No tak, ale ktoś może przecież powiedzieć, że ogród jest zwykle otoczony murem, odgrodzony od reszty świata. Jak więc pisać o dziele, który w sposób tak niezwykły opowiada o zupełnie innym od mojego doświadczeniu kulturowym? Może zacznę od problemów z uwierzeniem w herstory. Dobrze, więc fotografia muzułmanki w burce przez Europejki i innych nie-Arabów często postrzegana jest jako emblemat zniewolenia, uwięzienia, milczenia. Innymi słowy, idea hidżabu to w pewnym sensie kobiecość zamknięta w pojęciu szarm, oznaczającym cnotę, honor, skromność, małomówność oraz uległość. Pamiętając jednak o tym, że obcość zaczyna się na granicy skóry, a nie na brzegu oceanów, spoglądam na okładkę znanej z ekranizacji Shirin Neshat książki Shahrnush Parsipur pod tytułem Kobiety bez mężczyzn (tytuł jest nawiązaniem do zbioru opowiadań Ernesta Hemingwaya Men without Women). Z okładki nie patrzy na mnie muzułmanka, jakiej portret zapamiętałam ze słynnych konkursów World Press Photo, lecz ciemnowłosa dziewczyna stojąca prawdopodobnie przed lustrem i dokonująca tego, co powszechnie zwane jest regulacją brwi. Więc co autorka miała na myśli?

Jak pisze w posłowiu tłumaczka książki, Alicja Farhadi, Shahrnush Parsipur należy do nielicznego grona irańskich powieściopisarek, które w swej twórczości koncentrują się na doświadczeniu kobiecości. Kobiety bez mężczyzn zostały wydane w Iranie już w 1989 roku, a ich pojawienie się na rynku wydawniczym było wystarczającym powodem do wytoczenia procesu autorce i aresztowania jej. Co znamienne, książka ta nie jest do dnia dzisiejszego dostępna w irańskim oficjalnym obiegu.
Tłumaczka stwierdza, iż poprzez swą opowieść Parsipur chce przede wszystkim zakwestionować stereotypy dotyczące roli kobiety w kulturze irańskiej: i to właśnie może być największym zarzutem stawianym przez tamtejsze władze temu dziełu.

Zawsze kiedy czytam książki dające się tak wyraziście interpretować w kategoriach władzy i uciemiężenia, czekam na moment, w którym autor da się złapać na gorącym uczynku jednoznaczności czy tendencyjności. I kiedy już zdawało się, że przeczytam kolejny tekst o nieszczęśliwych, pozbawionych swobód, którymi ja mogę się cieszyć, muzułmankach, Parsipur, jak później stwierdziłam, dokonała koniecznego właśnie aktu, który można by nazwać aktem desperacji, gdyby nie jego przemyślana proweniencja. Gdy już więc myślałam, że wygodnie rozsiadłam się w takich realiach i mogę ze spokojem kontemplować opowieść o przemocy i obcości, nagle okazało się, że to, co zostało zarysowane, kontury zdarzeń i sytuacji, wymykają się założonej w ten sposób percepcji. Mianowicie autorka zwróciła się w kierunku patchworkowej faktury, w której kalejdoskopowo mieszają się ze sobą różnorodne tendencje i formuły wypowiedzi – jak na przykład reminiscencje baśniowe. Parsipur wyraźnej radości przysparza swoiste łamanie konwencji, czerpanie z bogatej tradycji surrealizmu i perskiego realizmu magicznego, odwracanie symboli oraz mieszanie popkulturowych klisz, mitologicznych motywów i obyczajowości perskiej. Zabieg ten sprawia, iż jest w tym tekście coś przewrotnego i urzekającego zarazem. W zasadzie więc odczytywanie narracji, która przecież wciąż jest narracją o szarm, przez kategorie obcości, przemocy jest możliwe – ale jakże zubaża.

