Reżyser – Jacek Bunsch – nawet nie próbował potraktować Pomarańczy tak, jakby to on pierwszy odkrył energię i ponadczasowość utworu. Przeciwnie – prowadzi aktorów w taki sposób, by postaci filmowe również zaistniały na scenie. Z jednej strony to dodatkowy atut spektaklu (takie porównawcze analizy mogą prowadzić do ciekawych wniosków), z drugiej – może za mało w tym pomyśle świeżości, może pora uwolnić się od trwającej czterdzieści już lat (licząc od daty światowej premiery) filmowej legendy Malcolma McDowella.

Po Clockwork Orange sięgnął kilka lat temu Jan Klata, realizując Nakręcaną pomarańczę w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, teraz wraca z muzycznym akcentem (obok IX Symfonii słychać w tle pomysły-dźwięki Janusza Grzywacza) na deski krakowskiego Teatru Ludowego. Nie można zarzucić przedstawieniu braku dynamiki czy napięcia, charakterystycznych dla adaptacji filmowej. Warto porównać trailery: dla dzieła Kubricka z 1971 roku i teatralny, żeby odczuć podobną żywiołowość, potraktowaną jednak w innej konwencji, do jednej i drugiej pasują wyświetlane hasła: comic – witty – exciting – frightening – bizarre. Jak widać, filmowe inspiracje narzucają się przy odbiorze spektaklu. Można jedynie pozazdrościć widzowi bez zaplecza znajomości pre-tekstów, który musi zbudować swoją interpretację niezależnie wobec panującej mody na Pomarańczę. Jednak w obliczu tych badań humanistycznych, które mówią, że każdy tekst jest intertekstem, odbiór przedstawienia może okazać się bogatszy właśnie dzięki uwzględnieniu szerokiej perspektywy.



Na skandal z pewnością nie można liczyć, zbyt powszednie stało się to, co kiedyś budziło sprzeciw, szargając mieszczańską poprawność.
Wystarczy zauważyć, że pomiędzy kolejnymi aktami zainscenizowanej przemocy cała grupa młodych widzów zajada się lodami (ach ta dzisiejsza młodzież – chciałoby się ponarzekać, dodając z niepokojem: nic jej nie wzrusza…). Twórcy świadomie zrezygnowali z estetyki szoku, przesunęli akcent na wizualną i muzyczną stronę spektaklu. To dobrze. W Teatrze Ludowym można zatem obejrzeć ciekawy zestaw taneczno-wokalnych umiejętności aktorów, dominują sceny grupowe, musical to to nie jest, ale z pewnością aspiruje to nazwy teatru muzycznego (nie wiem, co na to teoretycy, faktem jest, że w spektaklu znajdą się pewne wyznaczniki).

Widmo ostatnich lat polskiego teatru – obrotowa scena – także w tym przypadku zrobiło furorę. Trzy wnętrza zaaranżowane zostały odpowiednio do wymogów scen (Korova Milky Bar został zamieniony w „Krowicyc” – dość frapujące tłumaczenie, jeśli mamy trzymać się literackiego oryginału; nowocześnie urządzone pomieszczenia pełniły różne funkcje: więzienia, mieszkania ofiar Alexa i jego bandy, rodzinnego domu wielbiciela Beethovena, w końcu szpitala, do którego trafia główny bohater).  Nie można wyrokować, czy taki zabieg został obliczony na wzmocnienie efektu przejścia między kolejnymi momentami czy może na zachwyty ze strony publiczności (nowinki techniczne wzbogacają aurę nowoczesności wokół spektaklu). Do tego kolejny, współczesny bonus: wyświetlane fragmenty bijatyk (forma komiksu, używane do opisu akcji wyrazy typu: bang, zaap, pow, wprowadzają niepowagę sytuacji, trafnie wydobyty potencjał śmiechu i ironii z prozy Burgessa), które korespondują z aktualnością obrazów przemocy, głodu i śmierci naszych czasów, pokazanych jednak w konwencji reportażowych zdjęć. To nimi torturowany jest Alex – w roli głównej Piotr Franasowicz – podczas eksperymentalnej drogi ku resocjalizacji. Takie zestawienie nie pozwala popaść w odrętwienie, po dawce „mocnych wrażeń” przychodzi pora na rozluźnienie, zmianę sceny, właściwy moment rozładowania emocji.



A jest ich aż nadto. Całe przedsięwzięcie pomyślane jest jako eksplodujące energią, nieustanne dzianie się, głosy podziwu należą się aktorom (ponad dwie godziny intensywnego wysiłku), którzy nie okazują zmęczenia, a ich postaci rysowane są jak wyświetlany komiks, grubą kreską ekspresji. Dodatkowym efektem wzmacniającym galop akcji i zagarniającym w sam jej środek widza, bezpiecznie usadowionego w fotelu, jest próba zawładnięcia widownią. Zniesiony podział na scenę i nie-scenę wywołuje wrażenie, jakby banda Alexa właśnie zaatakowała naszą prywatność, wtargnęła do mieszkania, podając się za chorych, ubogich, potrzebujących ratunku. W tej sytuacji na pomoc woła raczej publiczność, rażona reflektorami i donośnym głosem aktorów. Wyrażając się slangiem internetowym – lubię to!



Mechaniczna Pomarańcza
Teatr Ludowy w Krakowie

Tłumaczenie: Leszek Wysocki
Reżyseria: Jacek Bunsch
Scenografia: Tadeusz Smolicki
Muzyka: Janusz Grzywacz
Choreografia: Katarzyna Aleksander-Kmieć
Światła: Mikołaj Górecki
Projekcje viedeo: David Kozłowski
Układy walk: Andrzej Jaśkow
Asystent reżysera: Tadeusz Łomnicki
Asystent scenografa: Natalia Kornecka
Producent wykonawczy: Adam Sochacki
Występują:
Alex – Piotr Franasowicz
Żorżyk – Paweł Kumięga
Pietrucha – Aleksander Fiałek
Matoł – Jacek Joniec
Aleksandrowicz – Kajetan Wolniewicz
Żona Aleksandrowicza – Jagoda Pietruszkówna
Ojciec – Andrzej Franczyk
Matka – Małgorzata Kochan
Menel/Naczelnik więzienia – Stanisław Banaś
Deltowicz/Aktor – Piotr Pilitowski / Piotr Piecha
Właścicielka willi – Małgorzata Krzysica
Kapelan – Tadeusz Łomnicki
Dr Brodzki – Jacek Wojciechowski
Minister – Jacek Strama
Dr Branny – Dominika Markuszewska
Konspirator Doliński – Krzysztof Górecki
Więzień/Billy-Boy – Piotr Piecha
Józieczek/Doktorek/Policjant 1 – Jan Nosal
Strażnik/Policjant 2 – Jarosław Szwec
Michał Siudek
oraz uczniowie Krakowskiej Szkoły Teatralnej i Filmowej:
Milena Gawlik, Karolina Gwadera, Aleksandra Rogal, Amelia Skrzyńska, Michał Chodacki, Sebastian Kawula, Julian Lesiński, Paweł Mordarski, Tomasz Pilch, Roland Rajzer
Inspicjent Anita Wilczak-Leszczyńska Sufler Martyna Rezner
Premiera 18 lutego 2011