Zabrzmiało to infantylnie, więc zapytali, czy czynię aluzję do św. Franciszka, że niby kwiatki św. Franczaka. Zgoda, przejrzeliście mnie, chodziło o takie właśnie niewinne bluźnierstwo, w którym prostota i zachwyt, i afirmacja świata, i spokojny port ojcostwa! Zabrzmiało to dwuznacznie, więc nie uwierzyli i domniemali, że „ładne kwiatki” to przecież lekka, zdystansowana nagana, a w ogóle może chodzić o drobne błędy, przeinaczenia, lapsusy. No dobra, tu mnie macie, dystansuję się do wszystkiego przez pisanie, a poza tym łapię język za rękę na gorącym uczynku, gdyż to on gra pierwsze skrzypce.

Jerzy Franczak

AUTORZY

Jerzy Franczak (ur. 1978 r.) – Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował zbiór esejów, dwie uczone rozprawy, trzy bestsellerowe powieści oraz kilkanaście bestlookerów. Mieszka w Krakowie.

Sonia Franczak (ur. 2004 r.) – Ukończyła przedszkole samorządowe nr 57 „Kraina Małych Artystów”. Brała udział w projekcie „Bestiariusz Lokatorski”. Stale współpracuje z „Mrówkojadem*”. Też mieszka w Krakowie.






DWA KWIATKI


Zakochanie

„Zaraz po lekcjach pobiegliśmy za plac budowy, aż za kościelne ugory, tam gdzie kończył się asfalt.
W zaciętym milczeniu, trzymając się za spocone ręce, przecisnęliśmy się między zwojami eternitu i weszliśmy do Trupiarni – do tej starej piwnicy, wypełnionej watą szklaną, od której, jak mówili, można oślepnąć. Zaszyliśmy się w jakimś zakamarku z twardym postanowieniem, że będziemy się całować – po czym, przyklęknąwszy na gołej ziemi, poczuliśmy niedorzeczność tych makiet i nagle zawstydziliśmy się swojej determinacji”.
 
Taką impresję o pierwszej miłości (III klasa szkoły podstawowej) napisałem kilka lat temu. Teraz spaceruję z Sonią przez zgoła inny pejzaż (wieczny plac budowy późnego PRL zastępują bulwary wiślane). W reklamówce mamy trochę suchego chleba, żeby nakarmić rzeczne ptactwo. Sonia jak zwykle pokruszy bułki – powie że, kaczki są głupie (bo ptaki wyjadają im wszystko sprzed dzioba), a na odchodnym rzuci pocieszająco „jakoś to będzie, łabędzie!”. Wspinamy się z powrotem – ja po schodach, Sonia po murku. Idzie pomalutku, trzymając mnie za rękę. Zerka na mnie i patrzy, jak po drugiej stronie rośnie przepaść.

Wychodząc z Sonką na spacer, powiedziałem do Wioli: - Idziemy, a ty sobie trochę popracuj (miała zaległą robotę), a Sonia oburzona: - Nie mów do niej jak macocha do Kopciuszka! Na ogół jednak wdraża mnie w inną rolę. W bajkach aż roi się od zakochanych królewien: marzą o księciu, czekają na rycerza, mdleją na widok przypadkowo spotkanych Karabaszów. Ta mitologia zostawia trwałe ślady i Sonia pyta mnie czasem, czy się w niej zakochałem.  Gdy potwierdzam swoje uczucia, mruga oczkami i z szelmowskim uśmiechem całuje mnie w rękę. A dzieje się to na przykład pod Smokiem Wawelskim, za nami wzgórze zamkowe… scenografia pierwszego sortu! Nie ma tu mowy o  żadnej „niedorzeczności makiet” – nie ma większego znaczenia, w jakich obsadzimy się rolach, wszystkie scenariusze są zaledwie pretekstowe. Po drodze do domu kupimy obwarzanka i gumy „Mamba” – a ja pewnie będę musiał nieść moją ukochaną na rękach, gdy rozbolą ją nóżki.
   
Wszechświat i sandały


Przed snem czytamy bajki. Chociaż nie wiem, czy „bajką” nazwać historyjkę o tym, jak tata zabiera córeczkę za miasto, żeby pokazać jej wszechświat, a szukając gwiazdozbioru Wielkiego Psa, wchodzi w Wielką Kupę. Sonia najpierw patrzy na okładkę i pyta, kto to napisał. Odpowiadam, że taki jeden pisarz, a konkretnie niejaki Ulf Stark. A ona na to: - Ty też kiedyś byłeś pisarzem! To się nazywa „bystry maluch”! Aż odłożyłem książkę i uniosłem się na łokciu: - Jak to „byłem” pisarzem? To znaczy, że już nie jestem? – Nie – odparła rezolutnie – teraz jesteś tatusiem. No ładnie, będę miał o czym myśleć przez pół nocy: kim jestem, jak pogodzić sukces zawodowy ze szczęściem osobistym, czy odcisnę stopę na piaskach czasu... Nicsss. Gorzej, że po przeczytaniu całości rozpoczyna się praca myśli. - Tata, a pokażesz mi kiedyś wszechświat? – Tak – ożywiłem się, gdyż obudził się we mnie Poeta i Astronom – pokażę ci latem... – Będzie ciepło i ubiorę sukienkę z rękawkiem – przerywa mi Sonia, równie ożywiona. – Pójdziemy za miasto, bo w mieście niebo jest zachmurzone. – I sandałki ubiorę... – Opowiem ci o gwiazdach... - Ale nie te brązowe, wiesz? Tylko te różowe... I tak dalej, w ten deseń przez dłuższą chwilę. Lecz w tym miejscu – uwaga! – koniec kropka. Nie napiszę ani słowa o wielkości spraw małych, ani o wszechświecie, którego „nie da się otworzyć szerzej, niż ludzkich ramion”. Bo wolę być raz tatą, raz pisarzem, niż stać się pisarzem podtatusiałym. A poza tym są kwestie poważniejsze, i czuję wyraźnie, że wszystko blednie w obliczu tego pytania, na które nie znam odpowiedzi, a które wprawia w ruch galaktyki i gwiazdy: - Tata? A gdzie są te różowe sandałki?


KWIATKI

Jerzy Franczak
rysunki: Sonia Franczak
Wydawnictwo LOKATOR
Kraków 2011


OLGA SZMIDT O KWIATKACH