Taki turysta wcześniej być może odwiedził sex shop w Budapeszcie (gdyż pornografia umożliwia najszybszy wgląd w kulturę i duchowość narodu), a podróż luksusowym Orient Expressem opatrzy krytycznym komentarzem o tym, jak bardzo luksus nie sprzyja obserwacji, bo w zbytku nie zauważamy niczego i tracimy potrzebę poznawania świata. Nie zdziwi nas zatem, gdy taki turysta, jadąc nocnym pociągiem do Tbilisi, powie, że sens podróży do obcego kraju to przybyć samotnie jak duch o zmierzchu, nie do skąpanej blaskiem stolicy, ale tylnymi drzwiami, na lesistą wieś, setki mil od metropolii, gdzie miejscowi prawie nie widują cudzoziemców, są gościnni i nie traktują mnie jak chodzącego portfela. Takim duchem jest właśnie Paul Theroux, przemieszczający się pociągiem widmo w poszukiwaniu autentycznego doświadczenia Wschodu.
W ponad trzydzieści lat po swojej pierwszej podróży w głąb Azji (opisanej w książce Wielki bazar kolejowy z 1975 roku) Theroux przemierza raz jeszcze tereny azjatyckich państw, by doznać całego teatru zdarzeń, które nastąpiły po pierwszym tam pobycie. Od Stambułu po Kioto i w czasie powrotnej drogi Koleją Transsyberyjską towarzyszy mu przekonanie, że podróżnik nie powinien być ograniczonym i biernym poznawczo intruzem, ale brać udział w codzienności nieznajomych, jeść to, co oni, wysłuchiwać ich dramatów, cierpliwie znosić ich poglądy, często bez możliwości porozumienia. Dlatego autor kolejny już raz wybiera nie wygodną podróż samolotem, a trwającą znacznie dłużej jazdę pociągiem (nierzadko na terenach azjatyckich straszliwie zapuszczonym). Bo pociąg odkrywa prawdę miejsca, bo nawet najstraszniejsze, najdziksze zakątki kraju to również jego teraźniejszość.
Z pociągu Theroux wysiada często i wówczas doświadczanie miejsca rozgrywa się w dialogu z napotkanymi mieszkańcami. Może być to na przykład młody Gruzin, Oleg, zajmujący się wydawaniem posiłków dla ubogich, który wraz z innymi wolontariuszami w Tbilisi stara się pomagać tym, których sytuacja materialna nie pozwala na samodzielność. Rozmowa z nim wpływa na spojrzenie amerykańskiego pisarza; widząc równolegle rozbijających się drogimi samochodami młodych mężczyzn, postrzega on ich zachowanie jako idiotyczne i puste w porównaniu z działaniami empatycznych wolontariuszy.
Zestawiając kontrastowe, komentujące się nawzajem obrazy, autor przekonuje czytelnika, że wraz z podróżującym doświadcza autentycznych wrażeń. Dlatego także w Tokio, rozmigotanej krainie cudów, której dostojne bezguście przechodzi najśmielsze oczekiwania, przewodnik Theroux – Haruki Murakami – zaprowadzi go do alternatywnej, podziemnej części miasta, którą sam odmalowywał z fascynacją w swojej książce Andaguraundo. Wraz z Murakamim Amerykanin odwiedza Pop Life, pięciopiętrową świątynię porno, gdzie w witrynach odbijają się wszystkie możliwe fantazje seksualne, a kalejdoskopowe ciągi wibratorów, przyrządów do krępowania, lateksowych kostiumów stanowią reprezentacje erotyzmu znanego z popularnych filmów i zarazem odzwierciedlenie mentalności ich amatorów.
Paul Theroux polubił eksponowanie zjawisk, które wydają mu się niedostępne dla spragnionych egzotyki turystów korzystających z usług biur podróży. Za sprawą swojej uprzywilejowanej pozycji znanego pisarza (dzięki popularności Wielkiego bazaru kolejowego) może dotrzeć do terenów, których nie zdołał odwiedzić podczas poprzedniej podróży. Jak na przykład Kambodża, w której ma okazję oglądać miejsca tortur, będące dobitnymi świadectwami zbrodni reżimu Pol Pota. Pisarz walczy tu ze swoją pychą, rewiduje przekonania podróżnika z imperialistycznego, ale cywilizowanego kraju, mniemającego, że barbarzyństwo to osobliwość, którą spotyka się wyłącznie na końcu świata. Bowiem nagle uświadamia sobie ze wstydem, że rząd jego kraju popiera i regularnie stosuje takie same metody zadawania bólu. W tych właśnie zmaganiach podmiotu ze swoim pochodzeniem i wygodną pozycją obserwatora można by upatrywać najciekawszej realizacji konwencji poszukiwania autentyczności. Dość przecież przypomnieć, że wcześniej, w Sri Lance, Theroux czuł się dobroczyńcą ludzkości tylko dlatego, że jego sytuacja materialna pozwoliła mu zapewnić staremu, ubogiemu rikszarzowi stabilne życie przez kilka następnych lat.
Pragnienie autentycznego doświadczania to jednak nie tylko dążenie do penetrowania odmiennych, nierzadko mrocznych sfer rzeczywistości, ale przede wszystkim kondycji samego podmiotu i jego zmieniających się wrażeń. Długa podróż może nadwątlić entuzjazm. W miejsce początkowej euforii niekiedy wkrada się znużenie i poczucie monotonii, a zdziwienie ustępuje miejsca zmęczeniu i obojętności na coraz bardziej podobne do siebie widoki. Podobne wrażenia mogą w końcu stać się udziałem czytelnika, który przez prawie siedemset stron atakowany jest różnorodnością krajobrazów, postaci i komentarzy. Nienasycenie przeradza się w niebezpieczną dla lektury redundancję bodźców, których jest tak dużo, że ich działanie ulega osłabieniu. Autor jest tego świadom. I na 663 stronie informuje nas, że czytelników poważnych i nienasyconych łączą pewne podobieństwa; są oni niebywale uczuciowi w traktowaniu słowa, skupieni, wyciszeni, a kontakt z pokrewną duszą wyzwala ich, otwiera i skłania do refleksji. Jeśli dotrwałeś aż do tej stronicy, należysz do grona takich właśnie osób. A zatem możemy odetchnąć z ulgą. Doświadczyliśmy prawdziwej lektury, a skrupulatny pisarz przewidział nawet nasze możliwe reakcje. Stuprocentowy autentyk.
Paul Theroux, Pociąg widmo do Gwiazdy Wschodu. Szlakiem „Wielkiego bazaru kolejowego”
przeł. Paweł Łopatka
Czarne, 2010