Czy Sendecki, powtarzając gest dadaistów, wylosował z gazety przypadkowe wyrazy i stworzył z nich utwory? Łamie sobie głowę krytyk, łamie głowę czytelnik… pierwszy szuka, bo musi, drugi odkłada. To nie są utwory jasne i proste, lecz hermetyczne, wymagające nie tyle skupienia, ile precyzji i wytrwałości archeologa, składającego wykopane z ziemi szkiełka greckiej mozaiki.

Sendecki wymaga, rozkazuje czytelnikowi: odprowadź, nie obudź, rekreacja odgrzeb odwróć. Od pierwszego wiersza musimy wybierać: albo iść tropem jego oryginalnych skojarzeń, albo zamknąć książkę. Jak pisał Umberto Eco w Ironii intertekstualnej, istnieje jednak w kulturze zjawisko »wartościowego bestselleru«, który podoba się również wtedy, kiedy ma jakieś zalety artystyczne i skłania czytelnika do zainteresowania się problematyką lub chwytami, które niegdyś były domeną wyłącznie sztuki elitarnej. Jest może więc nadzieja, że się tomik, choć hermetyczny, spodoba się i czytelnikowi, który na co dzień nie zajmuje się fachowo literaturą.

W otwierającym tomik utworze [Lobelia] — siłując się z Mickiewiczem — Sendecki prezentuje program współczesnej poezji. O zdarzeniach i uczuciach opowiada się tutaj beznamiętnie, z dystansem, podmiot wypowiada się bezosobowo, czasem tylko wychylając się zza ściany:

[Lobelia]

przypomniał się śnieg
przypomniała zima
odprowadź
tam tego baru już nie ma pięta
pięta szmat łydki odkryty
nie obudź

lobelia

pamiętnik mam w biurku


W znanym poetyckim zapisie snu Mickiewicza pt. Śniła się zima, z którym Sendecki nawiązuje w wierszu intertekstualny dialog, silnie zaznaczona jest perspektywa spojrzenia i uczucia podmiotu lirycznego. Śniący opisuje dokładnie wszystko, co we śnie miało miejsce. U Sendeckiego jest inaczej, doświadczenie od początku jest zapośredniczone, a podmiot niewidoczny. Zima już nie śni się konkretnej jednostce, lecz komuś nieokreślonemu się przypomina. Ktoś rozkazuje odbiorcy: odprowadź, a dalej stwierdza zrezygnowany: tamtego baru już nie ma, nie precyzując jednak, którego. Utwór nie opisuje żadnego konkretnego miejsca.
Sendecki pokazuje, że choć nie da się przywrócić romantycznej poetyki, to należy pamiętać o tradycji (pamiętnik mam w biurku), mnożyć perspektywy widzenia i odczuwania. Utwór Mickiewicza dąży do syntezy, do pełni, utwór Sendeckiego zaś rozbija, ukazuje jedynie część, szczegół. Nieprzypadkowo w wierszu pojawia się tylko pięta, szmat łydki odkryty, co sugeruje słabość mówiącego w utworze podmiotu. Człowiek współczesny zmienił się: jest bojaźliwy, z tej przyczyny woli być echem niż głosem, kopią niż oryginałem, chowa się za bezosobowymi formami czasownika, nie chce bezpośrednio wyrażać swojego zdania, lubi za to posługiwać się symboliką. Lobelia – jednoroczna roślina o drobnych, białych, a czasem niebieskich kwiatach — przypomina śnieg; w innym wierszu pojawia się dziewczyna z sierpem, w jeszcze innym chochole sylaby. Poeta nie czuje się dziedzicem mitycznego Orfeusza, jego poezja jest jak jętka jednodniówka: z jednej strony nieustannie zaskakuje, ponieważ wciąż zmienia atrybuty, z drugiej zaś jednak w jakimś sensie okazuje się trwała.

[Jętki]

Zamieniłem wydrę na harfę
Zamieniłem sutek na klips
Lirę wzięli ludzie z lombardu

Noworoczna melodia, czerwonogwardyjcy

Szaszką ściąć klips i wybadać
Nie wszystko zło co się świeci

Jeniec testuje nowoczesny ambulans

Jętki z kory są Niemal niezniszczalne


Zauważmy, że nie chodzi tutaj o tradycyjną „zmianę masek”, przebieranie się za kogoś, kim się nie jest, lecz o handel wymienny. Poeta staje się jedynie tymczasowym posiadaczem liry, którą następnie zastawi w lombardzie. Sendecki sugeruje, że symbol stał się we współczesnym świecie zbyt jednoznaczny, dlatego w poezji przestał mieć jakąkolwiek wartość. Symbol jest tym w utworze, czym klips na ciele. Paradoksalnie — zdobi, lecz nie upiększa. Nieprzypadkowo zatem Sendecki na początku tomiku cytuje Saint-Justa, który proponuje brutalnie ograniczyć znaczenie symbolu, pisząc: Mordercy winni nosić ubiór czarny przez całe życie, będą karani śmiercią za zrzucenie tego ubrania. Kolor czarny, w porewolucyjnym porządku ustanowionym przez „Archanioła terroru”, ma posiadać tylko jedno znaczenie, być oznaką zła i zbrodni.

