Siedem grzechów kubańskich rozpoczyna się od przewrotnej dedykacji, w której autor niejako usprawiedliwia się, wyłuszcza dość niejasno i mglisto przyczyny wyboru takiego tytułu. (Auto)ironicznie Yoss dedykuje książkę między innymi… sobie. Co istotne, każdy z siedmiu utworów opatrzony został wprowadzeniem, przybierającym formę anegdoty o gorzkiej wymowie, niejednokrotnie będącej aluzją do obecnej sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej na Kubie.
Narratorów jest co najmniej ośmiu, a zatem nie tylu, ile utworów. Każdy z mieszkańców Felicidad opowiada swoją historię, snuje opowieść o własnym (zmarnowanym) życiu, o pragnieniach, troskach, nikłych radościach. Co ważne, kubański pisarz we wszystkich swoich obrazkach stosuje nieco inną technikę narracyjną. Przykładowo w drugim utworze, Kamień za kamieniem (dedykowanym Gniewnym), mamy do czynienia z monologiem robotnika zatrzymanego przez komisarza. Początkowe przesłuchanie zamienia się raptem tyleż w rozmowę z przedstawicielem wymiaru sprawiedliwości, ile swego rodzaju spowiedź, dialog z samym sobą. Trzecie opowiadanie (Dzień X, godzina X, minuta X – Leniwym) prowadzone jest w formie monologu wewnętrznego dziennikarza. Publicysta – jak można podejrzewać, kiedyś był korespondentem zagranicznym – popada w inercję, stagnację, bierność, poddaje się zniechęceniu. Marzy o Artykule (pisanym z wielkiej litery), który poruszałby bliżej niezdefiniowany „supertemat”. Artykuł z rojeń urasta do rangi mitycznego Tekstu, którego nie jest dane mu napisać, bowiem komunistyczna rzeczywistość sprowadza jego wybujałą wyobraźnię na ziemię. Czwarty utwór (Restauracja Los Orishas – Chciwym) zapisany został w formie… czterdziestu trzech punktów, przywodzących na myśl regulamin, minikodeks czy osobliwe przykazania. Monologi wewnętrzne, po drobnej modyfikacji, powrócą w piątym i siódmym utworze. Natomiast szóste opowiadanie, o tytule Ona i ta druga, dedykowane Zazdrosnym, stworzone zostało na zasadzie paralelnych zestawień, porównań, wyliczeń. „Ona” konfrontuje swoje życie z życiem „tej drugiej”, czyli tak zwanej „przyjaciółki”.
Yoss posługuje się językiem codzienności – kolokwialnym, chropowatym, często skrótowym, kalekim i ułomnym, odartym z literackiej urody i powabu, niekiedy wulgarnym, dosadnym. Kubański pisarz wykorzystuje w swoich obrazkach (z) życia takie chwyty, jak choćby jukstapozycja czy symultaniczność, które dostrzegalne są zarówno w obrębie pojedynczych utworów, jak i w Siedmiu grzechach kubańskich traktowanych jako nierozerwalna całość. Dość powiedzieć, że zarówno na planie „makro” (czyli biorąc pod uwagę wszystkie siedem utworów), jak i „mikro” (w pojedynczych, konkretnych scenach i odsłonach) przyglądamy się hawańskiej ulicy z różnych perspektyw, dostrzegamy ścieranie się różnych punktów widzenia jednego zjawiska. Akcja, jak można domniemywać, rozgrywa się w ciągu niecałych dwóch dni.
W budynku przy Felicidad 13 jak w soczewce skupiają się (nie tylko) kubańskie grzechy główne. Rozpusta, lubieżność, perwersja, rozwiązłość seksualna (mylona często z wolnością) przeplatają się z biedą, nieustannymi i nienasyconymi pragnieniami o „lepszym życiu”. Permanentna chęć ucieczki od trudów i niedoli ku innemu życiu spełnia się w nielicznych chwilach cielesnej przyjemności, po których pozostaje, na krótko, kac moralny. Yoss z różnych perspektyw pozwala odbiorcom przyglądać się wielorakim powodom i przejawom nagości (zarówno fizycznej, jak i moralnej, intelektualnej, duchowej), zmysłowości oraz cielesności. Nagość bowiem staje się substytutem innego życia – życia wyzwolonego.
Czy zatem Siedem grzechów kubańskich jest książką kontrowersyjną i obrazoburczą? Nie. Yoss starannie odcyfrowuje rzeczywistość i koduje ją ponownie w formie drobnych obrazków, obrazków o wymowie gorzkiej, cierpkiej, ale niepozbawionej (auto)ironii i dystansu.
Yoss, Siedem grzechów kubańskich
przeł. Gabriela Hałat
Wydawnictwo Claroscuro, 2010.
15.03.2011 12:27 | Sandora:
Świetna recenzja! *___*