Jeżeli chodzi o personalia: w nowej książce Sasinowskiego znanego z jego porzedniej powieści Rupiecia zastąpił Duduś, ale i tak, trzeba przyznać, sporo ich łączy. Rupieć był krytykiem literackim, Duduś pracuje w instytucji kultury, obaj wywodzą się z biednego domu i nienawidzą lat 90., dekady, ich zdaniem, tandetnej, czasu, gdy napływ zachodnioeuropejskich dyskursów stanowił jedynie perspektywę, z której ich beznadzieja okazywała się tylko jeszcze bardziej widoczna, bowiem zmiany społeczne i gospodarcze jeszcze nie zdążyły ich objąć. Bohater prozy szczecińskiego autora w poprzednim wcieleniu walczył z pośmiertnym wpływem swojego ojca, teraz nie będzie łatwiej – jest uwikłany w toksyczną relację z Malwiną, „one-hit star” szczecińskiej humanistyki, starszą od niego o ponad dziesięć lat, chorą na cukrzycę alkoholiczką. Narzeczona Dudusia nie kontroluje ani picia, ani poziomu cukru, przez co często ląduje w szpitalu na granicy życia i śmierci. A Duduś wciąż sobie powtarza, że jest panem sytuacji.

Można rozumieć powieść Sasinowskiego jako krytykę projektów tożsamościowych opartych na fundamencie racjonalności i samostanowienia. Duduś nie zauważa, że jego pragnienie, by nad wszystkim panować, już dawno zapanowało nad nim samym, a rygor racjonalnego postępowania przemienił się w zupełnie nieracjonalną pobudkę.
Najlepiej pokazuje to próba wyjaśnienia przez bohatera swojej byłej narzeczonej, czemu od niej odszedł: Całą dynamika naszego związku opierała się na sile twojego uczucia. Moglibyśmy zajechać na niej daleko – wziąć ślub, założyć rodzinę, żyć w spokoju przez lata. Ale ja miałbym poczucie, że nad niczym nie panuję. A, i jeszcze jedno, choć może się już państwo domyślacie – Duduś nie panuje nad niczym.

Najciekawszym wątkiem Pełnej kontroli jest, jak sądzę, świetnie przeprowadzona analiza mechanizmu samooszukiwania się, tworzenia pozorów na temat siebie i otaczającego świata. Duduś ciągle adaptuje rzeczywistość do własnego wyobrażenia o tym, że sprawuje nad swoim życiem kontrolę. Tak jest od pierwszej sceny, w której bohater łudzi się, że od jego zaangażowania zależy życie nieprzytomnej, walczącej ze śmiercią na łóżku szpitalnym narzeczonej. To, co robi, nie może pomóc dziewczynie, jedynym celem jego działań Dudusia jest zbudowanie przekonania, że posiada realny wpływ na sytuację. Na próżno, bo już po chwili chłopak sam wynurza się ze złudzenia, że jego oddychanie było ich wspólnym wysiłkiem, że to nie medyczna aparatura, ale on, skulony nad szpitalnym łóżkiem i krztuszący się, podtrzymywał ją przy życiu.

Najczęściej próby przekonania samego siebie, że panuje się nad sytuacją, przybierają w Pełnej kontroli formę takich właśnie myślowych zabiegów, ale niekiedy Duduś posuwa się nawet do inscenizowania zdarzeń, w których może udowodnić, że wszystko, co robi, pozostaje jego wyborem.

Narracja poprowadzona jest w ten sposób, żeby pokazać, że to sam Duduś odkrywa naiwność i nieprawdziwość przekonania o tym, że nad wszystkim panuje, że sam rozwiewa swoje złudzenia. A zaraz potem wciąż tworzy następne. Lektura książki Sasinowskiego staje się przez to mniej „wygodna”, bo czytelnik nie może z pełnym przekonaniem powiedzieć o bohaterze: „co za naiwniak, sam na jego miejscu już dawno zostawiłbym tę kobietę, już dawno przestałbymm się oszukiwać, że kontroluję wszystko”. Chyba że sam jest naiwny.

Dodatkowym atutem powieści szczecińskiego autora jest nierzadko zabawna i błyskotliwa ocena współczesności. Uwaga poświęcona intelektualnym trendom łączy się tu bez zgrzytów i sztuczności z, jak wyraził się Sławomir Iwasiów, wrażliwością na dolne rejestry kultury. Dzięki temu proza Sasinowskiego prezentuje interesujacy punkt widzenia i operuje bezpretensjonalnym językiem. Narrator jego powieści z tą samą przenikliwością opisuje dominujące w polskim dyskursie publicznym po 89' narracje, intelektualne mody na uniwersytecie i postawy ich wyrazicieli oraz zachowania i socjologiczą strukturę bywalców jednego ze szczecińskich barów o wiele mówiącej nazwie Szmata. A przy tym ironia, którą się posługuje, jest samozwrotna (w przeciwnym razie satyryczne przerysowanie członków akademii grzeszyłoby może jednowymiarowością), świadoma, że zawsze można ją obrócić przeciwko temu, kto się nią posługuje. A także tego, że w dyskusji nie ma nigdy niezaangażowanych obserwatorów, miejsca „powyżej” sporu, z którego można się wypowiadać, poziomu meta; mówiąc słowami Malwiny, zabierając głos w jakiejś sprawie, nie można się choć trochę nie upaćkać. Najlepiej widać to w jednym z ostatnich rozdziałów, który pokazuje przegląd postaw wobec katastrofy smoleńskiej.
 
Podsumowując, Sasinowski w swojej trzeciej powieści utrzymuje poziom i charakterytyczne cechy swojej poprzedniej książki – Rupiecia. W obu możemy spotkać przekonującą autoanalizę głównego bohatera i zależności, w jakie jest uwikłany. W obydwu też narrator efektownie operuje ostrzem ironii, nie bojąc się go zwrócić we własną stronę.  

Alan Sasinowski, Pełna kontrola
Wyd. Forma, 2011