Jej realizacji scenicznej, w ramach festiwalu Teatru Starego re_wizje/sarmatyzm, podjęła się Barbara Wysocka. Podobnie jak „Piekarnia” Wojtka Klemma, dotykająca problemu bezrobocia, jest to kolejny spektakl społecznie zaangażowany. Brak w nim - na szczęście - oświeceniowego dydaktyzmu i moralizatorstwa. Wysocka kreśli portret społeczny grupy mieszkańców blokowiska z wielkiej płyty – krajobraz sceniczny wyjęty niczym z Hłaski. Na trzepakach siedzą dzieci i żują gumę balonową. Rodzice piją. Czerwony Maluch stoi odpicowany w garażu. Na tle tej scenerii przyglądamy się historii pewnej zwyczajnej miłości. Ona – córka pana Pijakiewicza i oni – jeden (Sobrecki) od alkoholu stroniący, a drugi (Iwroński) wręcz przeciwnie. Wszystkie nazwiska oczywiście znaczące – zainteresowanych ich groteskową etymologią odsyłam do „Polskiego słownika pijackiego” Juliana Tuwima.
Banalną intrygę (którego kandydata na męża wybierze dziewczyna?) Wysocka wykorzystuje do analizy zjawiska szerszego niż jedynie patologia przedstawionej grupy. Poprzez przeplatanie tekstu dramatu fragmentami informacji medialnych, dotyczących zajść pod wpływem alkoholu, odsyła skojarzenia widza na pola bardziej uniwersalne.
Reżyserka obnaża polską tradycję i kulturę nierozerwalnie splecioną z obecnością alkoholu. Piją wszyscy, a wręcz ścigają się w piciu, zakładają się, kto więcej wypije – nawet, gdy stawką jest picie „na umór”. Piją od rana do nocy i od nocy do rana. Piją przed blokiem, w garażu, w mieszkaniu, przy grillu. Kobiety zabraniają pić mężczyznom, a same piją w ukryciu. Gościnność gospodarza polega na hojnym polewaniu gościom i zmuszaniu ich do picia, z kolei kurtuazja gości nakazuje napić się z panem domu, by go nie urazić – przecież nie wypada nie wypić.
Alkohol jest również przymiotem męskości, dlatego najsilniejszą głowę ma Iwroński, będący skrzyżowaniem rockmana i włoskiego macho z włosami na klacie. Alkohol jest atrybutem nastolatków wkraczających w dorosłość, lekarstwem na nieśmiałość i katalizatorem wyrażania uczuć i przeżyć seksualnych. Generuje konflikty, by później pomóc je zażegnać. Nawet osiedlowy Ojciec Chrzestny, zdałoby się autorytet, jest bezsilnym inwalidą, który w tej kwestii nic nie może zaradzić i na nikogo wpłynąć.
Zostaje nam zaprezentowany szereg polskich powiedzeń dotyczących „upicia się w trupa”, „urywania filmu”, „zalewania robaka”, itd. Pojawia się też oczywiście motyw tradycyjnego, polskiego wesela, na którym panna młoda pijana jest w sztok, mimo że niby ceni trzeźwego kawalera, no, ale przecież „prawy do lewego” zobowiązuje. Sceniczne postacie przeżywają deliria, mają zwidy, piją same do siebie, udając, „że jest ich dwóch”. Tańczą w pijanym transie weselny taniec, przesiąknięty majaczeniem w odmiennym stanie świadomości. W kącie stoi sedes, z którego jednak nikt nie korzysta, stanowi zatem jedynie element dekoracyjny, coś na kształt „Fontanny” Duchampa. W pewnym momencie aktorzy wciągają na teatralne podwórko kawał złomu – wannę, rekwizyt dodający scenie kolorytu Warszawy znanej z twórczości Stanisława Grzesiuka. Wanna spełnia funkcję wieloraką: sikają do niej faceci, którzy akurat nie poszli w krzaki, a do wspomnianego kibla nie trafili, można się w niej obudzić po libacji, można również umierać, bynajmniej nie jak Marat dla idei, tylko lecząc się z kaca i przepicia.
Czym bliżej do końca przedstawienia, tym bardziej aktorzy dystansują się od swych ról. Z resztą w całości nie jest to teatr przeżywania, teatr psychologiczny, w którym można by się doszukiwać czwartego dna. Wysocka nie buduje teatralnych pięter. Zakończenie dobitnie pokazuje umowność działań, brechtowski dystans do granych przez aktorów postaci, następuje ich zupełne rozdzielenie, jak w końcowym monologu „Ifigenii. Nowej tragedii” Michała Zadary. Aktorzy pokazują, że wcielają się w role tylko na chwilę, na czas trwania spektaklu. Dopełnieniem tej struktury jest, pełniąca demaskatorską rolę, piosenka Zbigniewa Wodeckiego „Teatr uczy nas żyć” i przedstawienie kolejno aktorów z imienia i nazwiska podczas ukłonów. Wychodzimy zatem z teatru uspokojeni. Wypieramy z siebie treść, zawartość spektaklu. Próbujemy szybko załagodzić dysonans poznawczy. Przecież to wszystko nas nie dotyczy. Alkoholizm to nie jest nasz problem, ani nasza wina. Kieliszek (czy dwa, czy nawet kilka) wódki to nie od razu choroba społeczna, no przecież każdy czasem musi się trochę zabawić, zaszaleć. Nie można tak zupełnie nic nie pić, nie przesadzajmy. No nie da się, po prostu się przecież nie da. A może by tak kieliszeczek czegoś mocniejszego, tak po spektaklu? A może jednak?
--
Franciszek Bohomolec
PIJACY
adaptacja, reżyseria
i opracowanie muzyczne: Barbara WYSOCKA
scenografia: Magdalena MUSIAŁ
obsada:
Aldona GROCHAL
Lidia DUDA
Ewa KAIM
Katarzyna KRZANOWSKA
Małgorzata ZAWADZKA
Arkadiusz BRYKALSKI
Bolesław BRZOZOWSKI
Juliusz CHRZĄSTOWSKI
Roman GANCARCZYK
Marcin KALISZ
Błażej PESZEK
Jerzy ŚWIĘCH
Krzysztof ZAWADZKI
Premiera: 26 kwietnia 2009 r. - Scena Kameralna