Wszystko to, jak powiadam, jest jasne. Istnieje jednak coś, czego za cholerę nie można odgadnąć w przypadku takich książek, mimo całej oczywistości tropów. Idzie de facto o drobiazg – o finał opowieści. Dlatego – mimo jasności, jaką ma recenzent, jaką notuje sobie w swoich notatkach na brudno, skoroszytach – czyta się dalej.

Problem z powieścią Gstreina mam jeden, lecz zasadniczy – podobno jest to historia o bałkańskich niepokojach, „wojnie w Chorwacji i byłej Jugosławii” (jak stoi na okładce). Być może i tak jest, to znaczy – gdybym stwierdziła, że temat ten w ogóle w _Rzemiośle_ się nie pojawia, oznaczałoby to, że opuszczałam co drugą stronę. Mówiąc wprost, to książka, która opowiada o kotle na Półwyspie Bałkańskim, lecz – w ostatecznym rozrachunku –mówi o czymś zupełnie innym: o MÓWIENIU o wojnie, nie zaś o niej samej. Zbyt subtelne rozróżnienie? Ponowie – być może. Jednak, jak mi się zdaje, właśnie dzięki niemu jesteśmy w stanie ulokować książkę Gstreina jak najdalej od dokumentu stricte historycznego, ckliwego pamiętnika z okresu, wspominków kombatanckich. Zwłaszcza wtedy, gdy – powtórzę – książka powyższymi nie jest i być nie chce. Gstrein bardzo szybko czyni ze swoich głównych bohaterów – narratora powieści, którego imienia mimo najlepszych chęci nie wychwyciłam oraz Paula – pisarzy czy też raczej – dziennikarzy, których ambicje zawodowe ograniczają się wyłącznie do tego, by jak najszybciej wydać powieść. Na przykład Paul, reportażysta działu „Podróże” w jednej z hamburskich gazet, spędza większość czasu kompilując opisy wycieczek „nie ruszając się z miejsca”, jak powiada narrator. Dopiero śmierć korespondenta wojennego, Allmayera, który zostaje zamordowany w Kosowie przez lokalnych bandytów, stanowi dla Paula impuls, by rzeczywiście wyjechać. I to nie raz.

Jak możemy się domyślać, bohaterowi nie idzie przede wszystkim o werystyczne opisanie historii życia i śmierci Allmayera – ten, nota bene, okazuje się nagle dawnym przyjacielem Paula, kochankiem żony naszego „dziennikarza” – którą przekazano by współczesnym i potomnym.
Paul jest przekonany, że to świetny materiał na książkę. _„(…) Mogliśmy_ [narrator i Paul – przyp. red] _dyskutować godzinami bez jakiejkolwiek konkluzji, dopiero później domyśliłem się, że wcale mu o nią nie chodziło, że po prostu wypróbowywał na mnie scenę z powieści, dramatyczny dialog (…)_, _(…) nic nie wiedział_ [Paul] _o tym wydarzeniu ponad to, że się wydarzyło, wszystko inne rozgrywało się w jego głowie, zostało wymyślone tylko dla mnie (…)_ – tego rodzaju stwierdzenia pojawiają się w _Rzemiośle_ nieustannie. Zresztą sam narrator – choć wręcz nadmiernie subtelny, do potęgi wyważony i celowo nijaki, co pisałabym Gstreinowi na plus w tym wypadku – jest nie mniejszym od kolegi rzecznikiem fikcji. W pewnym momencie dowiadujemy się, że ów, jak tylko wraca do mieszkania, skrupulatnie opisuje każdą minutę spotkania z Paulem, podporządkowuje – za przeproszeniem – życie życia pisaniu o nim: _(…) umówiłem się
z nim od razu (…) w Marienhof przy Admiralitätsstrasse, dokąd chciałem pójść już choćby dlatego, żeby później zgodnie z prawdą napisać, że się tam spotkaliśmy. Lubiłem dźwięczne nazwy (…)_.

