FRAGMENT KSIĄŻKI:
„Postanowiłem bronić Ameryki przed nią samą”
Podczas podróży w Tyrmandzie dojrzewała decyzja o pozostaniu w Ameryce. Kiedy wrócił do Nowego Jorku, wystąpił o prawo stałego pobytu, wybierając tym samym emigrację. Przez pierwsze miesiące mieszkał w pokoju przydzielonym mu przez Fundację imienia Wandy Roehr przy 37 Street i Park Avenue, na Manhattanie. W skromnych warunkach opracowywał zapiski rozpoczęte jeszcze w Europie.
Z Beverly de Luscia
Wkrótce wynajął samodzielne mieszkanie.
Notatki Tyrmanda
Walcząc z idiomami i składnią nowego języka, stworzył zarys artykułu. Pierwszą czytelniczką była jego bliska przyjaciółka Beverly de Luscia, dziennikarka z nowojorskiego „Time Magazine”. Entuzjastycznie oceniła szkic, co zachęciło Tyrmanda do dalszego pisania. Kiedy ukończył całość, Beverly zrobiła korektę. Poprawienie pełnego błędów gramatycznych, choć imponującego bogatym słownictwem czterdziestronicowego tekstu zajęło jej kilka dni. Ale agent literacki Tyrmanda nie widział szans na opublikowanie artykułu. Pisarz zdecydował się jednak wysłać rzecz do „New Yorkera”, jednego z najbardziej prestiżowych i snobistycznych amerykańskich magazynów. Zawsze mierzył wysoko. Do „New Yorkera” rocznie wpływało ćwierć miliona maszynopisów, a niezamówione teksty miały znikomą szansę, by się ukazać. Tym razem Leopold miał szczęście. Po kilku dniach otrzymał list podpisany przez legendarnego redaktora naczelnego „New Yorkera” – Williama Shawna: „Szanowny Panie! Pański tekst American diary bardzo nam się podoba i chcielibyśmy go opublikować. Jest doskonale napisany. Wkrótce otrzyma Pan korektę i czek. Liczymy na Pańską dalszą współpracę z «New Yorkerem»”. Czek opiewał na pięć tysięcy dolarów.
List od Williama Shawna
Artykuł ukazał się 11 listopada 1967 roku w dziale „Reporter at Large” pod tytułem American Diary (Dziennik amerykański). Tyrmand nakreślił w nim obraz Ameryki widziany oczami przybysza z Europy Wschodniej. Dostrzegał ogrom i różnorodność tego kraju. Zauważał odmienność obowiązujących form towarzyskich, ich prostotę i bezpośredniość. Jako człowiek zza żelaznej kurtyny konfrontował demokratyczny system amerykański z totalitaryzmem panującym w Europie Wschodniej. Próbował ukazać bezzasadność pozytywnego wyobrażenia Amerykanów o komunistycznej rzeczywistości. Operował prostymi, czytelnymi dla wszystkich przykładami: „Gdy mam przeciętnemu Amerykaninowi wyłożyć istotę komunizmu, celowo używam metafory technicznej; trafia do jego praktycznego umysłu. «Komunizm – mówię – jest jak uszkodzony silnik lub popsuta instalacja kanalizacyjna. Nikt nie wie, jak ją naprawić, ale ponieważ ciągle jakoś działa, ludzie przyzwyczajają się do niej».
«To musi być piekło» – jęczy Amerykanin”.
Katarzyna I. Kwiatkowska, Maciej Gawęcki, Tyrmand i Ameryka
słowo/obraz terytoria, 2011