Dramatyczna prawda wyziera z każdego fragmentu spokojnej, wolno płynącej narracji. Tym samym książka Jergovicia staje się zaproszeniem do postjugosłowiańskiej rzeczywistości, nieschodzącej jeszcze do niedawna z pierwszych stron gazet. Autor przezornie wprowadza do niej czytelnika niejako tylnym wejściem, próbując w języku literatury odtworzyć bałkańską przestrzeń, zawieszoną dziś między trzema czasami: przeszłym – przywoływanym przez niezliczone wręcz retrospekcje bohaterów; teraźniejszym – czasem niepewności i pytań o własną tożsamość; oraz przyszłym – dającym nadzieję jej odnalezienia. Ten eklektyzm, przynależący zarówno do przestrzeni języka, jak i nazywanej przez niego rzeczywistości, w Srdzie… wydaje się permanentną grą, toczącą się między tym, co prawdziwe i fikcyjne, pierwszoplanowe i marginalne, żywe i martwe. Tak pozornie tylko nieuporządkowane nagromadzenie wątków i spraw przekształca jednocześnie książkę w quasi-katalog, rejestrujący bodaj wszystkie możliwe kategorie obcości.

W skali mikro obca pozostaje Srda Kapurova – kilkunastoletnia dziewczyna, o której jedynie domniemywa się, że może być Cyganką, Ukrainką, Rumunką tudzież Rosjanką. Kolejne próby ustalenia jej tożsamości następują dopiero po tajemniczym zabójstwie dziewczyny. Zawsze kończą się jednak niepowodzeniem, a tym samym Srda ciągle widziana jest jako obca, „nie nasza”. Inność jest także kluczem do odczytania losów każdego z pięciu męskich bohaterów, których historie stanowią odpowiednio dominujące wątki kolejnych pięciu głównych rozdziałów książki.
Przypadkowy pracownik miejskiej kostnicy, inspektor wydziału zabójstw, mężczyzna oskarżony o zabicie dziewczyny, członek Stowarzyszenia Międzynarodowej Solidarności oraz zagrzebski kierowca połączeni zostają przez tragedię bezdomnej ulicznej tancerki. Jej bezdomność, obcość i wykorzenienie bliskie są także każdemu z nich. Inność mężczyzn uwidacznia się za każdym razem przez silnie demonstrowane przywiązanie do ojczystej ziemi, do własnego języka, rodzinnego domu, pozostawionych gdzieś na obczyźnie bliskich. W skali makro jako obce sobie przedstawia zaś Jergović nowo powstające na południu Europy państwa, uwikłane w gęstą sieć wzajemnych uprzedzeń i stereotypów.

Miljenko Jergović, uznawany dziś za jednego z najwybitniejszych pisarzy chorwackich, pisze o rozpadzie byłej Jugosławii, unikając niebezpiecznych prób klasyfikowania ludzi na dobrych i złych. Jego bohaterowie bez względu na narodowość zostają porwani w ten sam wir historii, którego nie da się zatrzymać. Śmierć mieliśmy wspólną nawet wtedy, kiedy nie byliśmy wspólnotą! – dostrzega paradoksalność tej sytuacji jeden z bohaterów. Znalazłszy się po latach wojen w nowej, zbyt ciasnej dla nich przestrzeni, bohaterowie książki starają się na nowo poukładać swe życie w rzeczywistości ciągłych przemian i niepewności. Ich dynamika, jak się zdaje, ma swe najpełniejsze odbicie w nieokiełznanym zgiełku i wszechobecnym chaosie ulic Zagrzebia. Element ten staje się kluczowym motywem, powracającym z rytmiczną wręcz powtarzalnością na kartach książki. Jedynym stałym punktem, wyłaniającym się z unoszącej się nad skrzyżowaniem mieszaniny kurzu, smrodu i przekleństw, jest taniec młodej Srdy, wijącej się w rytm zasłyszanych z samochodowego radia melodii. Dziewczyna szybko staje się stałym elementem miejskiej przestrzeni, który irytuje kierowców bądź – przeciwnie – sprawia, że celowo wracają, by raz jeszcze zobaczyć uliczną tancerkę. Srda przyjmuje więc rolę osoby, która niezależnie od okoliczności – śmierci przywódców, trwających konfliktów zbrojnych czy rozprzestrzeniających się masowo chorób zakaźnych – powraca na ulice Zagrzebia, by z wdziękiem nastolatki wkładać sobie za dekolt otrzymane od kierowców drobne. Tak widział ją oskarżony o jej zamordowanie Ile Mažar:
Patrzył, jak z miesiąca na miesiąc, z roku na rok dziewczynka rośnie. Widzieli to wszyscy, którzy codziennie przejeżdżali przez skrzyżowanie Vukovarskiej i Držicia. Niekiedy czekała na nich po zachodniej, a niekiedy po wschodniej stronie. Żałował, kiedy widział ją na przeciwległym krańcu. Na pewno inni też żałowali. (…) Wszystko jedno, co o niej myśleli, wszystko jedno, czy ją kochali, nienawidzili jej czy współczuli. Srda Kapurova to był ich Zagrzeb.

Jest jednak także książka Srda śpiewa o zmierzchu… odważną próbą rozliczenia działalności mediów. Chorwacki autor odkrywa, jak bezwzględna polityka medialna prowadzona była za kulisami wojen bałkańskich. Ten stanowczo oskarżycielski ton niewątpliwie osłabiony zostaje faktem, iż sądy swe podaje Jergović w dziele fikcjonalnym, gdzie autor nie bierze za nie bezpośredniej odpowiedzialności. Mimo to na kartach powieści wielokrotnie padają zarzuty dotyczące szeroko rozumianej tabloidyzacji sfery publicznej, zbytniego upraszczania przekazów medialnych, ich nastawienia wyłącznie na sensacyjność wypowiedzi. Jergović dobitnie pokazuje, jak zejściu z pierwszych stron gazet towarzyszy zaklasyfikowanie człowieka jako nieinteresującego i medialnie bezużytecznego. To właśnie za sprawą mediów wielu bohaterów książki wielokrotnie traci swą anonimowość, by po chwili uzyskać ją na nowo. Młoda chorwacka demokracja uczy się wolno, a koszty tej nauki, przekonuje autor, wciąż pozostają bardzo wysokie.

Srda śpiewa o zmierzchu… to kolejny (po sukcesie książek chociażby Dubravki Ugrešić czy Vedrany Rudan) przykład wprowadzania chorwackiej powieści na salony światowej literatury. Skoncentrowana na problemach własnego narodu książka dopomina się o lekturę kontekstową, odsyłając czytelnika do dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce na południu Europy w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Jak twierdzą Turcy, Bałkany to jednocześnie miód i krew. Jergović doskonale wie, co mają na myśli.

Miljenko Jergović, Srda Śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki
przeł. Magdalena Petryńska
Czarne, 2011