Na muzealnej mapie Berlina pojawiło się nowe miejsce, które śmiało można zaliczyć w poczet najciekawszych galerii miasta. Miejsce nietypowe, nie wiadomo do końca, czy zupełnie anachroniczne czy też radykalnie nowe lub wręcz modne. Znalazłem się tu przez przypadek po rutynowej wizycie w Kunst-Werke na Auguststraße , gdy kierując się w stronę Hamburger Bahnhof zajrzałem do wnętrza, które przypominało bardziej księgarnio-kawiarnię niż galerię sztuki. Jednak szybko minąwszy część restauracyjną i książkową, dotarłem ku mojemu zaskoczeniu do dużej sali wystawowej. 

Mowa tutaj o meCollectors Room, galerii założonej przez profesora medycyny Thomasa Olbrichta, reaktywującego ideę barokowych Wunderkammer – gabinetów osobliwości. W stałej ekspozycji znajdują się tutaj renesansowe i barokowe dzieła sztuki oraz – co w tym wypadku o wiele ciekawsze – cała masa przedziwnych przedmiotów: miniaturowe posążki śmierci z Ameryki Południowej poustawiane rzędami po kilkadziesiąt na ołtarzach z kości słoniowej, figurki przedstawiające Kronosa z kosą czy też zestaw do „zabawy w doktora Tulpa”: lalka z otwieranym brzuchem i wyjmowanymi częściami ciała z dołączoną do kompletu trumną. Klasyczny podział na obiekty wykonane za pomocą różnych technik artystycznych ustępuje barokowemu podziałowi na artificialia (drogocenne dzieła sztuki), naturalia (dziwne wytwory natury), scientifica (naukowe narzędzia), exotica (przedmioty z dalekich krain) oraz mirabilia (rzeczy „niewyjaśniane”, cudowne). Obok ciasno upchanych obok siebie osobliwości nieznanych autorów do 21 sierpnia w Collectors Room zobaczyć można również wystawę Alles Kanibalen?.

Wszyscy jesteśmy kanibalami?

Anonymer Fotograf Porträt Der Kannibale Tom ca. 1880 tirage albuminé noir et blanc © Sammlung Cayetana Anthony JP Meyer Paris

O kanibalu myślimy jako o innym: dzikim, nieokrzesanym, wręcz nie-człowieku, który złamał jeden z podstawowych zakazów stanowiących fundament cywilizacji. Stereotyp ten starał się obalić już Michel de Montaigne w słynnym eseju O kanibalach, w którym pisał: „Oni są dzicy, tak samo jaki dzikimi nazywamy owoce, które natura wydała z siebie i naturalnego rozwoju; gdy w istocie, raczej winni byśmy nazwać dzikimi te, które myśmy skazili swymi wymysłami i odwrócili od przyrodzonego porządku”. To pierwszy taki manifest multikulturalizmu, w którym potępione zostaje myślenie w kategoriach dominacji białego człowieka nad innymi cywilizacjami. Człowieka Zachodu, zapatrzonego we własny ideał i fetyszyzującego produkty intelektu, według Montaigne’a charakteryzują „oczy większe niż żołądek i większa chciwość niż możność”. Niedawno dowodów dla tez francuskiego filozofa zaczęli dostarczać antropolodzy oraz lekarze twierdzący, że być może kanibal drzemie ukryty głęboko wewnątrz nas. Amerykański antropolog Tim White na podstawie stanu odnalezionych ludzkich kości wnioskował, że w epoce paleolitu kanibalizm mógł być powszechną praktyką, jednym z codziennych sposobów zdobywania pokarmu. Jeszcze bardziej wstrząsających dowodów dostarczają badania Simona Meada oraz Johna Collinge’a, którzy odkryli, że prawie wszyscy do tej pory posiadamy specjalne geny chroniące nas przed prionami – infekcyjnymi białkami, które mogą być przekazane jedynie przez mózgu innego człowieka (priony występują naturalnie w każdym organizmie, natomiast groźne stają się dopiero w innym dla siebie środowisku).

Wyzwanie, jakie stało przed organizatorami wystawy, to mówić o kanibalizmie ciekawie i aktualnie.
Oczywiście jest to temat w pewnym sensie łatwy i modny – nietrudno zrobić fascynującą wystawę o kulturowym tabu, które przyciąga nas już samą energią powstałą ze skumulowanego wyparcia, atrakcyjnością płynącą z radykalnej odmienności. Ważne jednak, że autorom prac i przede wszystkim kuratorce – Jeanette Zwingenberger – udało się pomyśleć o kanibalizmie nie tylko w ramach opozycji inne/tożsame (co uczynili niedawno organizatorzy podobnej wystawy My i oni. Zawiła historia odmienności w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie), lecz także oświetlić temat z wielu perspektyw. Nie chodzi tutaj tylko o krytykę binarnego sposobu pojmowania świata. Wszyscy jesteśmy kanibalami? to bowiem wystawa, w której figura kanibala pozwala przeformułować myślenie na temat ludzkiego ciała, podmiotowości i cywilizacji poza prostymi opozycjami. Kuratorka nie popada przy tym w banał i prostą indoktrynację, a doborem prac zaciekawia, fascynuje, stawia prowokacyjne pytania, przechodząc do szerszych obserwacji natury antropologicznej. Czasami odpycha przy tym brutalnością i manifestacyjnym wręcz antyestetyzmem dzieł.

