Pierwsze wydanie Japońskiego wachlarza miało miejsce w 2004 roku, kanwą czy też pretekstem do napisania książki był dwuletni pobyt w Kraju Kwitnącej Wiśni polskiej znawczyni gender studies i antropolożki, Joanny Bator. Autorka zarzekała się wówczas w słowie wstępnym, ze Japoński wachlarz to nie monografia, a jedynie subiektywny zestaw (wachlarz) odczuć i wrażeń pozostałych po powrocie z Japonii. W 2008 roku książkę wznowiono, by trzy lata później, po „remasteringu” (co wskazuje już dodatek do tytułu: Powroty), przedstawić ją jeszcze raz polskim odbiorcom. Oczywiście, sformułowania „remaster(ing)” używa się zwykle w odniesieniu do płyt, jednakże w przypadku Japońskiego wachlarza sprawdza się wręcz doskonale – otrzymujemy niemal to samo, tylko w odrobinę „podrasowanej” formie. Chwyt marketingowy czy autentyczne powroty, które mają za zadanie zrewidowanie wcześniejszych spostrzeżeń Bator?

O ile pierwsza wersja Japońskiego wachlarza – przepełniona erudycyjnymi wywodami o kulturze wysokiej Kraju Wschodzącego Słońca oraz dość tendencyjnym i stereotypowym podejściem do popkulturowej Japonii, życia codziennego Japończyków, ze szczególnym uwzględnieniem ich (po)życia seksualnego – pisana była z perspektywy gender studies i pod tym względem zachowywała spójność, o tyle druga wersja zdaje się bardzo eklektyczna. Z jednej strony Joanna Bator zachowała większość swoich obserwacji w stanie albo niezmienionym, albo wyretuszowanym, wygładzonym, nieco bardziej neutralnym. Z drugiej zaś strony odnajdziemy w Japońskim wachlarzu. Powrotach nie tyle afirmację (od tego Bator jest daleka, jak się zdaje), ale pewne oczarowanie czy może raczej sentyment żywiony wobec niektórych przejawów japońskiej popkultury (chyba najbardziej znana na Zachodzie japońska „marka” – Hello Kitty – staje się dla Bator jednym z jaśniejszych i rozpoznawalnych punktów w tamtejszej przestrzeni), czego brak było w poprzedniej wersji.
Dzisiejsza Japonia w nowym wydaniu książki jest bardziej ambiwalentna – trochę artystyczna, trochę kiczowata, trochę śmieszna, ale też trochę czarująca i urocza na swój sposób. Być może owa zmiana w podejściu do Kraju Wschodzącego Słońca XXI wieku wynika z faktu, iż Joanna Bator w ciągu tych lat, które upłynęły od pierwszej publikacji Japońskiego wachlarza, przebywała w Japonii jeszcze kilka razy? Chciałoby się w to wierzyć, zwłaszcza po pojawiającym się we wstępie stwierdzeniu: Dziś patrzę na Japonię z innego miejsca.

Pierwsze, co rzuca się w oczy i cieszy każdego zafascynowanego Japonią, to większa liczba fotografii prezentujących kraj i jego mieszkańców. Mankamentem jednak jest… papier – o ile w pierwszej wersji zdjęcia wydrukowane były na białych, lakierowanych wkładkach, o tyle w drugiej odsłonie Japońskiego wachlarza fotografie zamieszczono na makulaturowym papierze, w efekcie czego ich jakość nie jest, delikatnie mówiąc, najlepsza. Ale to decyzja wydawcy. Analogicznie jak stereotypowa okładka, która zapewne ma za zadanie przyciągnąć zachłannych i żądnych sensacji odbiorców…

