wzruszyć i zachwycić. Starość i fizyczna ułomność w spektaklu Castellucciego, psychiczne upośledzenie bohatera Emmy Dante (Zamek Zisa, Tancerze), strach przed życiem i śmiercią u Lupy i duetu Frank van Laecke i Alain Platel – to tylko zdawkowe hasła mogące nawet zniechęcić. A wymienione spektakle okazały się warte uwagi. Zaskakiwały plastyczną formą skontrastowaną z autobiograficznym ujęciem tematu. Cielesność zdominowała na kilka wieczorów polskie sceny. Nie było to jednak epatowanie golizną, ale płynność tanecznego ruchu, niezdarność starczego dreptania, piękno obfitych kształtów.  Można mieć wiele do zarzucenia poszczególnym spektaklom, jednego nie można im ująć – sprawiły, że powrót do codzienności jest bardziej dotkliwy. Może wręcz niemożliwy?

Zdjęcia pochodzą ze strony Festiwalu Dialog–Wrocław.

VI Międzynarodowy Festiwal Dialog–Wrocław
7–15 października 2011