Przed ponad dziewięćdziesięciu laty literaturoznawcza rosyjska szkoła formalna wskazała, iż w sztuce istotne jest to, co wybija odbiorcę z automatyzmu percepcji, a takim czynnikiem jest niezwykły i przyciągający uwagę element, czyli tak zwany chwyt. Na poziomie narracji utworu można wybrać do roli mówiącego choćby konia (Bystronogi Lwa Tołstoja) czy psa (Wierny Rusłan Gieorgija Władimowa) – i ten niecodzienny wybieg zaskoczy czytelnika. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, iż Andrzej Bart w Rien ne va plus posłużył się niczym innym jak chwytem, gdy zdecydował się uczynić narratorem powieści… konterfekt. Zapewne jedną z pierwszych asocjacji czytelników będzie Portret Doriana Graya Oscara Wilde’a. Rzeczywiście ziarno Wilde’owskiego (arcy)dzieła jesteśmy w stanie uchwycić w Rien ne va plus, ot – dusza zaklęta (zamknięta) w obrazie, dusza człowieka rozpustnego i lubieżnego… Innym równie cennym dla interpretacji skojarzeniem okaże się portret inkwizytora Dona Fernanda Nina de Guevary, który pojawia się w Weselu hrabiego Orgaza Romana Jaworskiego.
Warstwa fabularna utworu Andrzeja Barta oscyluje wokół burzliwych dziejów portretu włoskiego księcia d’Arzipazziego, a w szczególności jego wojaży po Polsce, wymuszonych i sprowokowanych licznymi zmianami właścicieli – od koneserów malarstwa po prostych i nieobeznanych w sztuce ludzi. Peregrynacja po nadwiślańskim kraju trwa przeszło dwieście lat, rozpoczynając się wraz ze schyłkiem XVIII wieku i bliską abdykacją Stanisława Poniatowskiego. Niezwykłe przygody, zbiegi okoliczności i zwroty akcji przywodzą na myśl powieści awanturnicze. Niemniej jednak Rien ne va plus pisane jest raczej w stylu gawędy szlacheckiej spod znaku Henryka Rzewuskiego, autora między innymi Pamiątek Soplicy.
Jak się wydaje, dla księcia d’Arzipazzi podróż po Polsce staje się pretekstem, aby mówić o sobie. Snuje tym samym opowieść o własnym życiu, dokonaniach, czasach młodości i wieku dojrzałym. Nie unika przy tym retuszowania, korygowania przeszłości. Główny bohater (i zarazem narrator) powieści Barta to bezsprzecznie mitoman, zręczny mistyfikator, który pragnie pozostawić po sobie drugi, obok portretu malarskiego, wizerunek swojej osoby – tym razem jednak będzie to obraz stworzony ze słów. Co ciekawe, wędrówka wyraźnie odciska piętno na duszy włoskiego księcia. Rozpoczyna on bowiem opowieść od afirmacji kobiecości, życia, witalności i przygód. To, co porusza zmysły, staje się dla niego nadrzędną wartością. Analogicznie z językiem – żywy i barwny, zarówno gdy narrator wspomina czasy swojej młodości, jak i gdy opisuje wydarzenia z końca XVIII i początku XIX wieku. Warto zwrócić uwagę na stopniowe przemiany zachodzące w tożsamości księcia. Początkowo sceptycznie przygląda się Polakom, z czasem stając się jednym z nich (mówi „my Polacy”, „mój naród”).
W okolicach pierwszej wojny światowej książę zapada w swoisty sen (życie snem?), z którego tak naprawdę już się nie obudzi, a jedynie co jakiś czas na chwilę odzyska świadomość. Częściej majaczy i śni, przebywając w onirycznej krainie swoich marzeń – bezpiecznej przestrzeni przeszłości. Język zamiera, niknie, gaśnie. Podobnie narrator. D’Arzipazzi od afirmacji powoli przechodzi ku wyciszeniu, poszukiwaniu spokoju, wytchnienia, ukojenia. Faktycznym zamknięciem jego życia stanie się… muzeum, osobliwy grobowiec sztuki. Można zaryzykować twierdzenie, że muzeum okazało się rzeczywistym celem tułaczki obrazu. Innymi słowy – zdaje się, że niemal każde dzieło sztuki predestynowane jest do znalezienia się prędzej czy później w galerii (osobliwości).
Andrzej Bart w Rien ne va plus reinterpretuje motyw podróży. Oto dusza zamknięta w portrecie, wędrując od jednego do drugiego właściciela obrazu, obserwuje Polaków. Obserwowani jednak stanowią pretekst do wspominania (liczne reminiscencje wypełniają dzieło Barta) oraz do porównywania i zderzania wyobrażeń z rzeczywistością. Książę d’Arzipazzi w efekcie patrzy na samego siebie, spogląda na zachodzący w jego duszy (umyśle?) proces zarówno odtwarzania faktów z przeszłości, jak i przetwarzania teraźniejszości. Jednocześnie podróż przywodzi na myśl ściśle kontrolowaną wyprawę, swoisty Panoptikon, w którym więzień ma wrażenie, że permanentnie jest obserwowany. Książę bowiem wbrew własnej woli zatrzymany został w Polsce na dwieście lat. Z biegiem czasu wrósł w „polskość”, ale na ile było to przyzwyczajenie czy przystosowanie się do bieżących warunków, a na ile własna, nieprzymuszona wola i chęć?
Wymowny tytuł utworu Barta, Rien ne va plus, zaczerpnięty został z… ruletki. Krupier przed puszczeniem kulki w ruch mówi: „Rien ne va plus”, co oznacza, że więcej nie wolno już stawiać. W kontekście całego dzieła Andrzeja Barta rozmaicie można interpretować tytułowe sformułowanie. Począwszy do dosłownego – gry hazardowej (wszak na kartach książki pojawia się wspomnienie gry w ruletkę), skończywszy na hipotezie głoszącej, że życie jest grą. Do pewnego momentu możemy, a nawet musimy obstawiać szczęśliwe cyfry i wybierać kolory (jakże znaczące: czarny albo czerwony), później zaś czekamy jedynie na wynik, przesądzający o naszej dalszej grze. Człowiek jawi się jako boże igrzysko.
Zmieniające się jak w kalejdoskopie (kraj)obrazy, zależność księcia d’Arzipazziego od kaprysów losu i gry podświadomości współtworzą niezwykłą powieść. Rien ne va plus to swoisty eksperyment z optyką. Odbiorca czuje się jakby przebywał w gabinecie luster…
Andrzej Bart, Rien ne va plus
W.A.B., 2010
Andrzej Bart, Fabryka muchołapek - recenzja >>