Jednym ze wzbudzających zachwyt i niewątpliwie uatrakcyjniających publikację dodatków jest kilka znaków japońskiego pisma, kanji (wraz z latynizacją i angielskim tłumaczeniem) zapisanych przez japońskiego profesora. Joanna Bator uzupełniła Japoński wachlarz także o nową część, opatrzoną iście prowokacyjnym tytułem – Pod spodem gejszy – w której dokonuje krótkiego podsumowania europejsko-amerykańskiego zachwytu gejszą. Bonusem, swoistym zwieńczeniem książki jest artykuł o wymownym i sugestywnym tytule – Apetyt na kanibala (o Isseiu Sagawie, który na początku lat 80. XX wieku zamordował i zjadł holenderską studentkę), napisany przez Joannę Bator dla „Gazety Wyborczej”, obrazujący wzajemne pożeranie się Zachodu i Wschodu. Niemniej jednak odczuwalny jest w tym wydaniu Japońskiego wachlarza brak bibliografii, która pojawiła się w pierwszej wersji publikacji.

Powyższe elementy „zremasterowanego” wariantu Japońskiego wachlarza oraz dopiski do poszczególnych rozdziałów (choćby fragment o powieściach pisanych i czytanych z użyciem telefonów komórkowych czy króciutka notka o tegorocznym trzęsieniu ziemi) nie zaskakują tak bardzo, jak fakt, że Joanna Bator wreszcie patrzy na japońską popkulturę z nieco szerszej perspektywy, pamiętając o „męskim” pierwiastku, na przykład (Neo-)Visual kei. W tym wydaniu poprawione zostały niektóre błędy, chociażby w odmianie słowa „manga” czy tautologicznym wyrażeniu „japońskie komiksy manga”. Inne jednak zostały – zastanawia choćby nazwa gry „paczinko” nadal pisana przez „czi”, zważywszy, że w Polsce powoli odchodzi się od błędnego transliterowania, jak na przykład w nazwie miasta „Hiroszima” na rzecz poprawnego „Hirosima”. Zatem albo spolszczone „pacinko”, albo zgodnie z latynizacją „pachinko”.

Pozytywnie zaskakuje, że Joanna Bator przy różnych okazjach wymienia w swojej publikacji takich twórców japońskiej literatury, jak Yasunari Kawabata, Yukio Mishima, Kenzaburō Ōe czy Jun’ichirō Tanizaki (z którego, o zgrozo!, pewnie z winy korekty, zrobiono kobietę: Pochwałę tego miejsca (…) umieściła w słynnym eseju na temat cienia w japońskiej kulturze Junichiro Tanizaki). Powstaje jednak pytanie, czy zabieg ten ma uspokoić osoby zafascynowane Japonią rozumianą głębiej niż tylko proza Murakamiego i anime, wskazując, że Joannie Bator nieobca klasyka japońskiej literatury? Czy może wynika to z realnych, rzeczywistych preferencji czytelniczych autorki? Analogicznie rzecz się ma ze wspomnianym Harukim Murakamim oraz z dłuższym fragmentem (quasi-esejem) o powieściach Banany Yoshimoto i o wpływie tej japońskiej pisarki na czytelniczki z Kraju Wschodzącego Słońca. Polski odbiorca może zastanawiać się, na ile to wynik dzisiejszej mody, chęć przyciągnięcia nowych czytelników, a na ile autentyczna potrzeba Bator, by o tym napisać.

Japoński wachlarz. Powroty sprawia wrażenie quasi-palimpsestu. Joanna Bator nieco modyfikuje i uzupełnia swoje pierwsze, świeże (i, mimo wszystko, mocno przefiltrowane przez gender studies) spostrzeżenia. W efekcie część czytelników, znających pierwsze wydanie, nie może się powstrzymać od nieco ironicznego uśmiechu. Japoński wachlarz. Powroty jest niczym ponownie przeglądany album ze zdjęciami, pod którymi (na których) Joanna Bator dopisuje (nadpisuje) nowe obserwacje i spostrzeżenia, zamazując bądź (nie)znacznie przekształcając uprzednie. Czyżby lekcja z „japońskości” została odrobiona? Cóż, aby móc odpowiedzieć na to pytanie, czytelnikom pozostaje czekać na nową publikację Joanny Bator o Japonii.


Joanna Bator, Japoński wachlarz. Powroty
W.A.B., 2011