Jak zapewne powiedziałyby feministki, życie wszystkich bohaterek książki zdeterminowane jest przez płeć. Wypada jednak napisać co nieco na temat samego świata przedstawionego. Akcja powieści, podzielonej na fragmenty poświecone życiu pięciu kobiet, które w pewnym momencie wreszcie się spotykają, toczy się w 1953 roku. Dwudziestoośmioletnia nauczycielka Mahdocht podejmuje decyzję o tym, by zamienić się w drzewo i w sposób symboliczny odwrócić się od opresyjnej rzeczywistości. Faezeh natomiast marzy o zamążpójściu, a jej przyjaciółka Munes z oddaniem zbliżającej się do czterdziestki panny realizuje wzór porządnej, przyzwoitej kobiety. Jak sama stwierdza, po dwukrotnej śmierci jej dusza wciąż należy do tego przyziemnego świata. Natomiast najstarsza Farrochlagha jest nieszczęśliwą żoną bardzo ważnego człowieka. Każda z nich strzeże swego szarm poprzez wypełnianie norm przypisanych do ich kobiecego, domowego świata (Munes mówi: Moje nieszczęście polega na tym, że w swoim domu zostać już nie mogę, ale ponieważ wciąż jestem kobietą, w jakimś domu przebywać powinnam). Nieco inaczej sytuacja przedstawia się z młodziutką prostytutką Zarrinkolah, która ucieka z, nomen omen, domu publicznego, by wraz z innymi kobietami zamieszkać w pięknym ogrodzie w Karadż.

Ciekawie został przedstawiony, mający przecież w kulturze irańskiej bogatą tradycję, motyw ogrodu. Perski wirydarz nie staje się, mimo wysiłków jego mieszkanek i dobrego ogrodnika, utopijną wyspę szczęśliwą, lecz swoistym królestwem kobiet, w którym jednak nie potrafią wyzwolić się one spod piętna swojego szarm i zbudować chociażby namiastki wspólnoty. W utworze chyba też nie do końca chodzi o ucieczkę i ponowny powrót do społeczeństwa buntowniczek, ale bardziej o poszukiwanie tego, na czym można by budować i (re)definiować swoją tożsamość jako kobiety, tożsamość, która nie byłaby sprzęgnięta z tak zwaną zasłoną dziewictwa (Dziewictwo jest "zasłoną". Tak mówi moja matka. Jeśli dziewczyna skacze z dużej wysokości, może uszkodzić swoje dziewictwo. Bo jest "zasłoną". Może się rozedrzeć). Wokół tej idei zasłony dziewictwa, która wskazuje na własne ciało i jego znajomość jako temat tabu, toczy się życie kobiet i na niej konstytuuje (Faezeh mówi o swojej zamężnej bratowej: Tak mnie zdenerwowała, że już miałam iść do pani Mahdżabin, wziąć zaświadczenie o dziewictwie i powiesić je w pokoju na ścianie, żeby jej oko z zazdrości zbielało). Ale być może nie należy przekładać na pojęcia rzeczywistości, w której żyję, kategorii świata Iranek i zawłaszczać ich, tworząc własną wykładnię kultury, o czym już dawno zresztą pisał Edward Said...    

Tym niemniej przypowieść o pięciu kobietach nie kończy się ani dobrze, ani źle. Wcześniej sygnalizowałam pojawienie się wątków nierealistycznych jako ucieczkę przed frazesem władzy i zniewolenia. Tymczasem w zakończeniu, za jednym zamachem, w ostatecznym rozrachunku, zniweczony zostaje zamiar ubaśniowienia tej rzeczywistości. Tablica, do której zostałam wyrwana jako czytelniczka z królewskiego miasta Krakowa, iskrzy się więc wieloznacznością. Iście postmodernistyczną.


Shahrnush Parsipur, Kobiety bez mężczyzn
przeł. Alicja Farhadi
Wydawnictwo Claroscuro, 2010