Zacznijmy od tytułu książki – Byliśmy u Kornela wydaje się dość familiarnym sformułowaniem, zupełnie tak, jakbyśmy gościli u przyjaciela, kogoś serdecznego, ciepłego, lecz zarazem nie na tyle bliskiego, ażeby użyć zdrobnienia jego imienia. Jan Józef Szczepański w taki sposób tłumaczy pochodzenie tytułowego wyrażenia: „Byliśmy u Kornela”. To zdanie, często powtarzane przez młodych poetów, młodych, dopiero próbujących swych sił pisarzy, wypowiadane było przez nich w czasach dla literatury najtrudniejszych, w czasach stanu wojennego, kiedy nie działał ZLP, kiedy zamknięte zostały wszelkie możliwości debiutu. I właśnie nie kto inny, tylko Kornel Filipowicz wspierał młodych adeptów pióra – zarówno duchowo (moralnie, intelektualnie), jak i finansowo. Zawsze pozytywnie nastawiony wobec początkujących, debiutujących, przyszłych artystów, Filipowicz cieszył się zasłużoną estymą i poważaniem, stając się jednym z autorytetów moralnych. Jak wspomina jego syn, Marcin Filipowicz: Widać wyraźnie, jak u niego literatura zgodna była z życiem. Jako pisarz był niebywale skromny. Nie zabiegał o zaszczyty. Zresztą, gdyby tak mu na nich zależało, musiałby wstąpić do partii, a to było niezgodne z jego poglądami i oceną rzeczywistości po wojnie. Dawał temu wyraz, podpisując listy protestacyjne, apele intelektualistów, angażował się też w pracę w wydawnictwach niezależnych.

Byliśmy u Kornela to nie tylko zbiór wspomnień o jednym z dość zapomnianych polskich dwudziestowiecznych pisarzy. Na publikację składają się również wybrane utwory Filipowicza: kilka wierszy, szkiców literackich, autobiograficznych, eseistycznych notek oraz kilkadziesiąt lapidarnych (niekiedy dążących ku aforystyczności) zapisków z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku.
Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że w centrum tomu pozostają cztery opowiadania Kornela Filipowicza (Jutro także będzie dzień, Między snem a snem, Fizjologia, Opowieść nie dokończona). Nikt i nic bowiem sugestywniej nie przemawia do odbiorcy Byliśmy u Kornela, niż owe cztery utwory, głęboko zanurzone w historii pisarza, autobiograficzne, osobiste, intymne. Kluczem do częściowego ich zrozumienia okazać się mogą wspomnienia przechowywane przez przyjaciół pisarza – wspomnienia, którymi dzielą się z czytelnikami Byliśmy u Kornela. Filipowicz przygląda się w swoich opowiadaniach rzeczywistości przeplatającej i scalającej się z krainą onirycznych rojeń, snów na jawie, snów między snami. Napisane pięknym (krystalicznym, czystym, prostym) językiem utwory pokazują twórcze możliwości artysty, stając się niejako preludium przed przygodą z pisarstwem Filipowicza (o ile czytelnik nie miał okazji wcześniej poznać dzieł autora Pamiętnika antybohatera). Warto zagłębić się w literacki świat Filipowicza. Jak stwierdził Artur Sandauer: To jest jeden z najlepszych nowelistów.

Połowę publikacji Byliśmy u Kornela stanowią, jak już zasygnalizowałam, wspomnienia o pisarzu. Wyłaniający się z nich obraz czy raczej wielopoziomowy portret, „portret wielokrotny”, przedstawia Kornela jako pasjonata… rybołówstwa, organizatora spływów kajakowych, człowieka silnie związanego z przyrodą i naturą (czyżby to kolejna nić, obok nieco skośnych oczu, łącząca twórcę z Japonią?), otwartego, słownego, rzetelnego, odpowiedzialnego, usiłującego dotrzeć tyleż do drugiego człowieka, ile do istoty człowieczeństwa, znajdującej się ponad ideologiami, polityką… Wśród tych, którzy przywołują i wywołują z (nie)pamięci postać Filipowicza, są na przykład: Jerzy Kronhold, Ewa Lipska, Maria Podraza-Kwiatkowska, Jerzy Pilch, Stanisław Różewicz, Artur Sandauer, Jan Józef Szczepański albo Adam Zagajewski. W tomie odnajdziemy także fragment wywiadu z Wisławą Szymborską, przez długie lata związanej z Filipowiczem – noblistka opowiada o nim, skupiając się na jego związkach z Cieszynem (przypomnę pokrótce, że pisarz spędził dzieciństwo i wczesną młodość w tym wielokulturowym mieście). Pojawiają się wreszcie w książce także wiersze poświęcone literatowi, choćby utwory Bronisława Maja, Leszka Aleksandra Moczulskiego czy Tadeusza Różewicza. Natomiast Stanisław Różewicz odsłania przed odbiorcą inne oblicze Filipowicza: Kornel-scenarzysta. Nie każdy bowiem zdaje sobie sprawę, że takie filmy jak choćby Piekło i Niebo (1966) albo Głos z tamtego świata (1962) powstały na podstawie wspólnych scenariuszy Filipowicza i Różewicza.

Pięknie wydana książka Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu stanowi jedną z istotniejszych i wartych dostrzeżenia publikacji poświęconych życiu oraz twórczości zapomnianego, a wybitnego pisarza. Co ważne, wydawnictwo opatrzone zostało licznymi fotografiami literata oraz… jego kotów – Kizi i Mizi. Nadmienię jedynie, że na zdjęciach wraz z pisarzem pojawiają się między innymi: Julian Przyboś (najpierw nauczyciel, później wieloletni przyjaciel pisarza), Maria Jarema (wybitna polska malarka, rzeźbiarka; zmarła w 1958 r., żona Filipowicza), Stanisław Różewicz oraz jego brat – Tadeusz, Wisława Szymborska czy Ewa Lipska. Drobne komentarze, uwagi czy raczej podpisy pod fotografiami są autorstwa noblistki, Tadeusza Różewicza oraz jednego z synów Filipowicza – Aleksandra. Powstanie tej niezwykłej książki zawdzięczamy Wisławie Szymborskiej oraz Janowi Pieszczachowiczowi (w 2010 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się też monografia Filipowicza, Ku wielkiej opowieści, autorstwa Pieszczachowicza). Dokonali oni wraz z Krzysztofem Lisowskim niełatwego wyboru tekstów Kornela Filipowicza.

Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu
to publikacja wyjątkowa, bo i o wyjątkowym człowieku, o którym zapomnieć nie wolno. Nie tylko ze względu na jego prozę, ale i niezłomną postawę moralną. Jak wspomina Adam Zagajewski: Życie pod ciśnieniem dość łagodnej, lecz wszechobecnej dyktatury nie było łatwe. Nie brakowało więc literatów pochylonych, zgarbionych, chociaż nie garbatych, krzywo chodzących, kaszlących bez grypy, kulejących, mimo że nie kulawych, mających głowę wciśniętą w ramiona, nadmiernie ostrożnych, trwożliwie rozglądających się dokoła, mówiących szeptem lub milczących, albo też wiecznie pijanych. Nie był to piękny tłum, ani moralnie, ani fizycznie (…) Jednym z tych świetnych wyjątków był Kornel Filipowicz: wyprostowany szlachcic polski, z głową dumnie uniesioną. Pisarz wyprostowany. Łowca ulotnych słów i snów, z których konstruował literackie światy…


Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu
Wydawnictwo Literackie, 2010


Peregrynacja Robinsona (Ku wielkiej opowieści. O życiu i twórczości Kornela Filipowicza)