Te bowiem, jak się okazuje, nie mają znaczenia w momencie, gdy człowiek stracił honor. A w takiej właśnie sytuacji znajduje się główny bohater przetłumaczonej niedawno powieści Johna Banville’a Niedotykalny. Wspomniane ponowne narodziny mogą być rozumiane dwojako. Po pierwsze, jako zdarcie maski, za którą Maskell ukrywał się przez większość swojego życia, po drugie, jako narodziny w sensie egzystencjalistycznym, w cieniu śmierci zarówno dosłownej (śmierć żony oraz perspektywa śmierci samobójczej), jak i metaforycznej (śmierć moralna, śmierć cywilna – szanowanego obywatela i przedstawiciela świata nauki).
Czytelnik trzymający w ręku Niedotykalnego od razu stawiany jest w roli świadka duchowej spowiedzi skazanego (bo za takiego z pewnością snującego swoje rozważania profesora historii sztuki można uznać) za zdradę narodową na wieczną niesławę. Bez pytania, bez możliwości przygotowania, staje się słuchaczem historii życia narratora. Spowiedź ta jest o tyle dziwna, że jest spowiedzią podwójną, skierowaną w dwie strony. Po pierwsze, bohater zwraca się do czytelnika projektowanego przez tekst, po drugie, w samej powieści znajduje się postać będąca skrybą zapisującym słowa idącego na śmierć bohatera, tajemnicza panna Vandeleur. Skrybą, jak się okaże, nielojalnym i niedokładnym, którego pracy my – czytelnicy – musimy dopełnić. To właśnie do czytelnika zwraca się Maskell z prośbą o wydanie ostatecznego wyroku, traktując go jak Boga, ostateczną instancję, mogącą skazać bądź ułaskawić. Dotychczasowa sędzina, najwyższa sprawiedliwość, jaką była w jego oczach Sztuka, okazuje się bowiem ułudą, zjawą jak z Nie-Boskiej komedii, uwodzącą ku śmierci, ku hańbie i wiecznemu potępieniu.
Bliżej nieokreślony czas, kilka (może kilkanaście) lat przed wybuchem II wojny światowej. Młodziutki Victor Maskell z rękopisem swojej książki pod pachą dziarsko podąża przez ogród w kierunku domu rodziny Brevoortów – rodziny, która od tego pamiętnego momentu już zawsze tkwiła będzie niczym drzazga w duszy bohatera, znacząc bólem i rozczarowaniem kolejne etapy życia.
Kolejną przetłumaczoną na polski książkę irlandzkiego pisarza uhonorowanego w 2005 roku prestiżową Nagrodą Bookera potraktować można jako swego rodzaju traktat estetyczno-filozoficzny. Jednocześnie śmiało da się ją uznać za wariację na ten sam temat, który poruszony został w jego poprzednio wydanej w Polsce przez wydawnictwo Znak książce, zatytułowanej Mefisto. W obydwu mamy bowiem do czynienia z uwodzeniem bohaterów przez idee. Romans, w który wdają się wykreowane przez Banville’a postacie, okazuje się za każdym razem tragiczny w skutkach. W przypadku Mefista bohatera mamią metafizyczne idee ucieleśnione w diabolicznych postaciach, natomiast w Niedotykalnym Victor uwiedziony zostaje przez sztukę. Profesor Maskell jest przy tym w całości oddany idei modernistycznej estetyki, wedle której stara się organizować swoje życie i relacje z innymi. Realizuje marzenie, by życie traktować jak materiał, z którego powstać ma dzieło sztuki.
Problem, o którym mowa, doczekał się niejednej realizacji powieściowej i niejednego opracowania teoretycznego. Wysoka klasa Banville’a ujawnia się właśnie w tym, że udaje mu się ten – wydawałoby się, wyświechtany – temat podjąć na nowo w ciekawej, a przede wszystkim doskonałej estetycznie formie. Nie na darmo mówi się o nim jako o największym współczesnym styliście języka angielskiego. W przypadku Niedotykalnego cecha ta jest dodatkowym atutem, gdyż buduje kolejny poziom znaczenia tekstu. Nie tylko życie samego bohatera kształtowane jest wedle wyznawanych przezeń poglądów estetycznych, ale również język, którym się posługuje, staje się kwintesencją piękna i zwieńczeniem pieczołowicie wznoszonego gmachu.
