Jedynym spektaklem startującym w konkursie na najlepszą polską inscenizację szekspirowską w sezonie 2010/2011 był Hamlet w reżyserii Radosława Rychcika (**)[1]. Organizatorzy jeszcze przed festiwalem pozbawili nas nadziei – ciekawie zapowiadające się przedstawienie, pomimo braku konkurencji, nie zostało nagrodzone Złotym Yorickiem. Po zakończeniu tegorocznej edycji z całą pewnością można stwierdzić, że była to słuszna decyzja. Żartobliwa etykietka „odhamletyzowania” Hamleta przylgnęła na stale do Rychcika. Czy to określenie niefrasobliwego potraktowania dramatu czy raczej obelga? Niestety, wszystkim polskim propozycjom, także tym zaprezentowanym w nurcie Szekspiroff [RED – Maybe Theatre Company (*), Szekspiracje – W Gorącej Wodzie Kompani (**), Burza w adaptacji Carlosa Carvalheiro przy współpracy angielsko-portugalskiej z teatrem w Elblągu (*), Hamlet Teatru Tańca PWST w Bytomiu (***) oraz LOVE, LOVE, LOVE – Sen nocy letniej 2011 Fundacji Teatru BOTO (*)], zabrakło odkrywczej (czasami zdawało się, że jakiejkolwiek) interpretacji dramatów Szekspira. Często było zabawnie i komicznie, prosto jak z dowcipnego sloganu promującego festiwal: SZEKS! w Wielkim Mieście. Sama forma, chociaż zaskakująca, jednak – co ze smutkiem stwierdzam – niewynikająca z treści dramatów, nie wystarczyła. Zatem w przyszłym roku mniej s(z)eksu, a więcej Szekspira.

Wysoki poziom zaprezentowały spektakle zagraniczne, zwłaszcza te zza wschodniej granicy. Litwini i Rosjanie byli tegorocznymi faworytami festiwalu i udało się im ten tytuł obronić. Jeszcze przed litewską premierą Oskaras Koršunovas z OKT/Teatru Miejskiego w Wilnie wystawił na deskach gdańskiej sceny Mirandę – na podstawie „Burzy” W.
Szekspira
(*****). Dwójka aktorów, w wielowarstwowej realizacji jednej z najbardziej wyjątkowych sztuk Stratfordczyka, dowiodła uniwersalności treści i interpretacyjnych możliwości tekstu. Historia niepełnosprawnej Mirandy i jej ojca, osnuta wokół czytania-wystawiania Burzy, posłużyła Koršunovasowi do zaprezentowania politycznej adaptacji Szekspira, a tak naprawdę spektaklu o osamotnieniu człowieka wobec historii, władzy, przemocy i cielesności. Pomysł -bardzo odważny  – był wart ryzyka (i oklasków na stojąco).                    

Po raz kolejny zawitał w Gdańsku rosyjski Teatr Kolady. Nikołaj Kolada, reżyser, dramatopisarz, założyciel prywatnego teatru, zrezygnował w Hamlecie (*****) i Królu Learze (****) z historycznych czy sobie współczesnych realiów, by stworzyć niepowtarzalny, dziki, nieokiełznany i barwny świat barbarzyńców, zdegradowany do rekwizytów z psiej kości, kolorowej włóczki i blaszanej tacki. W tych osobliwych królestwach Hamleta i Leara (czy może lepiej plemiennych szczepach) także nie zabraknie spisku, morderstwa, okrucieństwa. Reżyser odkrył, że u Szekspira wszystko zaczyna się od pierwotnych instynktów, poddając się im, ludzie tracą człowieczeństwo, przeobrażają się we własne karykatury (o wypchanych brzuchach, biustach i zadach). Rzeczywistość Kolady to świat na opak.           