Sztuka z ducha kanibalizmu


Patty Chang Melons At a Loss Video 340 1998 © Collection Antoine de Galbert-Paris

Na wystawie dominuje sztuka współczesna, obejmująca przynajmniej 3/4 prezentowanych zbiorów, jednak są również pojedyncze dokumenty fotograficzne z XIX wieku oraz nieliczne dzieła dawne, które podejmują temat kanibalizmu, tworząc złożony wizualny esej na temat tej antropologicznej kategorii. Kanibalizm, rozumiany jako radykalna inność, dla twórców staro- i nowożytnych pozostawał w pewnym sensie nieprzedstawialny. Z trudem poddawał się bowiem zamianie w motyw czy alegorię; zawiera się w nim opór wobec realistycznemu przedstawieniu, którego paradygmat został ustalony w epoce renesansu, lokującej człowieka jako pana oraz innego natury. Ciekawy i dostrzeżony przez kuratorkę wyjątek stanowi tutaj tak zwana Caritas Romana, często podejmowana przez malarzy – między innymi Rubensa, Jeana-Baptiste’a Greuze’a czy Jana Janssensa – historia kobiety, która karmiła piersią swojego ojca Cymona po tym, jak został on skazany na śmierć głodową. Na przypisywanym Jacopo Bassano obrazie, który możemy zobaczyć na wystawie, stary ojciec z szaleńczym wzrokiem wbija zęby w pierś córki. Jej nienaturalnie blada, wręcz zielonkawa skóra nadaje relacji między ojcem a córką wampirycznego wymiaru. Twarz zdaje się raczej wyrażać zrezygnowanie i bezsilność; nie chodzi o przedstawienie wielkiego miłosierdzia i poświęcenia, a pierwotnego aktu pożerania ludzkiego ciała. 

Drugim wielkim dziełem – obecnym jedynie poprzez odniesienia zawarte w pracach współczesnych artystów – podejmującym temat kanibalizmu jest Saturn pożerający własne dzieci Goi. Obraz ten przetwarza na fotografię m.in. Yosumasa Morimura – Japończyk znany z pastiszowej praktyki umieszczania własnej twarzy na pracach innych artystów. W tym jednak wypadku nie chodzi o postmodernistyczną zabawę z ikonami, a nadanie mitowi osobistego i tym samym bardziej wstrząsającego wymiaru. Najciekawsze odniesienia do sztuki dawnej odnajdziemy jednak w pracach trzech artystów: Joela-Petera Witkina oraz braci Jake’a i Dinosa Chapmanów.


Jérôme Zonder, Jeu denfants n°1 2010 mine de plomb sur papier 160x160 cm © Jérôme Zonder et Galerie Eva Hober Paris klein

Chapmanowie, słynący z wielkich makiet wojennych przedstawiających apokaliptyczne wizje (Hell, Fucking Hell), reprezentowani są na wystawie serią grafik Okrucieństwa wojny. Ich czarno-białe prace przepełnia dzika energia wojennego szaleństwa. Na pierwszej z brzegu grafice widzimy samotnie stojące drzewo, na którego gałęziach  powbijano członki jeńca. Całość tej odrażającej kompozycji (zaczerpniętej od Goi) jest przekreślona swastyką. Inny rysunek przedstawia stos ludzkich czaszek; na kolejnym widzimy oszalałego z głodu kanibala, który pożera swego towarzysza. Rzucany przez ludożercę cień jest długi i zupełnie niedopasowany, pokazuje jednak pewien dysonans: prawdziwe okazuje się szalone, żądne krwi monstrum, a nie praworządny obywatel w garniturze, na którego wskazuje cień postaci. Twórczość Goi w pewnym sensie patronuje większości pokazywanych prac, obalających rozgraniczenia na zło i dobro, sacrum i profanum, sferę prywatną i świat zewnętrzny, prezentujących teatr świata oszalałego, świata na opak.

Do tej samej wizji świata tytułem nawiązuje Witkin w zdjęciu Feast of Fools (Święto głupców) z 1990. Za wizualny punkt odniesienie posłużyła mu tradycja barokowych martwych natur w stylu Jana Brueghla Starszego, Abrahama von Beijeren czy Willema Claeszoon Hedy – jednocześnie tętniących życiem i pełnych bogactwa oraz naznaczonych piętnem nadchodzącej śmierci. Fotografia amerykańskiego artysty została zrobiona w ekstremalnych warunkach w kostnicy szkoły medycznej w Meksyku. Przedstawia martwą naturę skomponowaną z fragmentów ludzkiego ciała, płodu, owoców oraz ryb. Witkin gra z najpotężniejszym tabu – sugeruje możliwość zjedzenia człowieka i degraduje go do status zwykłego mięsa podlegającego procesom gnicia.