Sendecki, wybierając nazwę tomiku: Pół oraz organizując go poprzez figury — sugerujące niedopowiedzenie, nieskończoność oraz otwarcie — szeregu, katalogu, spisu słów przeciwstawia się polityce jednoznaczności i „szufladkowania”, którą prowadzą we współczesnym świecie środki masowego przekazu. Powtarzanie szeregów (pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego) słów takich, jak: Bażant, sarna, staw, rów czy jeden strzęp jeden cień jeden rów, a także tworzenie miniaturowych rymowanek przypominających wierszyki dla dzieci: elipsa // ty masz dwa // ja mam pół lub tyle jest // tyle nie jest // cyfra rejestr // rzecz // spis — pozwala odbiorcy zobaczyć i odczytać znaczenie słowa, umieszczonego w niespotykanych na co dzień kombinacjach.  Z kolei stereotypowo, ale szczegółowo opisanemu człowiekowi — „popularnej gwieździe”, występującej w każdym kolorowym czasopiśmie — przeciwstawia Sendecki bezosobowy podmiot, „człowieka bez właściwości” ukrywającego swoje zdanie w gąszczu „słów cudzych”.

Surowa ocena współczesnego języka — który nie wykorzystuje w pełni swoich kreacyjnych możliwości, zamykając się w ramach ściśle określonych i jednoznacznych powiedzonek (tak się nie mówi; Dobrze nie wiedzieć o niczym), stereotypowych charakterystyk postaci i rozwlekłych wypowiedzi — jest chyba najistotniejszym problemem tej poezji:

[Jedna]

Jedna długa linijka
Na podorędziu najkrótsza linijka
Skrót w odwodzie
(…)
Link między dawnymi a nowymi laty
(…)
Jet lag

Wądół
Jar

Pół


Jedynie eliptyczność, część, fragment, margines mogą zapewnić poezji przetrwanie. To właśnie w jarze, wądole kryje się istota, którą należy zauważyć i opisać. Twórca musi powstrzymać pęd skojarzeń, twórczy szał skłaniający go do budowania nieskończonych wyliczanek, dlatego chociaż wciąż powtarza: Więcej // Mało // Mało // Więcej, na pytanie: ile widać spod powiek?, musi odpowiedzieć rant.

Człowiek, podmiot tej poezji, żeby wydobyć z siebie niepowtarzalność i tajemnicę, musi rozebrać się na części. Sendecki z precyzją anatoma pokazuje materię, z której składa się bohater jego wierszy.



Okazuje się, że wyizolowane z kontekstu słowa odzyskują w ten sposób utraconą wieloznaczność. Nawet zaimek wskazujący Tamto — pozbawiony przedmiotu, na który wskazuje — wywołuje ciąg skojarzeń. Pierwszym z nich jest stereotypowe stwierdzenie, którego używamy w momencie, kiedy nie wiemy, co powiedzieć. Mówimy wówczas: to i tamto się mówi — na przykład — o tym wydarzeniu. O wiele bardziej wieloznaczne jest zestawienie zaimka wskazującego z przysłówkami: tamto pusto, tamto ciemno, tamto tłumnie – wówczas zauważamy, że znaczenie agreguje niechcąco pęczniejąc. Zresztą utwór ten czytać możemy w dowolny sposób: tradycyjnie od lewej do prawej; z góry na dół lub z dołu do góry — mimo to zawsze po lewej stronie znajdą się czasowniki, przysłówki i imiesłowy, które „robi się lub czyni”, po prawej zaś rzeczowniki, konkretne, nazywające rzeczy materialne. Abstrakcyjne części mowy idą w górę – w stronę sacrum, natomiast konkretne w dół. Obie kolumny dzieli pas bieli – „sfera pomiędzy”. Czy zadaniem poety jest dzielić, rozkładać słowa, wyodrębniać z kontekstu i pokazywać na tle pustej kartki, jak na ścianie muzeum? Na  okładce tomiku czerwona część litery S pnie się dynamicznie w górę, podczas gdy czarna jej część opada w dół. Sendecki pokazuje, że nawet forma litery posiada ukryte znaczenie. Zadaniem współczesnej poezji jest bowiem przywrócić — tkwiącą w każdym przypadkowo nakreślonym znaku — kreacyjną moc języka, bronić się przed bezmyślnym klonowaniem, nie dać się uwieść powtórzeniu.


Marcin Sendecki, Pół
Biuro Literackie, 2010