W takim świetle zwłaszcza dwie kwestie zasługują na uwagę czytelnika. Po pierwsze – całkowita „fikcjonalizacja” rzeczywistości, po drugie zaś – zupełna jej instrumentalizacja. Zagadnienia te, rzecz jasna, łączą się ze sobą. Wraz z rozwojem akcji, której więcej jest tutaj – raz jeszcze – w opowieściach poszczególnych bohaterów niż w „bezpośrednim oglądzie”, widzimy, jak Paul traci kontakt ze światem. Nie chodzi tutaj o, jakże zresztą pospolite, oderwanie artysty-geniusza-odmieńca od rzeczywistości, lecz o coś znacznie groźniejszego – o oderwanie rzeczywistości od niej samej, skwapliwe przyzwolenie na to, by interpretować ją (nawet w jej najdrobniejszych przejawach) w sposób, który zaspokoiłby potrzebę danej chwili, zaspokoił osobisty kaprys. W ten sposób Paul odczytuje nie tylko ślady życia Allmayera, do jakich udało mu się dotrzeć, ale również własną egzystencję naznacza ową konfabulacją, sprawiając tym samym, że losy wszystkich, którzy mają w niej jakikolwiek udział (na przykład ukochanej Paula, Heleny), przestają być czymkolwiek autonomicznym, stają się jedynie pochodną pomysłu bohatera. _Albo to źle opowiedziane, albo coś tu się nie zgadza – powiedział, jakby to było wszystko jedno. – Ostatecznie na to samo wychodzi_, _Nawet jeśli rzeczywistość była inna, taka możliwość przecież wchodziła w grę_, _Wyjechał następnego dnia bladym świtem, nie zostawiając żadnej wiadomości, spokojnie mogę z niego zrezygnować_ [w powieści – przyp. red] – to wszystko to, rzecz jasna, Paul. Symptomatyczny, być może nawet bardziej symptomatyczny od „sprawy Allmayera”, jest w tym kontekście związek Paula z Heleną, który narrator skomentował w następujący sposób: _(…) Irytuje mnie, jak swobodnie miesza_ [Paul] _obie płaszczyzny, nie rozróżnia jej_ [Heleny] _życia i swojego pisania (…)_. Dochodzi wręcz do tego, że Helena – której rodzice urodzili się w Chorwacji – staje się w przekonaniu Paula współsprawczynią bałkańskiej wojny. Śmieszne? Śmieszne i straszne.

Rzeczywistość, która funkcjonuje w _Rzemiośle zabijania_ jako padlina (_- Jak sądzisz, jaką rolę odgrywa tu rzeczywistość? […] Oczywiście jest padliną_), istnieje tylko po to, by bohater mógł ją rozczłonować, roznieść, pożreć. Wziąć w posiadanie. To jeden
z aspektów owego uprzedmiotawiania. O drugim wspomina narrator: _(…) rozkładał_ [Paul] _jego_ [Allmayera] _życie, jakby dzięki temu miało się stać bardziej rzeczywiste, sensowniejsze albo jakie bądź, a nie po prostu, ot, tak skończyć się (…)_. Instrumentalizacja rzeczywistości okazuje się zatem, jak sugeruje się w _Rzemiośle_, sposobem nadawania jej – i przede wszystkim sobie – znaczenia; to swoista obrona przez wmuszonymi przez tę samą rzeczywistość niemocą, bezładem, anonimowością. Choć pewnie pokiwamy ze zrozumieniem głową w tym miejscu, oczywiście nasuwa się pytanie, czy – mówiąc wprost – mamy prawo uprawiać owo „rzemiosło zabijania”? W imię sensu sens zatracać? Nie podejmę się w tym miejscu odpowiedzi, jedno pozostaje natomiast pewne – Gstrein, jeśli odsunąć na drugi plan wątek samej wojny, wywołuje nas do tablicy. _Rzemiosło zabijania_ to bowiem książka nieoczywista w najgłębszym rozumieniu tego słowa. Wszystko, o czym mówi, istnieje i nie istnieje zarazem, a w ten sposób i ona jednocześnie jest i jej nie ma. Starczy zadać sobie pytanie: czy realizm magiczny a rebours jest nadal realizmem magicznym lub też – czy łże-melodramat wciąż jeszcze uznać można za melodramat? Gdzie przebiegałaby granica? Może, najzwyczajniej w świecie, istnieją i nie-byty. A może to nie-byt jest bytem właśnie, do tego jedynym prawdziwym - sumą sprzeczności, pełnią pełni?



_Rzemiosło zabijania_
Norbert Gstrein
przeł. E. Kalinowska,
"Czarne":http://www.czarne.com.pl/?m=1&ln=pl, 2009










« powrót