W ciemność, która panuje przez kilka chwil na scenie, powoli wkrada się światło. Poranek stopniowo odkrywa kolejne zakurzone meble tworzące misterną pocztówkę z dawnych lat. Na środku jest łóżko z wysokim drewnianym oparciem, a nad nim fotografie spadające na ziemię z każdym uderzeniem zegara. Przy piecyku śpi służący, a na łóżku Ilja Iljicz Obłomow (Gundars Abolins), który początkowo jest jedynie ciemnym kształtem w stercie pościeli. Mija dłuższy czas zanim ukaże twarz, a prawie połowa spektaklu nim wstanie…

Fabuła Obłomowa, czyli historia podupadającego ziemianina, trochę pisarza, głównie obiboka, melancholijnie pozwalającego życiu przepłynąć obok, wydaje się być niczym więcej niż tylko szkieletem dla misternie wykonanego przedstawienia. Gra aktorów charakteryzuje się dokładnością używanych gestów i detalicznym rysunkiem postaci. Psychologiczna analiza i prezentacja postaci skłania się jednak ku karykaturalnemu ujęciu. Realistyczny obraz jest tak doskonały, że trudno w niego uwierzyć. Wydaje się pułapką dla oka i preludium do innej estetyki – magicznej. Określenie, że Obłomow wygląda jak pocztówka z dawnych lat, odnosi się do pozowanych zdjęć teatralnych z końca XIX wieku oraz rysunków będących inspiracją dla surrealistów. Przedstawienie funkcjonuje na cienkiej granicy miedzy jawą a snem, dążąc ku realizmowi magicznemu.



Sytuacja melancholijnego Ilji staje się transpozycją stanu widza – obserwatora czekającego na ocalenie go z bierności.
Widz oczekuje od spektaklu wyrwania z gnuśności i przewrócenia świata do góry nogami. Sztolc (Martin Reinke) wparowuje do pokoju Ilji i otwiera okno. Ostre światło oślepia również publiczność. Potężne prospekty fotograficzne, które gość przynosi ze sobą, wydają się najpierw mapami zwiastującymi podróż. Chęć pozostania obserwatorem nieustannie ściera się z koniecznością uczestnictwa, podobne jest do gestu odrzucenia czwartej ściany i uczucia skrępowania, w momencie gdy aktorzy zwracają się bezpośrednio do widza.

Zostajemy zmuszeni do intensywnego odbioru wzrokowego poprzez niezwykle powolny rytm spektaklu oraz bogatą scenografię i zminimalizowaną obecność muzyki. Oglądając spektakl i precyzyjną budowę obrazu, wstrząsnęła mną jedna rzecz – sufit. Zamknięcie sceny niczym pudełka, z niewidoczną czwartą ścianą, wydaje się uniemożliwieniem zaistnienia reżyserii światła. Zmusza do przyklejenia wzroku do aktorów i modły o nieustanne zwroty akcji. Zadziwiające było więc niemal organiczne „życie” pokoju, jakie zostało ukazane na scenie. Początkowo światło wskazuje określone pory dnia, jednak wyznaczając upływ czasu, staje się coraz bardziej abstrakcyjnie. W nocy mały chłopczyk podchodzi do łóżka Ilji i czyta fragment opowiadający o jego dzieciństwie. Pojawia się światło rzucające koronkowe wzory na śpiących i ścianę za nimi. Nieustannie słyszymy skrzypienie, odczuwamy delikatne drganie, poruszanie się drzwi, obrazów, mebli. Pokój wraz z bohaterami „reaguje fizycznie” na każdą zmianę. W momencie śmierci Obłomowa sufit rozświetla się nienaturalną jasnością. Trudno powiedzieć, czy dusza bohatera wydostała się z pomieszczenia, czy została przez nie pochłonięta.

Rozwlekłość spektaklu daje pozornie możliwość analitycznego patrzenia, przypasowania sensu każdej drobince kurzu na scenie. Trwanie w Obłomowie rozbraja jednak kompletnie widza, jakby ten miał osiągnąć taki stan „rozmemłania” jak główny bohater. Sprawia to, że każdy wniosek staje się głęboko osobistym odczuciem. Po obejrzeniu spektaklu pozostają wrażenia trudne do ustrukturyzowania w logiczną całość – silne obrazy funkcjonujące jak nieposegregowane wspomnienia mogą prześladować tygodniami.



Sztolc chce znaleźć Obłomowowi także narzeczoną – przedstawia go Oldze (Dagmar Sachse). Wszystkie jego starania idą jednak na marne, nie potrafi wyrwać Ilji z odrętwienia. Obłomow nigdy nie pojedzie za przyjacielem do Paryża, a prospekty dają mu możliwość podróży w głąb wspomnień. Kolejne spotkania z ukochaną dzieją się na tle ckliwie namalowanych widoków. Ilja wyskakuje z łóżka, aby wbiec zdyszany do tych ujęć. Spektakl staje się teatrem pamięci głównego bohatera – Obłomow przywołuje wspomnienia, podobnie jak na początku służącego, zapominając, dlaczego to czyni. Widać to zwłaszcza w scenach farsowych. Poszczególne wybuchy śmiechu są rozłożone w czasie. Powolność spektaklu sprawia, że każdy żart wydaje się znajdować pod głęboką warstwą kurzu. Wywołuje chwilowy ferment, ale potem drobinki z powrotem opadają.



Śledząc konsekwentnie drobiazgowość gry, wchodzimy w niezwykły stan snu (dla osób mniej wytrzymałych, jak osoby siedzącej obok mnie, był to stan faktyczny). Pomimo kolejnych wędrówek światła, pokój nadal istnieje jako tajemnicze miejsce pełne magicznych drobiazgów. Po zniknięciu „widza” Obłomowa jego służący nieprzerwanie wykonuje codzienne czynności, jakby jego pan nadal był obecny. Sztolc zmuszający Ilję Iljicza do uczestnictwa kładzie się w jego łóżku. Wygląda jakby zajmował miejsce Obłomowa, poddał się i zaczął żyć wyłącznie wspomnieniami. Życie zostaje nagle wyssane z bohaterów i więdnie cały obraz sceniczny tworząc zasuszony kwiat bzu.

 
Iwan Gonczarow
Obłomow

Teatr Schauspiel w Kolonii
Reżyseria: Alvis Hermanis
Scenografia i kostiumy: Kristine Jurjane
Dramaturgia: Götz Leineweber
Występują: Gundars Abolins, Albert Kitzl, Dagmar Sachse, Martin Reinke, Robert Dölle, Torsten Peter Schnick