W ostatnich latach media zaczęły intensywnie popularyzować sztukę publiczną. Krytyków nie trzeba już przekonywać co do wartości ulicznych działań, wydaje się jednak, że najważniejszy odbiorca wciąż pozostaje krótkowzroczny. Dzięki całej machinie promocyjnej polska społeczność, wciąż głęboko pochłonięta swoimi sprawami, być może dostrzeże w końcu wytwory towarzyszące im w codziennym życiu, niknące i niezauważane w krajobrazie szyldów, reklam i wulgarnych słów nabazgranych na murach.
Chazme, Sepe, Bożek, Warszawa
Dokumentujący współczesne dzieła album Polski street art ukazał się dzięki Fundacji Sztuki Zewnętrznej pod koniec 2010 roku. Jest to drugi album Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza poświęcony przestrzeni publicznej polskich miast. Wcześniejsza publikacja Polski outdoor w sposób krytyczny ukazała dewastacje krajobrazu miejskiego przez bezrefleksyjną ekspansję reklam.
Monstfur, Warszawa
Każdy z artystów odsyła czytelnika także do własnej wirtualnej przestrzeni www, w której archiwizuje swoją twórczość. Internet stał się współcześnie drugim domem street artu, który dziś wykorzystuje w równym stopniu przestrzeń rzeczywistą i wirtualną. Dla tej specyficznej sztuki o krótkim żywocie, którą uśmiercają czynniki atmosferyczne lub służby porządkowe, internet jest specyficznym archiwum, ale nie tylko. Jest także żywym ośrodkiem, animującym wydarzenia w obrębie sztuki miejskiej w wymiarze globalnym.
Autorzy albumu podjęli próbę ukazania pewnej odrębnej od zachodniej, polskiej szkoły street artu, która wykształciła się w ogromnej mierze dzięki silnej tradycji szablonowego graffiti oraz poprzez działania całkowicie pozbawione wsparcia instytucjonalnego. Marcin Rutkiewicz przekonuje czytelników, że polski street art nie jest kserokopią popularnych praktyk z zagranicy, jest kontynuacją kilkudziesięcioletniej tradycji sztuki w przestrzeni polskich miast, z której powinniśmy być dumni. Pozostaje jednak pytanie: dlaczego autorzy ograniczyli się wyłącznie do prezentowania współczesnej sztuki publicznej, nie wyznaczając przestrzeni do ukazania dzieł z czasów PRLu? Po tekście Izabeli Paluch moje oczy stały się głodne dawnych wytworów i uważam, że autorzy powinni byli zaprezentować także dokumentację z lat 80., którą – jak dowiadujemy się z tekstu – całkiem pokaźną i nieopublikowaną posiada między innymi artysta Tomasz Sikorski.
Według mnie jeszcze jednym minusem albumu jest umieszczenie wśród artystów osoby zajmującej się tzw. street bombingiem. Jest to najbliższa wandalizmowi forma działań ulicznych, od której co prawda rozwinęło się graffiti, jednak współczesny street art ma już z nią niewiele wspólnego.
Anonim, Warszawa
Na koniec zadaję sobie pytanie: do kogo kierowany jest album Dymnej i Rutkiewicza? Na pewno nie jest on przeznaczony dla ludzi ze środowiska graffiti i street artu, którzy, jak się przekonałam, mają własną wizję tego kto oraz jak powinien zostać ukazany w albumie a autorom zarzucają wiele niedociągnięć.
Zaznaczam jednak, że celem autorów była chęć zmiany nastawienia do street artu, czyli dotarcie do ludzi, którzy do tej pory nie mieli do czynienia ze sztuką publiczną. Paradoksalnie zarówno reklama jak i street art mają jedną wspólną cechę – w Polsce mało kto zwraca na nie uwagę. Twórcy albumu zachęcają do własnych poszukiwań, tych w przestrzeni miejskiej i tych w świecie wirtualnym, przede wszystkim zaś do otwierania oczu szerzej w kontakcie z otoczeniem.
Polski street art
Album zdjęć pod redakcją Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza
23x27 cm, 384 strony, ponad 1000 zdjęć barwnych, oprawa twarda
Wydawnictwo Carta Blanca (grupa PWN)
Album wydany został dzięki staraniom Fundacji Sztuki Zewnętrznej.
www.fundacjasztuki.blogspot.com
www.polskistreetart.blogspot.com
Fotografie dzięki uprzejmości Wydawnictwa Carta Blanca (grupa PWN)
23.05.2011 14:00 | Dominika:
Pierwsze - mój błąd. Drugie - nie zgadzam się z Tobą. Komentarz ciekawy, samo zjawisko street bombingu również, jednak jest to album o street arcie, nie o tradycyjnym graffiti. Jeśli i Ty poczytasz więcej, może dostrzeżesz pewną granicę między tymi zjawiskami. Nie posądzam autorów o bezrefleksyjność, mam jednak prawo do krytyki. Trzecie - jak sama napisałaś, album poświęcony jest prl-owskim m u r a l o m, co jest kroplą w morzu działań z tamtego okresu, działań, które moim zdaniem powinny się znaleźć w takim albumie.