Punkt zero człowieczeństwa


Melissa Ichiuji Kissie Kissi 2008 Tapisserie nid dabeille fermeture éclair cheveux coton bourrage bas en nylon pâtes fil ruban76x45cm © Melissa Ichiuji

Tym, co odkrywa przed nami kanibalizm, jest prawda o człowieku rozumianym jako ciało, kawałek mięsa, który może zostać pożarty, by inny organizm mógł się utrzymać przy życiu. Kuratorka wystawy w tekście wprowadzającym w problematykę kanibalizmu powołuje się na słowa Jacques`a Lacana, który pisał: „To straszliwe odkrycie: odkrycie mięsa pod powierzchnią naszej skóry, mięsa, którego nie widać, fundamentu rzeczy, odwrotnej strony głowy, twarzy (…). Mięsa będącego samym centrum zagadki, jeżeli pojmujemy je jako bezforemne, cierpiące wywołujące lęk”. Kanibalizm jako możliwa praktyka kulturowa, rodzaj społecznej umowy pozwala na radykalne przemyślenie statusu człowieka, zmianę wyobrażenia na jego temat. Ciało-mięso, człowiek-zwierzę wdzierają się gwałtowanie w świat porządku i zaburzają jego harmonię. Metafory dla tego procesu dostarcza obraz Adriany Varejão, na którym widzimy, jak płaska, biała powierzchnia płótna pęka, a spod niej na światło dzienne wydobywają się odrażające ludzkie wnętrzności. Wiele prac na wystawie jest poświęconych właśnie wnętrzu ciała: sukienka Jany Sterbak z pozszywanych kawałków mięsa,  przywodząca na myśl „wywróconą na drugą stronę” skórę, cielesne labirynty Álvaro Oyarzúna czy wielkie rysunki Jérôme’a Zondera, przedstawiające dżungle organów i elektrycznych złączy. To obrazy ciała nieskończonego, nieznającego granic, uwolnionego od jednostkowości i pojedynczości, uwolnione przez kanibala.

Chaos „święta kanibali”


Installationsansicht Alles Kannibalen 2011 © me Collectors Room Berlin Foto Jana Ebert

Po co dzisiaj robić wystawę o kanibalach? W XXI wieku, kiedy ostatnie plemiona praktykujące ten zwyczaj wymarły, kiedy stanowi on właściwie jedynie historyczną ciekawostkę lub staje się wstrząsającym newsem z kronik kryminalnych? Po pierwsze, by obalić pewne mity, pokazać, że nie istnieje tylko jeden kanibalizm. Po drugie, by pokazać jego transgresyjną siłę, zdolność do rozbijania porządku reprezentacji. Po trzecie, by wejrzeć w to, co znajduje się po drugiej stronie skóry, wkroczyć do świata karnawału, „święta głupców”. Jak pisał Montaigne, Innego-dzikusa napędza maszyna żołądka, a człowiek nowoczesny, tożsamy ze sobą, „swój”, karmi się wiedzą pochłanianą przez oczy. Myślenie w kategoriach „kanibalistycznych” otwiera przed ludzkim podmiotem rzeczywistość zupełnej przygodności, znosząc fundamentalny podział na naturę i kulturę; otwiera świat dla człowieka stającego się na powrót zwierzęciem, którego największym orędownikiem w XX wieku był Gilles Deleuze.

O kanibalach należy mówić nie w galerii, a właśnie w gabinecie osobliwości, gdzie zaciera się granica między wiedzą o sztuce a wiedzą o człowieku; w miejscu, do którego przychodzimy nie po to, by podziwiać i kontemplować, a po to, by zostać zadziwieni tkwiącą w nas samych odmiennością. Z wystawy Alles Kanibalen? można niewątpliwie wyjść w stanie dezorientacji i zmieszania. Brakuje jej miejscami precyzji, narracja wydaje się miejscami nieokiełznana i chaotyczna. Chociaż ekspozycja zdawać się może na pierwszy rzut oka niewielka, widz opuszcza budynek przygnieciony różnorodnością materiału, z którego ja w swoim opisie wybrałem tylko skromną część (poza tym zobaczyć można prace takich artystów, jak Cindy Sherman, Bettina Rheims, Wangechi Mutu, Pieter Hugo, Norbert Bisky). Trudno jednak w tym wypadku oczekiwać porządku i precyzji, chociaż szkoda, że prawie wszyscy twórcy są reprezentowani najczęściej przez zaledwie jedno dzieło.


meCollectors Room Berlin


"ALLES KANNIBALEN?"
od 29.05.2011 do 21.08.2011