Powierzenie swojego życia Sztuce nie daje Victorowi Maskellowi Szczęścia, choć z pewnością powoduje nieskrywane zadowolenie. Zadowolenie osiągane każdorazowo, gdy udaje mu się zbliżyć swoje życie do arcydzieła. Jest ono jednak sztuczne. Wyborami życiowymi profesora historii sztuki kierują nie względy moralne, ambicjonalne czy choćby czysto hedonistyczne, lecz estetyczne. Choć wydawać by się mogło, że powoduje nim potrzeba przeżywania życia w stopniu najpełniejszym, to jednak kryje się za tym właśnie imperatyw estetyczny – postulat życia na miarę sztuki przede wszystkim i ponad wszystko. Taka postawa kieruje również decyzją o podjęciu się szpiegostwa na rzecz Związku Radzieckiego, przed II wojną światową, w jej czasie i po jej zakończeniu. Nie stoi za nią, jak można by przypuszczać, chęć doświadczenia życia w pełni, nie mówiąc już nawet o względach ideologicznych. Nie – powód jest zupełnie inny: wyimaginowana estetyczność owego przedsięwzięcia, jako środka do celu, jakim jest przekształcenie całego życia, każdego momentu, w arcydzieło. Tym samym szpiegostwo jest dla Victora jedynie kolejnym elementem wpisującym się w wizję idealnego dzieła artystycznego, którym ma stać się jego życie. Taki środkami do celu będzie też ślub z Vivienne oraz późniejsze doświadczenia homoerotyczne zdeklarowanego geja.
W tym sensie powieść można odczytać jako studium uwiedzenia przez Sztukę. Victora nie da się potraktować jako przedstawiciela filozofii życia, w której egzystencja powinna być przeżywana w całej pełni, na skraju zatracenia, gdzie doświadczenie estetyczne ma maksymalnie zwiększać doświadczenie egzystencji. Bohater powieści Banville’a jest pod tym względem ślepcem, głupcem. Nie potrafi dostrzec, że idea, której się powierza, jest marą prowadzącą na skraj przepaści. Nie tylko nie pozwala mu ona prawdziwie cieszyć się każdą chwilą (choć do tego mają prowadzić podejmowane przez niego działania), ale wręcz sprawia, że kamienieje, traci ducha życia.
Nieokreślony rok drugiej połowy XX-wieku (rok później niż początek opowieści Victora Maskella). Pogrzeb Vivienne. Spotkanie z niegdysiejszym przyjacielem, Querellem. Wspomnienia, rozmowy, które uświadamiają bohaterowi, że znajduje się właśnie w momencie, gdy jedną stopą jest już za krawędzią przepaści i lada chwila runie całym ciałem w dół. Nagle z jego oczu spadają klapki, maska, którą nie tyle sam przyjął, co dał sobie narzucić, opada. W jednej chwili sam staje się Seneką z obrazu Poussina, któremu pozostała jedna możliwość: śmierć. Tym, co różni jednak Victora od historycznego Seneki, jest fakt, że o ile ten drugi śmierć przyjmuje jako nieuniknioną konsekwencję, a zarazem dopełnienie postawy stoickiej, której wierny był do końca, o tyle w przypadku profesora śmierć okazuje się koniecznością, bezbarwnym zakończeniem chocholego tańca. Za późno, by cokolwiek zmienić, gdy już się jest w szponach śmierci, a blask Nicości przysłania trzeźwy ogląd. Nie ma ratunku dla oddanych tyranii Sztuki. Za późno, by wyrwać się ze szponów złudnej idei. Śmierć przychodzi do Victora Maskella nie jako doskonały estetycznie finał egzystencji, ale jako jedno z najbardziej pospolitych zakończeń bohaterów literackich – samobójstwo.
John Banville, Niedotykalny (The Untouchable)
tłum. Hanna Pustuła
Znak, 2010