Jądrem imprezy była konferencja naukowa i szereg przedstawień, zorganizowanych przez teatry rzeszowskie i zaproszone zespoły, uzupełniane przez wystawy i projekcje filmowe. Inicjatywa z pewnością szlachetna i na dobrą sprawę może dziwić fakt, że do tej pory nieobecna. A jednak wydaje się, że uciekając się do tej konwencjonalnej skądinąd formuły, można było uzyskać znacznie lepszy efekt.

Pierwszą sprawą, która może wydawać się interesująca, był brak zainteresowania ze strony odbiorców. Poza lokalnym środowiskiem artystycznym i akademickim, zaproszonymi gośćmi i garstką zapaleńców, niewielu rzeszowian i teatromanów z Polski brało udział w oferowanych wydarzeniach. Nawet na przedstawieniu Teatru im. Wandy Siemaszkowej 18729 (nota bene zagranym w ostatniej chwili w zastępstwie planowanego Deballage’u Szajny), na które wstęp był wolny, wiele miejsc pozostało pustych. Większym zainteresowaniem cieszył się spektakl Obietnica w Kulturalnej Piwnicy, wystawiany przez młody, podrzeszowski teatr eksperymentalny Przedmieście.

Sam dobór prezentowanych sztuk również wydaje się mocno dyskusyjny. Inauguracyjnym spektaklem było Uczucie w dźwięku – apoteoza Teatru Brama z Myślenic.
Plener był najmocniejszą stroną widowiska, zorganizowanego na placu przed letnim pałacykiem Lubomirskich, w magicznej atmosferze pobliskiej Alei pod Kasztanami i willowej zabudowy (Grotowski urodził się w pałacyku). Miejsce, dodatkowo iluminowane poświatą księżyca i różnokolorowymi reflektorami, kryło w sobie ogromny potencjał sceniczny. Oparty na muzyce, tańcu i grze świateł performance nie niósł za sobą jednak ani ciekawej formy, ani wyrazistego przesłania. Również zainteresowanie tym przedsięwzięciem ze strony przypadkowych przechodniów okazało się zaskakująco niskie.

Teatr Lalek „Maska” wystąpił z premierą sztuki Niech żyje cyrk, tym razem przedstawienia aktorskiego w dramaturgicznej adaptacji i reżyserii Jacka Malinowskiego, na podstawie Powieści sentymentalnej Kazimierza Mikulskiego. 60-minutowa opowieść o życiu pracowników teatru – dyrektora, jego żony i dwójki pracowników – sprawiała wrażenie pozbawionej wyrazistego trzonu narracyjnego. Zbudowana w konwencji absurdalnej farsy, aspirowała do roli opowieści o smutku i nędzy życia ludzi trudniących się sztuką. Z jednej strony humorystyczna konwencja nie śmieszyła, z drugiej – formuła nie okazała się dość nośna, by rzeczywiście móc rozstrzygnąć istotne dylematy i zwierać nieocierającą się o truizm prawdę na temat codziennej egzystencji artystów. Sztuka przeznaczona jest dla widza dorosłego – nie brak w niej okrucieństwa i dosadnego humoru. A jednak repertuar użytych na scenie środków wywodził się z teatru dziecięcego. Za mocne strony spektaklu można uznać umiejętną grę światłem, oszczędną scenografię, a także muzyczną stronę przedstawienia – wykorzystanie fragmentów kompozycji brytyjskiego kompozytora Martyna Jacquesa.

Poza wspomnianym już monodramem biograficznym 18729 poświęconym Szajnie, jedynym spektaklem w bezpośredni sposób nawiązującym do tytułowych bohaterów festiwalu było przedstawienie Grotowski – próba odwrotu łódzkiej Chorei.

Wydaje się, że brakowało poczucia patronatu wielkiej trójki, przynajmniej nad artystyczną częścią całego wydarzenia. Być może warto było pokusić się o studyjne pokazy zachowanych dzieł mistrzów, mogących przybliżyć szerszej publice chociażby najbardziej znane z zarejestrowanych przedstawień – Wielopole, Wielopole, Niech sczezną artyści, Umarłą klasę, czy Apocalypsis cum figuris. Takie projekcje byłyby cenną lekcją historii dla najmłodszych widzów, same w sobie stanowiłyby zresztą dopełnienie festiwalu.

Inicjatywa zorganizowania „Źródeł pamięci” była nie tyle słuszna, co wręcz niezbędna. Formuła pozostawia jednak wiele do życzenia i można jedynie żywić nadzieję, że – jeżeli festiwal będzie miał swoją kontynuację – w następnych latach osiągnie zadowalający poziom, a w przypadku przedstawień teatralnych – ich dobór będzie odbywał się według przemyślanego klucza, nie zaś na zasadzie przypadkowości (do samego poziomu spektakli również mam wiele zastrzeżeń). Pomysł jest z pewnością ciekawym impulsem, lecz tylko w nowo przemyślanej formie ma szansę stać się czymś, co mogłoby zasługiwać na ogólnopolską uwagę. W przeciwnym razie albo jego żywot będzie krótki, albo grozi mu los kolejnego prowincjonalnego festiwalu marnującego swój potencjał.



Źródła Pamięci. Grotowski - Kantor - Szajna