The Best of Shakespeare, czyli złotą listę najlepszych scen z dramatów Szekspira zaprezentował Niemiecki Teatr Państwowy z Timisoary w Rumunii w Shaking Shakespeare (***). Kwintesencja Szekspira – podana w plastycznej formie (bogata scenografia, piękne kostiumy, ruchoma, wielopoziomowa łódź-scena – to wszystko wyeksponowane przez miękkie światło). Była to oniryczna przygoda zagubionego w świecie Hamleta, któremu przychodzą na pomoc szekspirowscy bohaterowie. Niestety, aktorom zabrakło czasu (próby trwały jedynie 6 tygodni!), aby pogłębić rysy postaci, dopracować poszczególne fragmenty. Zachwycająca była scena duszenia Desdemony przez Otella. Miłość i nienawiść w kłębowisku aksamitnych poduszek. Shaking Shakespeare potrafił jednak oczarować.

Finowie zaproponowali lalkowe przedstawienie na podstawie ostatniego aktu Króla Leara. Przyznane grupie Anatomia Ensemble nagrody za światło i niepowtarzalną muzykę najlepiej świadczy o tym, że teatr lalkowy nie jest wyłącznie dla dzieci. Wykonany na bardzo wysokim poziomie spektakl został pozytywnie przyjęty przez gdańską widownię. Anatomia Lear (****) ukazuje kulisy życia umierającej kukiełki króla – manipulowanego przez trzy córki. Podczas sekcji prosektoryjnej, karykaturalnej sceny poznawania anatomii człowieka, z wnętrzności Leara „wydobywa się” nie tylko strach przed starością i chorobą, ale także wspomnienia. Najpiękniejsza scena to moment śmierci kukiełki – w przeciwieństwie do aktorów, Lear nie wstanie już do oklasków. Umarł razem z ostatnim zdaniem Szekspira.            
                      
W tym roku najczęściej wystawianym dramatem był Makbet. David Keller (Top Edge Productions z Wielkiej Brytanii) wystawił Macbeth: Sliced to the Core w formie monodramu (**). Jednak najciekawsze okazały się dwa spektakle muzyczne: Makbet w wykonaniu szwedzkiego chóru Romeo&Julia Kören przy Królewskim Teatrze Dramatycznym (***) oraz polskiego zespołu z Teatru Pieśni Kozła (****). Pierwszy z nich przypominał bardziej koncert niż inscenizację teatralną. Rozbrzmiewająca w przestrzeni starego kościoła św. Jana muzyka chóru oczarowała zebranych, ale przesłoniła tragedię Makbeta. Zdecydowanie lepsze przedstawienie (dramatyczne) zaprezentował Grzegorz Bral. Starodawna angielszczyzna, taniec przeistaczający się w sztuki walki, śpiew w wykonaniu międzynarodowego zespołu, świetna gra aktorska olśniły widzów. Spektakl powstał w 2008 roku, dlatego nie mógł startować w polskim konkursie. A wygrałby na pewno. Pozostaje tylko zaprosić na kolejne spektakle (i zbliżającą się premierę Króla Leara) do ceglanej sali Teatru Pieśni Kozła we Wrocławiu.

XV Festiwal Szekspirowski prezentował o wiele wyższy poziom niż ubiegłoroczna edycja. Każdy znalazł coś dla siebie – odbyły się spektakle muzyczne, kukiełkowe, dramatyczne, można było zobaczyć teatr formy i uliczny, uczestniczyć w performansach, teatralnych eksperymentach, warsztatach, wykładach i spotkaniach z twórcami. Nikt nie zapomniał jednak o tym, co najważniejsze – Szekspir, w jakiejkolwiek formie by nie został zaprezentowany (nawet na festiwalowej defiladzie), stawia teatrowi wyzwanie: jest czy nie jest nadal uniwersalny? Oto jest pytanie. Stawiam je polskim reżyserom i czekam na następny festiwal. Może okaże się dla nich bardziej inspirujący.


[1] Przyznane spektaklom „gwiazdki” (*) w skali 1 do 5 są próbą osobistej oceny tegorocznych propozycji festiwalowych.