Książkę można z pewnością traktować jako przydatną mapę świata komizmu. Ujawnia istnienie krain, o których laikowi nawet się nie śniło. Pozwala wytyczyć ścieżki łączące poszczególne ujęcia teoretyczne, wskazuje ich wspólne źródła. Proponuje wędrówkę wbrew porządkom historycznym i na przekór intelektualnym modom. Wreszcie – ułatwia zrozumienie pewnych koncepcji poprzez ilustrowanie ich wywodzącymi się z różnych tradycji i poetyk popularnymi zjawiskami kulturowo-społecznymi.
Czytając studium Dziemidoka, nieodmiennie odnosi się wrażenie precyzji i rzetelności pracy, ale też surowości wywodu oraz do pewnego stopnia – nonszalanckiej oschłości autorskiego tonu. W ogóle – pozostając przy porównaniu tego opracowania do mapy – czytelnik na każdym kroku spostrzega przejawy upodobania autora do rozmaitych podziałek, legend, schematów, wyliczeń oraz do mnożenia rozdziałów i podrozdziałów. Z pewnością cechą charakterystyczną tej rozprawy jest znamienna dla wielu ujęć epoki strukturalizmu tendencja do schematyzacji i wytyczania często chyba zbyt uproszczonych rozróżnień. Trzeba jednak przyznać, że jest to być może najskuteczniejsza i zarazem najprostsza metoda częściowego chociaż opanowania chaosu znamiennego dla teorii komizmu. Jak wielokrotnie podkreśla autor, tym, co stanowi największe wyzwanie dla teoretyka tej dziedziny, jest sklasyfikowanie rozlicznych form komizmu, uporządkowanie jego dotychczasowych przejawów i odróżnienie od pokrewnych fenomenów, z którymi bywa mylony lub łączony. Jednak by dokonać podobnych operacji, konieczne wydaje się znalezienie ogólnej formuły komizmu. Temu też Dziemidok poświęca najwięcej uwagi. Z jednej strony – prezentuje i sukcesywnie kwestionuje wszystkie istniejące omówienia jako zbyt wąskie lub zbyt ogólne, z drugiej – uparcie przekonuje, że możliwe jest stworzenie jednej „wyczerpującej teorii” (Uważam jednak, że mimo wielkiej trudności i złożoności problemu stworzenie mniej lub bardziej wyczerpującej teorii jest możliwe). Wyczerpującej, to znaczy takiej, która zostałaby wywiedziona z charakterystyk poszczególnych typów komizmu. W rezultacie teoretyk – bazując na licznych opracowaniach i analizując zbierane przez lata przykłady z literatury, filmu, teatru i sztuki performance’u – wskazuje prymarną cechę wszystkich zjawisk komicznych. Według badacza jest nią… sytuacyjne odchylenie od normy, które nie godzi w indywidualne poczucie bezpieczeństwa odbiorcy. Voilà! Cel osiągnięty. Pytanie tylko, czy takie rozwiązanie satysfakcjonuje wymagającego czytelnika?
Nawet pobieżna lektura Dziemidokowego dzieła uzmysławia, że komizm to znacznie, znacznie więcej niż przeciwieństwo tragizmu. Szczególnie, jeśli weźmie się pod rozwagę kłopotliwe dystynkcje między komizmem a humorem i dowcipem czy komizmem a śmiechem lub satyrą. Próby wytyczenia pewnych zawężonych pól semantycznych, ukazania ich na tle ujęć proponowanych przez innych badaczy, a nade wszystko – konsekwentne ilustrowanie poszczególnych teorii rozlicznymi przykładami z tekstów kultury warte są zainteresowania nie tylko specjalizujących się w omawianej tematyce badaczy. Tym bardziej, że rozprawa Dziemidoka to jedno z nielicznych (jeśli nie jedyne?) polskich kompendiów dotyczących komizmu. No właśnie, kompendiów. Może zatem – zamiast kręcić nosem na brak innowacyjnych rozwiązań metodologicznych i niespełnioną przez autora obietnicę stworzenia nowej, pojemnej formuły, wypada przede wszystkim uznać i docenić tę książkę jako rodzaj nieodzownego podręcznika. I mimo że nie należy on do przesadnie przystępnych – między innymi ze względu na swój historyczny charakter – godny jest jednak najwyższego uznania choćby ze względu na wysiłek opanowania komicznego żywiołu. A że – jak dobrze wiemy przynajmniej od czasu Bachtina – nurt ludyczny jest z natury nader krnąbrny i chimeryczny, cóż poradzić, kiedy uparcie wymyka się wszelkim naddanym strukturom?
Bohdan Dziemidok, O komizmie. Od Arystotelesa do dzisiaj
Opracowanie antologii – Monika Bokiniec
słowo/obraz terytoria, 2011